Wyprawy

INDONEZJA – wyspy BALI i GILI, SINGAPUR – 9 XI, BALI, Lovina

MP_BALI_baner250

INDONEZJA – wyspy BALI i GILI, SINGAPUR
9 XI,  BALI, Lovina

 

 

Dziś robimy objazd okolic Loviny w kierunku generalnie zachodnim. Najpierw jedziemy za zach. główną drogą późiej odpadamy na południe i po wspięciu się sporo metrów w górę jedziemy przez rolniczą okolicę drogą, której przebieg wyznaczają grzbiety górskie.

Miało być miło a co chwila Putu pyta czy View Point OK! No jest qr%^&* OK! i muszę drygać kolejnymi groblami po tarasach pół ryżowych i wymyślać nowe ujęcia… A jeszcze się w nocy nie wyspałem więc męczę się strasznie. Piwa żadnego bo okolica taka, że sklepiki tylko mają ciepłą wodę do picia. Oczy moje ogniskują się tylko na charakterystycznych skrzynkach Bintang’a, których tu nie ma więc nie wiem co będzie ze zdjęciami. Ratować może tylko AF. Na szczęście po drodze mamy atrakcje targowania. Putu chce kupić dla mamy w Sarangaja dużo mangosteen. Takie owocki, które w Kucie osiągają 20 000 rupii za kg. Tu kupujemy kg za 5000 lub taniej bo bierzemy wszystko co dany sprzadawca ma. Skupujemy prawie 100 kg owoców. Więcej bagażnik nie wytrzyma. Owoce bardzo ciekawe. Mięsista skóra z miąższem na 0.5 cm chroni białe jakby ząbki czosnku. To właśnie one się zjada. Pycha! Dla mnie jest wyczuwalny delikatny smak osłodzonej kawy zmieszanej z mandarynką i lekkim dodatkiem czerwonego grapefruita. Jak to powiedziałe to Ania spytała co piłem gdzieś na uboczu ale sama lepszego pomysłu nie miała na opis tego smaku…. Królowa Victoria oferowała szlachectwo dla tego kto dostarczy do Anglii owoce te w dobrym stanie – nikomu się nie udało !!!

Większość część dnia plączemy się po interiorze z pięknymi polami ryżowymi, plantacjami kakaowców, bananowców i …ców …rów, że nazwy nie wspomnimy bo nie znamy. Znowu okolica taka, że suchy kij wsadź w ziemię to zakwitnie….

Wreszcie widzimy ocean i trafiamy na wybrzeże czyli główną drogę. Trafia się również coś w rodzaju małego miasteczka. Jest warung bardzo lokalsowy i strasznie trudno się dogadać nawet za pomocą Putu. Michaś zanim sprawdziliśmy co ma na talerzu wsadził ozorek do makaronu a Staś nawet go zjadł. Ja szukałem piwa, Anię zagadali i jak wróciłem to było dwóch wyjców z ozorami do pasa. Makaron był spajsi!!! Powyli, wody popili i z czasem przestali. Trzeba ich jak najszybciej nauczyć jedzenia spajsi. Jak nie piecze w język to złe!!! Będzie im łatwiej jeść w podróży.

Poza krajobrazami mieliśmy jeszcze dwie atrakcje. Pierwsza to BIG TREE przez które przejeżdża samochód. Amerykanie dokonali gwałtu na drzewie i wyrżneli w nim dziure i się głupio tym chwalą… I to niby w parku narodowym takie durnoty wyprawili… a tu jest zwykła wiejska droga. Nikt na drzewo ręki nie podniósł bo kultura tu większa a nawet dwie kapliczki postawili zamiast kasy. Drzewo oplata drogę tworząć bramę i jest OK! Nawet ciężarówki się mieszczą.

Druga atrakcja to klasztor buddyjski. Fajnie! Do czasu! Im wyżej tym więcej tabliczek MEDYTACJA CISZA!!! Chłopcy zostają na 3 poziomie ja z Putu zdobywamy ze 3 kolejne. Ładnie. Siedzą nawiedzeni i mają ruchy jak miś koalaczy inny leniwiec. Idziemy za jednym takim który kroki robi jakby (pominę jakby co…). O własne sandały mało się nie zabiłem usiłując iść tak powoli… A musiałem dryptu… dryptu… po cichu by mu nirwany nie przerwać… Zmęczony byłem widokiem ich nic nie robienia tj. medytowania. To nie dla mnie! Wściekłbym się do połowy dnia…. No chyba, że bym pląsał po ścieżkach z notebookiem i MP3jką na uszach. Muza oczywiście byłaby medytacyjna ACDC, JudasPriest, Budgie,…

A wiecie co jest najlepsze po powrocie do Loviny???!!! Mamy przed sobą dwa dni laby!!! Tak mi adrenalina skoczyła od tej medytacji, że do późnej nocy szaleliśmy na basenie. Obsługa nieśmiało wyłączała kolejne światła a my wyprawialiśmy cuda w wodzie…

Dzień kolejny minął….

Zdjątka:

 
Lovina…
jaka jest….


Pierwsza cz. dnia to….


…pola ryżowe…


…i ryż…


…itp…


Hurtowo kupujemy owocki – nawet waga się zepsuła!


Czy ten durian może śmierdzieć?! Chiba nie…..


Liści kakaowca niesposób pomylić…


…owoce…


…suszą się pesteczki – tam jest czekolada… 😉


Idą po polu ryżowym ale po… arbuzy!.


Drzewko….


…nie tylko nasz bus się mieści ale również ciężarówka!.


.


Widzicie minę Michałka! Nie wolno mu wyjadać cukru z cukiernicy
ale dostał za to kawał trzciny cukrowej!


Znowu ten ryż.


Inspekcja na polu.

\
Postawili strachy i poszli do domu.


Chłopców zachwyca szczególnie system nawadniania.


A tak wygląda zwykły las.


Na koniec dnia trafiamy….


…do klasztoru…


…buddyjskiego.
Chłopcy namalowali własną wizję wpisu donacyjnego.


Snują się,… siedzą….


…lotosują się…
Zmęczyłem się ich nic nie robieniem.


Uciekamy.


A jednak nirwana….


Spotkana po drodze młoda para.


Miły uśmiech na koniec dnia.


Plaża w Lovinie. Dobranoc.

 


…:: kolejny dzień :::: strona główna :::: poprzedni dzień 8 XI ::…

(c) Portal Małego Podróżnika

Share