Wyprawy

EGIPT, Sharm El Sheikh (nurkowanie) – cz.5

EGIPT baner250
EGIPT, Sharm El Sheikh (nurkowanie)

część 5

Dahab
Ale się w Ras Muhammed rozleniwiliśmy! A tu niestety trzeba wstawać bo 6.00 jedziemy do Dahabu. Jak Dahab to jedno skojarzenie: Blue Hole! Legenda miejsc nurkowych świata. Studnia 110 metrów głębokości z pięknym koralowym łukiem pod którym można z niej wypłynąć na głębokości 52 metrów.

Jesteśmy idealnie punktualnie w recepcji gdzie przenieśliśmy rzeczy i śpiących chłopców. Jeszcze tylko pobieramy suchy prowiant i podjeżdża busik. W środku już cała ekipa czyli Naser – nasz nurkowy przewodnik, Michał i Basia oraz Muhammed – kierowca. Sprawnie się pakujemy i jazda. Po wyjechaniu z Sharm gdzie straszą nas śpiący policjanci nabieramy prędkości. Droga do Dahabu świetna z rodzielonymi jezdniami po dwa pasy w każdą stronę więc na liczniku co i rusz pojawia się 160 km/h.

Piękne widoki bo jedziemy przez góry powoli zdobywając wysokość by z przełęczy znowu zjechać na poziom morza witani napisem „Dahab”. Do miasta nie wjeżdżamy tylko powoli po wertepach nadmorskiej drogi turlamy się pod nasze pierwsze miejsce nurkowe „Canyon”. Postój przy kawiarence, która nad samą wodą ma pod zadaszeniem rozłożone beduińskie derki. Niskie stoliki, mnóstwo poduszek, na których się rozkładamy. Czas mamy świetny, poza nami jest raptem jedna ekipa. Kawa, herbata miętowa i odprawa.

„Canyon” to piękne miejsce nurkowe. Jak nazwa wskazuje jest to kanion opadający w szerszej rozpadlinie na 30 metrów w głąb. Jak już się znajdziemy na dnie to mamy dwie możliwości: – w dół gdzie wyjście jest na głębokości 56 metrów lub w górę gdzie kanion wypuszcza na 14 metrach. My wybieramy opcję trzecią tj. zjazd do kanionu, tam pokręcenie się, powrót na górę i płynięcie wzdłuż niego. Samo skalne wnętrze nie jest bardzo ciekawe, za to korale jakie porastają rozpadlinę na górze są fantastyczne. No i możemy podziwiać niezwykłe zjawisko jakim są niezliczone bąble przeciskające się przez piasek istnymi powietrznymi draperiami. To powietrze wydychane przez nurków przeciska się przez porowate skały i piasek. Niezwykły widok. W kanionie zablokował się Ani zawór opustowy w jackecie ale Naser szybko zdiagnozował problem, dokręcił i jazda dalej… Po wynurzeniu zalegamy w kawiarence na małe śniadanko. Chłopcy zachwyceni miejscem bo mają mnóstwo kamieni i martwych korali pomiędzy którymi pochowały się kraby. Bawią się w małych odkrywców…

Przychodzi „bajłanka”, czyli dziewczynka sprzedająca pamiątki. Nazwa wzięła się od próśb dziewczynek „buy one”, „buy one” – no i tak zostały „bajłankami”. Kupujemy kilka drobiazgów, dajemy jej nasze hotelowe śniadanie zapakowane w gustowne tacki bo jakoś nie ma czasu i ochoty nikt go jeść i pakujemy sprzęt do busa. W międzyczasie dojechało kilka ekip i pod wejściem do Canyonu już pewnie jest niezła kolejka.

Telepiemy się straszliwą drogą mijając turystów na wielbłądach. Im dalej ujechali od Camel Station tym miny mają mniej radosne… ciekawostka… Nasz cel to Blue Hole. Wytelepani dojeżdżamy do miejsca gdzie droga prowadzi między rzędem kawiarenek i hoteli z lewej, a stosami butli i sprzętu nurkowego i morzem z prawej. Dojeżdżamy na sam koniec drogi gdzie jest wolne miejsce i wielka derka na sprzęt. Wywalamy szpej i Muhammed odjeżdża upchnąć gdzieś samochód. Miejsca mało bo skały zbliżyły się do morza. Upał sakramencki więc się ubieramy w cały szpej. Chłopcy zalegli w knajpce w cieniu i tam się bawią, a my po sprawdzeniu wszystkiego wsadzamy płetwy pod pachę i człapiemy skalistą ścieżką do „Bells’ów”. Tam zaczniemy nurkowanie, ale to jednak qr… jest dość daleko. Po drodze symboliczny cmentarzyk tych co nie wypłynęli z Blue Hole chociaż może są też tam ci co padli na tych rozpalonych skałach przygnieceni własną butlą. Ale buty pieką! Ania ma pełną piankę 5mm, jak to wytrzymuje. Ja mam 1.5mm i krótką i płonę… Wreszcie Bells’y. Zejście też karkołomne, a dziura z wodą taka mała, że skoczyć nie ma jak. Za dużo skalnych występów. Złazimy wreszcie po małej ekwilibrystyce, każdy ma swoją półeczkę skalną na założenie płetw i do wody. Boszzzzzeeeee!!! Co za ulga! Jak przyjemnie! Wreszcie nie ma upału!

Od razu się zanurzamy i pojedyńczo cioramy się z półki na półkę aż docieramy do jakby szybu windy. Jestem ostatni i muszę poczekać aż wszyscy będą na dnie i wypłyną pod łukiem skalnym na zewnątrz bo woda aż kipi od baniek i nic nie widzę. No wreszcie! Ania filmuje jak się miotam nie mogąc się zdecydować co fotografować, Belsy, czy mur opadający głęboooooooooooooko. Trochę ciemno. Wiem, że na drugi raz wezmę ze sobą statyw co zdecydowanie poprawi jakość zdjęć.

No ale zaczynamy płynąć. Po prawej nieprawdopodobna ściana skalna pokryta koralami, a z lewej nie błękit ale granat. Głębia niesamowita. Powoli sobie płyniemy podziwiając ten majestatyczny krajobraz. Zmienia się on w pobliżu Blue Hole. Z prawej pojawiają się szerokie półki skalne z „akwariami”, a z lewej z tego granatu wylatują zasłony i girlandy banieczek. To techniczni obwieszeni butlami siedzą po ciemku w deko i marzną… 😉

Świetna miejsce bo pojawia się sporo rybek, a jednocześnie cały czas z lewej zieje głębia. Teraz kilka pięknych koralowych ogródków i przepływamy do wnętrza Blue Hole. No robi wrażenie. Ma w sobie coś magicznego, ok. 100 osób staciło w niej życie najczęściej zapominając o zwykłych w nurkowaniu procedurach. Coś jakby syreny śpiewały z głębi usiłując zwabić mniej odpornych na dno. Ci, którzy przyjeżdżają tu pierwszy raz warto by poczytali sobie tabliczki z nazwiskami tych co już nie wypłynęli.

Z Blue Hole trudno się rozstać ale wypadałoby coś zjeść. Knajpki przy drodze jakoś nie obiecują rozkoszy kulinarnych więc szybko się pakujemy i jedziemy do miasta na obiadek. Zatrzymujemy się na waterfroncie w jednej z pierwszych knajpek gdzie jest spokój. Im dalej tym więcej ludzi i… nurków. Wychodzą z wody i przeciskają się wąskimi przejściami między knajpkami. Cały brzeg zabudowany i pozostało niewiele zejść więc z promenady komicznie to wygląda jak z knajpki wychodzi grupa obciekających wodą nurków ze sprzętem. Pyszny obiadek sobie wybrałem! Zjadłem „fatach” – danie zapiekane w garnku i podawane w nim. Pod skorupką speczonego ryżu cudownie zrobiona baraninka rozpływająca się w ustach.

Po obiadku jeszcze spacer by zrobić trochę zdjęć i odwiedzić sklepy nurkowe. Wybór towaru całkiem spory ale jakoś nic nam się nie rzuciło w oczy. Wracamy powoli zatrzymując się jeszcze na pogawędkę przy nubijskim sklepie. Busik i pędzimy do Sharm…

ZDJĘCIA:


Michał śpi, Staś przytulak.


Malownicze góry w drodze do Dahabu.


No i Dahab Welcome!


Opanowujemy kawiarenkę.


Hej! A Camel Station daleko jeszcze?


Bajłanka prezentuje pamiątki.


Czas się ruszyć i wyładować sprzęt.


Plan pierwszego nurkowania: „Canyon”.


Darz Nur!


Dochodząc na głębszą wodę się nie wywalić – bezcenne.


OK!


„Canyon”




To się chyba zupa rybna nazywa….


Miłe nurkowanie nieprawdaż?
A która godzina u Pana? Nie czas na herbatkę?


Jak skończyliśmy naszego nurka ściągnęły wycieczki!


Trza do hola błękitnego. Jak kto może wielbłądami, samochodami,…


No i oto Blue Hole. Niepozorna zatoczka ze 120 m głębokości
i możliwością wypłynięcia na 52 metrze.


Flaszek u nas dostatek.


Plan naszego nurkowania – zaczynamy od „El Bells”.


Najpierw wycieczka krajoznawcza.
Na skałach tabliczki upamiętniające tych co nie wypłynęli.


Różne podejścia do egipskiego upału. Albo kostium, albo pianka 5mm
(a butla by choroby wysokościowej na treku nie dostać)… 😉


Wreszcie Bellsy!


Ciasno do pierwszej półki…


…już pięknie…


…i szyb windy!


Trzeba głębiej – tu się nie przecisnę… 🙂


Ania, a nad Anią łuczek na -26 metrów.


No i mamy Głęboki Błękit.




Do Michała flecik przypłynął.



Flecik dołączył do naszej ekipy.


Flecik sprawdza kadr.




Z lewej draperie pęcherzyków powietrza od tych
co na deco siedzą niżej.


Rozmach i piękno tej ściany niezwykłe.


Ogródki działkowe…


…i akwaria…


…i już we wnętrzu Blue Hole.


Oj tak!


Ania na środku Blue Hole. Ciekawe zjawisko jakby
promienie światła wychodziły z głębiny…


No i koniec… ale było jak na mozaice… 😉


Camel Station – odjazd za kwadrans…


Camel Train w drodze do Blue Hole.


Dahab – widok z knajpki na inne knajpki.


Jedna z restauracji od deptaka…


…i nurkowie, którzy wynurzyli się między knajpkami.


Promenada.


Moje mniam!


Te oczy mówią jedno:
– Sam chyba tego nie zjesz?!


Góry o zachodzie widoczne z busika są równie urocze jak rano.


Taką oto kompozycję zastaliśmy po powrocie.
Warto zostawiać tego symbolicznego dolara sprzątającym!

Jutro znowu na łódź!

 .:. poprzedni dzień .:. strona główna .:. NASTĘPNY DZIEŃ .:.
Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.

(c) Portal Małego Podrożnika

Share