Wyprawy

CHORWACJA (+ Słowenia + Czechy) – dzień 3

CHORWACJA (+ Słowenia + czeski Mikulov) – 2010
dzień 3

 

Plażujemy i zwiedzamy Rovinj

Obiecujemy sobie pospać dłużej. Należy sie po jeździe ale i z powodu święta państwowego w Chorwacji… Nie ma co się spieszyć… Ale, ale,… Chłopcy wstają jakby chcieli iść do przedszkola. Nie ma rady. Trzeba wstać, śniadanko i na plażę. Nadmuchujemy wszystkie akcesoria plażowe i z wielkim samolotem (prawie jak ten wodujący na rzece Hudson… ;-)) schodzimy na plażę.

Plaża chłopców zaciekawia bo zamiast białego piasku mają biały żwirek. Bardzo miły wynalazek bo nie oblepia jak piasek a daje się również usypywać w zamki, wulkany. Jak się pokopie głębiej to mamy skałkę bardzo zerodowaną pełną małych grot i jaskiń. Cudownie się przelewa wodę. Po etapie budowania chłopcy się pochlapali po czym Michałek wsiadł do małego pontoniku i zaczął pływać wzdłuż brzegu. Wyjątkowo [;-)] posłuchał się taty i wziął do rąk dwie łopatki i używał ich jak wioseł. Pływał rewelacyjnie. Tak się rozszalał, że przestał dla odmiany słuchać taty i po kolejnym wpłynięciu pędem na skalistą rafę ponton wydał PSSSSYYYYTTT… i zaczął nabierać wody. Paniki na pokładzie nie było, Michał dopłynął do brzegu i osiadł na mieliźnie.

Skoro ponton miał awarię łatwiej bylo wyciągnąć chłopców na obiadek czy razej drugie śniadanie. Zjedli pomidorówkę i jedziemy do Rovinj. Chłopcy zasnęli zaraz za bramą Campingu. Jesteśmy na Auto Campingu Vestar 5 minut od Rovinj (jadąc zgodnie z ograniczeniami). Na wjeździe do miasta dwa markety Lidl (jak nasze Lidle) ale obok jest znacznie większy i bogato zaopatrzony supermarket no… powiedzmy jak nasz Real. Wjazd z tego samego ronda.

Po zakupach robimy rundkę po głównych ulicach Rovinj. Po zapoznaniu się z topografią miasta jedziemy na parking tam gdzie odpływają katamarany do Venecji. Stamtąd jest najbliżej na starówkę. Wędrujemy wąskimi uliczkami o wypolerowanym przez wieki bruku coraz wyżej i wyżej pod mury górującego nad miastem kościoła Św. Eufemii. Widoki z góry świetne, uliczki fantastyczne a domy zbudowane z taką fantazją jakby prawa fizyki nie obowiązywały. No i ta cudowna łączność sąsiedzka przez ulice na wysokości np. 2 piętra przeciągniętymi sznurami do suszenia prania. Jak pranie się nie suszy to i sól można podać albo buteleczkę wina lub rakiji. No ale wina to raczej nie może zabraknąć. Na każdej uliczce sklepik o wdzięcznej nazwie Vinoteka.

Bruki polerowaliśmy na tyle skutecznie że chłopcy zażądali jedzenia. Dobrze, że byliśmy na uliczce łaczącej marinę z portem katamaranów więc mieliśmy do wyboru niezliczone knajpki. Wybór padł na uroczą pizzerię bo w końcu chłopcy zakrzyknęli, że chcą pizzę! Jedli ją na wyścigi! Miło było patrzeć. Ania liczyła na pizzę po chłopakach więc zamówiła miskę sałaty a ja pierwsze lokalne danie czyli ćevapčići – małe kiełbaski z mielonego mięsa wieprzowo-wołowo-baraniego… PYCHA! Już mam plan na wyjazd – raport z lokalnych dań! Dodatkiem do kiełbasek były frytki sosik na bazie marchewki, oliwy i… cząstki cebulki na liściu sałaty… Czy pisałem, że pycha!!!

Po obiadku dotaczamy się do samochodu i jedziemy zobaczyć panoramę Rovinj z tzw. vis-a-vis. Miejsce do kąpieli dla chłopców gorsze a z godzinę trzeba czekać do ładnego oświetlenia miasta więc decydujemy się wrócić na camping a zdjęcia wieczorne zrobimy jutro. Nasza motywacja była tym większa, że mieliśmy 10 kg arbuza!

Zalepiliśmy dmuchańca przedziurawionego na rafie i chłopcy poszli z Anią na plażę a ja zgrywam zdjęcia, ładuję baterie i… piszę bloga.

Jeszcze kolacja i chłopcy padają o 22.00 tak pełni wrażeń, że żadna bajka nie jest potrzebna. 3 minuty i śpią. Dobranoc…

ZDJĘCIA:


Początek dnia w naszej zatoce.


Michał pływa a Staś straszy samolotem.


Jakby komuś morza było mało to jest basen.


ROVINJ – parking przy przystani i od razu…


…jakieś atrakcje! Kontrola cum.


Michał zdobył pachołek cumowniczy.


Zapuszczamy się w gąszcz wiekowych uliczek.


Zobaczcie jak wyślizgany jest bruk!



W wielu kamienicach są galerie z pamiątkami.


Coraz wyżej i wyżej…


…i wyżej się nie da… no chyba,
że na wieżę kościelną – kościół Św. Eufemii.


Schodzimy w dół…


…znowu pełne uroku uliczki.


Mamy siłę biegać bo….


..się świetnie odżywiamy.
Michaś trenuje do konkursu wyciągaczy sera!


Stas się nie certoli tylko JE!


Wędrujemy dalej…


Bruk mnie zauroczył – jest niesamowity!


Pranko!


Marina.


Piękne złociste słoneczko na koniec dnia i kąpiel na naszej plaży.

.:. POPRZEDNI DZIEŃ .:. strona główna .:. NASTĘPNY DZIEŃ .:.
Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.

 


(c) Portal Małego Podróżnika

Share