Wyprawy

KUBA – dzień 16 (Cayo Romano)

MP_KUBA_baner250
KUBA. Muzeum Niespełnionych Marzeń
dzień 16

Odkrywamy bezludną Cayo Romano
Dość zagospodarowanych plaż. Szukamy ostatnich cudownych plaż na Kubie jeszcze bez ludzi i hoteli. Zanim to jednak nastąpi czas na nurkowanie w „Ogrodach Króla”. Ma to być podobno wysokiej klasy przeżycie. No dobra. Zobaczymy.

Jadę na 9.00 do bazy nurkowej. Ania zostaje z chłopakami w hotelu niech dośpią i trochę odpoczną od słońca po wczorajszej plaży. Zresztą nie są w stanie wstać, a pozostało 5 minut do spotkania w bazie nurkowej. Mamy zaplanowane na 100% jedno, a może i dwa nurkowania. Nawet się dużo nie spóźniłem. Po mnie doszła jeszcze trójka nurków. Sprzęt przygotowany i sprawdzony, breefing zrobiony i czekamy na łódź. Jedna łódź obsługuje przynajmniej ze trzy centra więc spóźnienia po 20 minut są tu chyba normą. Ja stosuję klasykę kubańską czyli koszulka i majtasy, żadnej pianki. A trzech Anglików wbiło się w pełne pianki już o 9.15, teraz jest +31 stopni i godzina 10.40 – jeszcze kilka minut i zdejmą piankę razem z odparzoną skórą. Niby sobie cosik tam nalewają z baseniku do płukania sprzętu ale chyba najlepiej sprawdziło by się wiaderko tłuczonego lodu. Jest łódź! Człapiemy przez plażę, walka z przybojem bo fala całkiem spora i zajmujemy miejsca w łodzi.

Odpalone silniki płyniemy. Niekiedy musimy zwalniać bo fala wali jak złoto. Wreszcie bojki kotwiczne. Szyper łapie je bosakiem i cumujemy. Jeszcze przypomnienie breefingu i z burty chlupiemy po kolei. Jest nas siódemka i nasz prowadzący z bazy.

Chlupałem jako drugi. Zanim wszyscy znaleźli się w wodzie patrzę pod jej powierzchnię. Widzę ciemność. W wodzie pływa jakiś osad. Nie wyglada to dobrze. Zmieniam ISO w aparacie. Kiedy zrobiła się nas zwarta qpa i po OKeju zobaczyliśmy sygnał do zanurzenia, schodzimy w dół. Jest śmiesznie bo z nami jest para nurkująca do 10 metrów więc zostają na lince od bojki na 10 metrach i patrzą na resztę ekipy z góry. Widzą niewiele. My dwa metry nad rafą też niewiele. Pływa jakaś franca, a ponadto cokolwiek ciekawego z rafy jest dopiero na 19 metrach gdzie i tak tego światła i koloru za dużo nie ma. Podsumowanie takiego nurkowania tutaj: do d…, dwa razy drożej niż w Playa Larga, trzy do czterech razy gorsza widoczność. No i nuda. Nic ciekawego pod wodą. Tzn. gdyby była widoczność byłoby fajnie bo mamy to co na Playa Larga ale jak nie ma widoczności…. Uuuuuu…. Dobrze, że nie zapłaciłem za dwa nurkowania.

Oczywiście nie decyduję się na to drugie nurkowanie bo to pierwsze to już strata pieniędzy. Przereklamowane ot co. Wracam do hotelu a tam chłopcy w olimpijskiej formie więc czas na Cayo Romano. To jest to Cayo, które ma podobno kilometry pustych plaż i żadnego hotelu.

Już na prawie samym początku przeszkoda. Most w remoncie. Objazd zrobiony po partyzancku. Byle by się nie zwalić samochodem bo prąd w wielkim przepuście ma z 40 km/h. Jak już wróciliśmy z objazdu na główną drogę to pojawił się po 10 metrach szlaban czyli drut z napisem, że to chroniony obszar… Qrcze! Przecież do plaży jest kilkanaście kilometrów, nie dojdziemy ot tak sobie, co jest?! Ale idzie pan z takich zrujnowanych budynków jakby dawniej wojskowych i po objaśnieniu go gdzie chcemy dojechać wpuszcza nas pytając tylko kiedy mamy zamiar wracać. Okazuje się, że szlaban nie dotyczy nas czyli turystów na czarwonych tablicach rejestracyjnych ale dotyczy za to kubańczyków, którzy nie mają prawa dalej jechać.

Jedziemy przez las mangrowy, później grobla się nieznacznie podnosi. Stary asfalt, beton, później szuter. Kilometr za kilometrem. Nagle jakaś stara łódka z napisem Marlin Center 17 km… Znowu kilka kilometrów. Droga zakręca w lewo i widzimy na horyzoncie latarnię morską. To pewnie Faro Diego Velazquez na kolejnej Cayo: Paredon Grande. Oczywiście jedziemy ją zobaczyć. Ma 52 metry wysokości i zbudowano ją w roku 1859. Działa po dziś dzień.

Rozwidlenie dróg pod latarnią, jedziemy w lewo i mijamy ją tuż obok. Parkujemy na samym przylądku z 200 metrów od latarni. Piękne miejsce. Skalisty przylądek ma z lewej plażę płyciutką z białym piaskiem, dalej las mangrowy. Nasz przylądek oddziela wąska cieśnina od małej wysepki wznoszącej się jak wielki ostaniec skalny. Ania robi biwak, chłopcy szukają skarbów, ja wkuty nurkowaniem w „bajecznych” ogrodach, biorę sprzęt do snorklowania by wreszcie coś zobaczyć w wodzie. Wreszcie czysta woda i jakieś ciekawe życie podwodne. Szkoda tylko silnej fali i prądu w cieśninie. Dobrze, że wziąłem taśmę alpinistyczną i jak odkrywam zatopioną konstrukcję złożoną ze stalowych szyn – pewnie dawny pomost dla statków dowożących zaopatrzenie do latarni jak nie było drogi – to łapię się nią za jakąś wystającą śrubę i mogę zrobić jakieś zdjęcia.

Po snorklowaniu idę na patrol wzdłuż mangrowców bo właśnie zaczął się odpływ. Odkrywam piękną muszlę jakby upozowaną do sesji foto. Wycinam z sieci ładną rybę, która się niedawno złapała i wypuszczam. Czuję się jak Robinson.

Wracam i zwijamy biwak, czas zobaczyć te osławione plaże na Cayo Romano. Nie za bardzo widać kiedy z jednej wyspy przejechaliśmy na drugą. Po kilku kilometrach od latarni droga idzie tuż za niskimi wydmami na krawędzi piasku. Dolinka między wydmami odkrywa widok na morze. Zatrzymujemy się. Zachwycająca plaża! No i nikogo i niczego – bajecznie!. Pewnie byśmy już tu zostali ale ciągnie nas dalej bo widzieliśmy na dojeździe do latarni znak, że za jakieś 17 km jest Marlin Center. Domki przy latarni morskiej lekko zrujnowane nie wskazywały na nic sensownego poza tym, że kiedyś stacjonowali tu żołnierze broniący latarni przed imperializmem. No i latarnia była z 9 km od tego znaku a nie 17. Na szutrowo-piaszczystej drodze po wieczornym deszczu widać znakomicie ślady ze czterech samochodów jadących dziś przed nami.

Cioramy się dalej. Wreszcie widać kepę dużych drzew. To będzie tam lub nigdzie. Wreszcie oznaki cywilizacji. Wkopane w ziemię pionowo jakieś stare kajaki i parking. Koniec drogi. Dalej budyneczek drewniany, jeszcze dalej coś jakby stare bukry. Po strzechą coś jakby bar ale bez standardowej wystawki alkoholowej. Na pełne nadziei pytanie: Cerveza? Pan sięga pod kontuar otwiera klapę przenośnej lodówki i wyciąga z lodu puszki… O tak! W chacie-barze kilku westów, stoją oparte wędki z wielkimi kołowrotkami i suszą się buty do brodzenia w wodzie.

Idziemy na plażę. Ale przepiękna! Mamy widok na kilometry w lewo i prawo. Nikogo! Minimum 100 metrów szerokości. Woda w morzu krystaliczna i ciepła jak wszędzie tutaj. Gdyby nie notowali wjeżdżających samochodów miejsce na dziki nocleg znakomite! I pomyślcie, że to tylko rezerwa terenu. Kiedyś ma tu powstać sieć hoteli na 5000 miejsc. Koszmar. Oby się nigdy nie spełnił.

Wspaniały dzień. Wreszcie przyroda, cisza. Nie było ludzi i walącej muzy jak dla głuchych. Nie było obżarstwa itd… itp… Ładujemy akumulatory na kolejne kubańskie wyzwania. Wkrótce trzeba wrócić na miejskie bruki, odejść od brzegu morza w góry,… wszystko przed nami…

Dobranoc…


Kiedy ja nurkowałem chłopcy wstali niespiesznie i zabrali się za lekturę.
W bazie nurkowej.
Jest łódź.
Jak widzicie odpłynęliśmy całkiem daleko, a to początek.


No to chlup… Ups! Nie do takiej widoczności przywykłem…


…to jak w Bałtyku na Bornholmie tylko cieplej…





Nie ma za bardzo na czym oka zawiesić.


Zniesmaczony wcześniej zacząłem wynurzenie i mogłem zrobić
zdjęcie kolegów na przystanku bezpieczeństwa na 5 metrach.


Cayo Paredon Grande pod latarnią morską.
Tu żałowałem, że nie nurkujemy byłoby na pewno ciekawiej.


Biwak pod latarnią.


No chlup do wody posnorklować.
Widoki ciekawsze niż w „Ogrodach Króla”…




Korniszonek to on nie jest – ogór znaczy…


Mózg.


Tym razem już czerwona (klasyczna) rozgwiazda.


Jest odpływ więc można się wybrać na patrol wzdłuż mangrowców.


Jakby łaził, szczudlak jeden!


Przedzieranie się przez mangrowce może wykończyć każdego.


Skarb!


I kilka kilometrów dalej na Cayo Romano.


Plażę widzimy tak z 6 km w lewo i 6 km w prawo…


…i nie ma nikogo!


Ania ma nastrój kajoromantyczny.


Z uśmiechem powiedziała mi, że tu zostaje i prosi o azyl…


Na jednym z fragmentów plaży chłopcy znaleźli bambusy i kokosy…


…i bawią się…


…w Robinsonów.


A w przerwie kąpiele…


…budowanie zamków z piasku…



A to chyba będzie schemat układu słonecznego.


A na koniec dnia znowu lekturka.

.:. DZIEŃ 15 .:. MENU WYPRAWY .:. DZIEŃ 17 .:.

Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.

Share