Wyprawy

KUBA – dzień 18 (do Santiago)

MP_KUBA_baner250
KUBA. Muzeum Niespełnionych Marzeń
dzień 18

Santiago czeka na nas – dzień transferowy
Dzień zaczymany od zwiedzania Camaguey. Pozostał nam Plaza del Carmen. Ale super miejsce! Nie chce mi się teraz na rozwijanie poetyki więc zobaczcie zdjęca i podpisy pod nimi. Te pomniki trochę mi Piotrkowską w Łodzi przypominają z Tuwimem, Reymontem, przemysłowcami,… Po zwiedzeniu tego placu czas chyba ruszyć dalej z Camaguey – miejsca, które najbardziej chyba na Kubie nas początkowo wqrzyło i jednocześnie najmilej po chwili rozczarowało. Coś jest w przysłowiu: Złe dobrego początki… 😉

Acha! Trzeba się ciorać na całkiem długiej trasie. Na początku jeszcze jakoś idzie ale później droga ma dwa pasy i cały ruch wzdłuż Kuby wali tę drogą. Błe… Ale jedzie się bo nie ma wyboru. To nie Polska gdzie pewnie stalibyśmy w permanentnym korku. Wolno, ale się jedzie. Wolno bo droga nie tylko wąska ale i taka sobie. Należy pamiętać, że mając samochód z wypożyczalni o pojemności 1.6 litra mamy przyspieszenie znacznie lepsze niż Chevy z 5.8 litrowym silnikiem rocznik 1957. Zanim się on rozpędzi w chmurze dymu, która podczas wojny mogłaby schronić kompanię wojska w zasłonie dymnej to my już jesteśmy kilometr z przodu… Jest tylko pewne ale… do wyprzedzania potrzeba odcinka drogi bez dziur. A często tak jest, że jak dziur nie ma to jedzie coś z przeciwka, a jak nie jedzie to pół pasa akurat „ma wolne” i dziurska grożą wyrwaniem koła z korzeniami.

Od głównej drogi wreszcie odpadamy na górską, która po jakiś 30 km ma nas doprowadzić do El Cobre – kubańskiej Częstochowy lub raczej Jasnej Góry. I tak jak u nas wszędzie, w każdym kościele możecie znaleźć wizerunki naszej Jasnogórskiej Pani tak tu MB El Cobre jest w każdym kościele i w wielu katolickich domach. Położenie też podobne bo i tu kościół położony na wzgórzu i jak do Jasnej Góry trzeba wjechać na wysoko.

Jesteśmy 20 km od Santiago. Bazylika złoci się w popołudniowym słońcu. W głównym ołtarzu, wysoko, malutka figurka. Najświętszy wizerunek kubańskich katolików. Ileż cudów, ileż zawierzeń. Są specjalne gabloty prezentujące wota z prośbami i podziękowaniami za spełnienie modlitw do Senora del Cobre. Jedna z gablot wypełniona koszulkami, medalami, pucharami sportowców – to kubańscy olimpijczycy, mistrzowie świata i miejscowi bohaterowie narodowi, czyli najlepsi kubańscy gracze bejsbola.

Wzruszające chociaż jak zwykle w takich miejscach sacrum miesza się z profanum i zwykłym chamstwem i naciągactwem. Pamiętajcie! Główny parking kościelny jest na poziomie prezbiterium katedry, na szczycie wzgórza!!! Wcześniej będą rzucać się wam pod koła liczni „parkingowi”, machać, że źle jedziecie, że dalej nie wolno,… JEDŹCIE!!! Parking na poziomie prezbiterium jest za „co łaska”, a nie za 5 CUC + 2 km dmuchania pod górę!!!

No i wreszcie Santiago. Wielkie, tłoczne, ale jakieś nieźle poukładane komunikacyjnie. Mamy adres polecanej nam casa ale jest problem bo… jest tam za mało miejsca. Widzimy 100m dalej ładny budynek ze znakiem casa. Dzwonimy, Ania jako odpowiedzialna za noclegi idzie i wraca podekscytowana… Takiego noclegu jeszcze nie mieliśmy!!!!!!!!!

I faktycznie! Niesamowite! Casa jest nie u całej wieloosobowej rodziny ale w mieszkaniu samotnego inżyniera, który ma swój pokoik i korzysta z kuchni, ale jutro jedzie do swojej mamy więc zostawia nam wszystko, cały dom do dyspozycji. A co mamy do tejże dyspozycji?

Mamy dwa pokoje z łazienkami, lodówkami, wyposażone w kolonialne meble, klimatyzację, przejście między nimi czyli w sumie apartament, wielki salon z meblami, od których szczęka opada, a w serwantce wystawa porcelany i innych pamiątek jak w jakimś krakowskim muzeum. Na dachu wielki taras z palmami w donicach, wolierą z pawiami i innymi ptakami, widokiem na starówkę Santiago, psem… Dodatkowo dwa zółwie i stawek z rybkami! LUDZIE! Jak jakiś cymbał powie, że hotel w Varadero jest lepszy to dam w zęby!!! Płacimy 1/10 tego co tam, a mamy standard taki, że i 1000 zł za taki nocleg nie musiało by być za mało! Bajka! Wyrazy współczucia dla tych z „super ofert” biur podróży!

Mając taką kwaterę od razu robimy reasumpcję, reinkarnację, rekonstrukcję, reminiscencję, re… naszych planów i postanawiamy zostać w Santiago przynajmniej ze trzy noce! Słusznie i naukowo! Taki nocleg to skarb i trzeba go wykorzystać! Tylko nie ma parkingu… uuuuu… Ale no problem mister! 200m dalej jest rodzina, która… nie śpi,… Znaczy się śpi w dzień! A w nocy pilnuje! Podstawia się pod wejście do ich domu samochód, składa lusterka (a jak nie złożysz to sami składają). Zamykasz samochód po czym sprawdzają czy się cokolwiek nie otwiera i… idziesz żegnając się serdecznie.

Rano równie serdecznie się witasz dajesz 2 CUCe i jedziesz zwiedzać co chcesz po wcześniejszym zapowiedzeniu się na wieczór. Pilnują do dwóch samochodów nocnie. Bajka!

No ciekawostka z tego jak się życie organizuje w niby podobnych miejscach jakimi są duże miasta. W Hawanie wyskakiwałem do sklepu max 50m od casa. Tu już jadąc ale i odprowadzając samochód żadnego sensownego sklepu nie widziałem. Podpytywaliśmy naszego gospodarza gdzie tu można jakieś bułki kupić cy cuś takiego i jakoś nie mogliśmy się zrozumieć. Nawet byłem już zły, że może chce nam sprzedawać 100% produktów ale zmieniłem oczywiście zdanie w momentu kiedy okazało się, że ulica jest sklepem. Co chwila ktoś przechodził gwiżdżąc charakterystycznie, brzękając, trąbiąc lub krzycząc: „Mango! Mango do cholery najlepsze w okolicy mam! Mango! Dlaczego barany nie lecicie kupować?! Przecież mango mam na sprzedaż…”, a za chwilę: „Bułeczki, bułki, chlebek powszedni wasz przyszedł!”. jak was coś interesuje to się wychylacie z patio, balkonu, okna (niepotrzebne skreślić) i krzyczycie MOMENTO! Spadacie na poziom asfaltu z mamoną w garści i targujecie co chcecie. Tylko nie za bardzo, bo z tych wózków to i tak jest taniej kilka razy niż w dowolnym sklepie. A pysznie tak samo lub lepiej!

Dobranoc…


Santiago? El Cobre? Nie…. Camaguey – przecież mamy jeszcze braki w zwiedzaniu
z wczoraj. Tym razem trafiamy na Plaza del Carmen o chyba najbardziej niezwykłej
atmosferze w mieście. Qrcze! Szkoda, że daleko dość od centrum.
A byłoby tak wspaniale tu posiedzieć do zachodu słońca. Jedna pierzeja to kościół
Senora del Carmen z 1825 roku z d. klasztorem Urszulanek.


Kopia MB El Cobre…


Pozostałe pierzeje to zwykłe domy, może trafić się
jakaś skromna knajpka. Uroku dodają rzeźby,… mieszkańców!
A to mieszczki na krzesłach ustawionych niedaleko siebie plotkują radośnie,…
…a to handlarz z wózkiem pełnym dzbanów coś sprzedaje, a to w końcu…



…widzimy uderzające podobieństwo… Tak! Mamy właśnie siedzącego
z gazetką sportretowanego mieszkańca tego placu!
Niesamowite. pełni wrażeń decydujemy,
że czas jechać do Santiago!


Na chwilę zatrzymujemy się na rynku w Guaimaro.
Obelisk upamiętnia miejsce uchwalenia tutaj
kubańskiej konstytucji oraz…


…jej twórców.


I dalej w drodze do Santiago.


Czyżby reklama bazy nurkowej… 😉


…cy co?!


OK! Zjem ryż z fasolą ale czy nie ma nic innego
w przydrożnym paladorze??? NIE MA! JEDZ!


To jest autobus…


…to też jest AUTOBUS!


Poezja kubańskich dróg!


Zbliżamy się do El Cobre.


Pomnik po drodze.


El Cobre.




Wota od sportowców.


I objawił mi się anioł.
I obiecałem mu!
Nigdy rumu solo!
Zawsze z colą, herbatą lub sokiem!


Inne objawienie?!


SANTIAGO – nasza casa, patrzcie varaderowcy –
zazdrość wasza jest uzasadniona… Sypialnia…


…1/2 salonu…


…druga 1/2 salonu…


…jedna z naszych 2 łazienek…


…wejście na taras na dachu…


…tu jemy ananasy i mango z widokiem na miasto…


…po południu…


…i wieczorem…

.:. DZIEŃ 17 .:. MENU WYPRAWY .:. DZIEŃ 19 .:.

Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.

Share