Wyprawy

KUBA – dzień 10 (Trinidad i Valle de los Ingenios)

MP_KUBA_baner250
KUBA. Muzeum Niespełnionych Marzeń
dzień 10

Trinidad i Valle de los Ingenios 
No dobrze… czyżby przesyt Trinidadem? Rano nie polerujemy bruku. Może z małym wyjątkiem. Ania z Łucją idą do domu Santerii i znaleźć pewną słynną restaurację, która wygląda jak muzeum by zarezerwować nam miejsce na kolację. Kiedy wracają jedziemy w okolice Trinidadu do doliny: Valle de los Ingenios.

Niedaleko, raptem kilka kilometrów za miastem. Naszym głównym celem w dolinie jest słynna plantacja trzciny cukrowej Manaca Iznaga. Dlaczego słynna? Dom całkiem spory, w środku restauracja i żadnego sensownego wyposażenia więc co nas tu ciągnie? WIEŻA! Wysoka wieża! Właściciel plantacji Manaca Iznaga – Pedro – lubił mieć oko na wszystko. Ale nie lubił się męczyć. Więc… wzniósł wieżę. Z wieży widać daleko. Jak rośnie trzcina, jak się ją zbiera. Kto się uchyla od pracy, a kto nie. Wieża ma 44 metry i słusznie została doceniona przez Łucję, Anię i dzieci. Ja z Ernestem zostaliśmy wysłani na górę z naręczem aparatów foto. Efekt to litr potu i zadyszka. Szczęśliwie nadal wokół rośnie trzcina cukrowa i co prawda nie ma sugar milla ale prasa do trzciny z której spływa cudowny sok. Po wspinaczce taka szklaneczka soku trzcinowego i piwo Bucanero to coś nieprawdopodobnie pysznego.

A poważnie rzecz ujmując dolina stała się sławna ze swych licznych cukrowni. Powstały one kiedy plantatorzy francuscy zostali wypędzeni z Haiti. To właśnie tu urodziła się potęga cukrowa Kuby. To również dzięki tej dolinie Trinidad jako centrum handlu bogacił się. Do czasu… Dawni niewolnicy wyzwolili się, a brzemienny dla tej doliny był rok 1959. Wiele cukrowni spłonęło. Dolina straciła na znaczeniu. Paradoks historii polegał na tym, że Trinidad z Valle de los Ingenios został wpisany na listę UNESCO. Nie wypadało, nawet rewolucyjnej Kubie, ośmieszać się przed światem więc zaczęto dbać o to co pożogi pozostało. Część obiektów odrestaurowano przerabiając jednocześnie na restauracje i muzea.

Podobna sytuacja była w Trinidadzie. To było miejsce handlu niewolnikami, który rewolucja obaliła, a miasto skazała na zapomnienie ale… Nagle okazało się, że to cudownie zakonserwowane historycznie miasto to żyła złota z racji przyjeżdżających tu turystów. Oczywiście konserwacja domów rozpadających się po latach zapomnienia to pic na wodę i propaganda. Gdyby nie liczne casas i restauracje to wiele domów ległoby w gruzach.

Kiedy byliśmy na górze wieży nasze Panie zadzieżgnęły więzi z innymi paniami, które handlują pamiątkami. Nie ma jak to się zaprzyjaźnić. Później w negocjacjach handlowych wszystko idzie lepiej. Zresztą o czym tu mówić. Towar przedni i to 3 do 4 razy tańszy niż w Trinidadzie. Stajemy się właścicielami 30 szt. pięknych biżuterii z nasion różniastych i dwóch lalek black & white.

Zwiedzamy budynek hacjendy ale niewiele w nim zostało z dawnych czasów. Zaciekawia nas natomiast i naszych chłopców zabytkowa prasa do trzciny z tyłu domu. Wsadzało się między walce trzcinę i obracało je chodząc w kieracie. Leciał sok, który zagęszczony i doprowadzony do postaci suchej stanowił cukier – źródło bogactwa dawnych właścicieli.

Niestety nie ma na stacji starego pociągu. W sezonie turystycznym i gdy pociąg nie jest zepsuty to parowóz w tempie piechura wozi tu turystów z Trinidadu. Jedzie też dalej do kolejnej plantacji gdzie m.in. jest malowniczy most nad rzeką. Wspomożeni kolejną szklaneczką soku trzcinowego jedziemy dalej.

W kolejnej hacjendzie witają nas kowboje czyli gauczo dzielnie prężący się w siodłach, a nawet galopujący po wąskiej ścieżce. Ale my skręcamy przed nimi na drogę żelazną. Idziemy po podkładach w kierunku mostu. Most jak na Kubę imponujący. Ze cztery przęsła. Kiedy kończy się nasyp mamy pod soba pustkę. Dopóki są podkłady to OK ale wkrótce zieją metrowe dziury, a i wspomniane podkłady są tak spróchniałe, że połowy już ich nie ma. Chodzenie po takiej konstrukcji z chłopcami za rączkę nie jest rozsądne więc się z godnością wycofujemy. Mamy i tak satysfakcję bo kolejni turyści nie przeszli nawet jednego przęsła.

Hacjenda Casa Guachinango nas mile zaskakuje… muzyką. Świetna ekipa jakby przerzucona z Meksyku gra kapitalnie. Hiszpanka zafascynowana ich grą znalazła utwór, który razem znają. Oni grają, ona śpiewa. Kiedy odjeżdżają Ania ze Stasiem zostają zaproszeni do muzykowania. Siadają na skrzyni między muzykami, która okazuje się… kontrabasem. Jest otwór rezonansowy i szereg sprężyn, które naciskane i puszczane wydają dźwięki podobne do gitary basowej lub kontrabasu.

Nasyceni muzyką i sokiem z trzciny cukrowej oraz Bucanero wracamy do Trinidadu. Ja zgrywam zdjęcia a Ania z chłopakami jadą drugim samochodem z Łucją na półwysep Ancon poplażować… na półwyspie jest wąska piaszczysta plaża i szereg hoteli. Niestety zrobili je w wersji all-inclusive i basen jest niedostępny (chyba, że zapłacimy 20 CUC od osoby co jest chora ceną). Ale plaża i leżaki są for free no i mamy barek na plaży.

Wieczorem wszyscy idziemy na kolację do qltowej restauracji Sol Ananda. Otwarta niedawno na głównym placu. Trafić łatwo bo wystarczy zejść prawą stroną placu mając za plecami katedrę. Nowość jeszcze nie opisana w Lonelce ale absolutnie niezwykła. Zastawa sprzed 100 lat, srebrne sztućce, których komplet na osobę waży z kilogram. Coś niezwykłego. Oczywiście mamy bardzo sympatycznie grający zespół muzyczny i znakomite jedzenie. Od dań prostych dla dzieci jak spaghetti po cudownego homara w sosie ananasowym.

Nie robię więcej smaku – dobranoc…

ZDJĘCIA:


Ania wspięła się rano na dachy Trinidadu.
Trinidad – Dom Santeri.



A to już nie muzeum ale restauracja Sol Ananda – wrócimy tu wieczorem.


Najbardziej wypasiony „Polakito” (Fiat 126p – Maluch) jakiego spotkaliśmy.


Tak wyglądała hacjenda i cukrownia Manaca Iznaga.


Manaca Iznaga – widok doliny i hacjendy z lotu Kobusa.


Tak wyglada budynek hacjendy z połowy wysokości wieży.


Kupić, nie kupić – pogapić się można.




Zabytkowa prasa do trzciny.


Mali plantatorzy patrzą jak im trzcina rośnie.


Wnętrza hacjendy – obecnie restauracja.


Współczesna praska do soku z trzciny cukrowej.


Mniam.


U nas akcja „szklanka mleka” dla każdego ucznia,
a tu „szklanka soku z trzciny”.


Most niedaleko Casa Guachinango.


Gaucho w Casa Guachinango.



Kolejni świetni muzycy.


Można tańczyć…


…lub grać razem z nimi.


Z dawnych wnętrz niewiele zostało.


Znowu w Trinidadzie – tym razem w niezwykłych
pastelowych kolorach zachód słońca.


Katedra.


Restauracja Sol Ananda.


Śpiewy przy kolacji…


…z zespołem Quartet La Isla.


Mój homar i zobaczcie jaka zastawa!
Wielbiciele w Polsce takiego jedzenia nie denerwujcie się!
To jest tu jak u nas klasyk: schabowy, frytki, surówka!


Restauracja Sol Ananda i nasza ekipa.



Pełni entuzjazmu fotograficy podczas…


…sesji foto z piękną modelką.


Porównywanie kadrów i dyskusja.


Dziś na schodach przy Casa de la Musica…


…nie próżnują ale jest mniej tanecznie turystycznie…


…bo…


…są pokazywane tańce Santerii.

.:. DZIEŃ 9 .:. MENU WYPRAWY .:. DZIEŃ 11 .:.

Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.

Share