Strona GŁÓWNA
menu ŚWIAT


Wyprawy Małego Podróżnika: EGIPT. Czas na piramidy!



HURGADA - safari - 13 I 2013

Wróciliśmy do Hurgady i jest zdecydowanie cieplej. To dobry moment na wybranie się na safari. Zobaczymy jak bawią się urlopowicze na jednej z podstawowych atrakcji poza hotelowych. Oczywiście będzie to też atrakcja dla chłopców, którzy mogą nie wychodzić z basenu cały dzień ale jak pojawia się jakaś alternetywna atrakcja to są bardzo szczęśliwi.

Dagny Gajewska prowadzi polsko-egipskie biura podróży (kontakt: www.narshexpresstours.com tel: +2 010 636 11 48). My spotykamy się w Spider Travel (po lewej stronie od bramy resortu Lilly Land przed którym jest charakterystyczny rydwan) ponieważ siedzibę mają raptem z 200 metrów od naszego hotelu więc idziemy jeszcze dnia poprzedniego porozmawiać jak takie safari wygląda. Oczywiście wariantów imprezy jest bardzo dużo. My chcemy z dziennikarskiej ciekawości zobaczyć opcję max by następnym razem móc wybierać indywidualnie co ciekawsze punkty programu. Safari trwa od 13.00 do wieczora. W sezonie zimowym kończy się trochę wcześniej. Jest tak obliczone aby zdążyć na kolację do hotelu.

Następnego dnia czyli dziś o 13.00 jesteśmy w lobby hotelowym i patrzymy na ulicę, czy podjechał samochód po nas. Po piętnastu minutach postanawiamy się przenieść na zewnątrz bo jakoś żadnej terenówki nie widać. Rozglądając się po okolicy widzimy jednego Landcruisera, który stoi przy wejściu do sąsiedniego hotelu ale zanim do niego doszliśmy wjechał na teren. To czekanie i spóźnianie się jest w Egipcie pewną tradycją. Niekiedy są winni turyści, a dziś winne są tak różne nazwy hoteli jak Aquamarine i Jaz Blue Marine. Jak się łatwo domyśleć samochód był po nas ale pomylili hotele.

No ale od czego komórki. My do Dagne > Dagne do właściciela terenówek > właściciel terenówek do kierowcy > właściciel terenówek do Dagne > Dagne do nas no i Toyota szybko i zdecydowanie opuszcza hotel sąsiedni i zabiera nas. Numer pokoju pamiętali ale nazwy hoteli pokręcili...

Odbieramy jeszcze uczestników z 2 hoteli i zawijamy na rondzie na drogę do Safagi. Daleko nie ujechaliśmy bo mieszkamy na końcu Hurgady i praktycznie od lądu nie ma miasta tylko pustynia. A na tej pustyni mamy coś co wygląda jak parking dla quadów. Stoją ich dziesiątki. Przed nami dwie grupy siadają i ruszają w pustynię. Nasza grupa idzie po arafatki chroniące od kurzu ale jak się dowiadujemy, że mamy zapłacić 20 dolarów za nie to oddajemy, bo czego jak czego ale takiego zdzierstwa nie zniesiemy. Zresztą mamy buffy Nautici więc arafatki za 5 egipskich funtów sprzedawane po 20 dolarów nam są tak potrzebne jak jeszcze 5 kg piasku na pustyni.

Ponieważ nas trochę wqrzyli dokładnie dopytujemy się na czy polega ten punkt programu. Z turystów tworzone są zespoły, które jadą zwartą grupą za przewodnikiem na pętle pustynną ok. 5 km długości. Po powrocie mamy wsiąść do samochodów i jechać dalej. Ponieważ jadąc w grupie nie ma jak robić zdjęć umawiamy się, że my bierzemy quady i jedziemy indywidualnie pokręcić się po okolicy nie tracąc bazy z oczu. Jest to dość łatwe bo góry są tu daleko od morza i jest do nich kilka kilometrów.

Ponadto jest fajnie bo nie musimy jechać w ogonie kurzu i quadami mogą sobie kierować chłopcy. Oczywiście należy podkreślić, że organizatorzy wiedzieli, że jesteśmy w pracy, a nie zwykłymi turystami bo taki numer normalnie by nie przeszedł. Oczywiście można sobie wykupić indywidualną jazdę, wtedy nie ma problemu - jedziesz gdzie chcesz, kiedy chcesz i gdzie chcesz się zatrzymujesz. Natomiast przy normalnym safari trzeba trzymać się w grupie za przewodnikiem.

Odpalamy i ruszamy Ania ze Stasiem bardziej w lewo, ja z Michałkiem bardziej w prawo bo akurat dwie grupy wracają do bazy, przyzwyczaili się do quadów więc jadą szybciej niż na początku ciągnąc ogony kurzu i są bardziej fotogeniczni niż ci co dopiero ruszają. Ale i nasza grupa "zaarafacona" rusza, więc robimy zdjęcia i oddajemy się jeżdżeniu po okolicy. Płasko więc od razu jedziemy do widocznej górki i co większych kamieni. Znajdujemy trochę wertepów i robimy sesyjkę ale nie zatrzymując się na długo by chłopcy mogli się pobawić. Michał latem jeździł na quadzie w Chorwacji, później nie było okazji i myślałem, że będzie miał jakieś obawy, ale gdzie tam. Siedzę z tyłu robię zdjęcia, a on kieruje perfekcyjnie to gnając, to zatrzymując się do zdjęć. Szacun ojca zdobył!

Stasiowi kierowanie też idzie dobrze i plączemy się po okolicy aż zbliża się grupa podobna do naszej. Trudno poznać bo tacy przykurzeni jacuś... Zjeżdżamy do bazy i po otrzepaniu się z kurzu czas na jazdę dalej. Tym razem czeka nas kawałek jazdy do wioski beduińskiej będącej u podnóża majaczących na horyzoncie gór. Chłopaki za kierownicą Landcruiserów mają ułańską.... eeee... tj. arabską fantazję więc te 20 km pokonaliśmy yalla yalla... Po drodze zatrzymaliśmy się by wspiąć się na widokową górę z zębami skałek na grzbiecie. Podczas naszej wspinaczki samochody objechały wzgórze i czekały w następnej dolince, do której zejście dla odmiany było piaszczystym stokiem, ale aby nie było za łatwo kamerzysta wszystkich ustawił w szeregu, zmotywował, zbiegł na dół i dał znak. Poszli... Niektórzy zbiegli inni zaliczyli spektakularny upadek, a nasi chłopcy po prostu się sturlali.

W wiosce beduińskiej lub raczej w "wiosce dla turystów" zostaniemy do nocy. Zostajemy zaproszeni koło wielkiej sceny gdzie pod zadaszeniami wyłożonymi dywanami zjemy posiłek. Każdy dostaje butelkę wody i zafoliowaną tację z bułeczkami + dżemik, serek. Poźniej jeszcze poczęstunek herbatą i... do roboty tj. bawienia się.

Kolejna atrakcja ma support w postaci strusi w wolierach, no ale wreszcie wszyscy docierają na parking wielbłądów. Teraz obowiązkowa przejażdżka na garbusie. Nasi chłopcy o wielbłądach mają ugruntowaną opinię i zdecydowanie wolą wspiąć się ze mną na skalistą górkę skąd mamy widok jak na dłoni na kolejnych turystów, którzy po zajęciu miejsca w siodle przez chwilę czują grozę jak wielbłąd wstaje, ale już po chwili szczęśliwi podążają dolinką w stronę zachodzącego słońca. Każdego wielbłąda prowadzi kobieta w tradycyjnych sztatach beduinki, w tle trzcinowe chaty.... Boże jakiż cudny widok - iście biblijny!

Wędrówka długa nie jest więc czas na kolejną atrakcję i znowu mamy po drodze woliery tym razem z żółwiami i różnymi ptakami i fenkami. Zbliżamy się do budynku, który łatwo zidentyfikować po malunkach na ścianach. To wystawa tego, co tu lubi pełzać. Sporo węży, mamy skorpiony są jaszczurki oczywiście wszystko na ekspozycji w standardzie egipskim, ale popatrzeć w oczy miejscowym gadom można.

Czas wreszcie na przedostatnią atrakcję spider buggy. To samochody składające się praktycznie tylko z rurowej ramy, kół i silnika. Szkolenie jest krótkie: stop, pałer and left-rajt hir... wystarczy. Wszystko działa w automacie. Ania jedzie z Michałkiem przed nami. Staś w marzycielskim nastroju mówi, abym kierował. Pętla jest krótka i w jej połowie krótki przystanek aby zmienili się kierowcy jak chcą. Staś idzie do mamy, do mnie Michał ale wściekły jak głodny nietoperz. - Mama się wlecze jak ślimak!!! Po prostu chciałby gnać jak szalony przed siebie ale niestety tu tak się nie da. Trzeba jechać w kolumnie. Michał uwielbia prędkość. Normalnie jest dość zachowawczy bo uczymy chłopców wyobraźni i przewidywania skutków pewnych czynów. Jednak jak dopadnie jakiś pojazd to drżyjcie wszyscy. Prowadzi bardzo pewnie i nie ma żadnego dziecinnego szarpania brum brum, ale szybkość uwielbia.

Po spiderach koniec aktywności. Czas na kolacyjkę i część artystyczną. Wokół sceny pojawiły się dywany. Nasza grupa ma wskazany bar z jedzonkiem. Wybór nie jest wielki ale wszystko smaczne i zrobione przed chwilą. Do tego owoce i picie. Ciemno się robi zapalają się iluminacje i reflektory nad sceną pojawia się najpierw "ekipa sprzątająca" talerze, a za chwilę panowie z naręczami szisz. Nooooo.... Jest szisza, jest impreza!

Kto najbardziej zasmakował w sziszy? Nie ja, ani Ania ani Staś... Więcej niż nie piszę... Wokół sceny zaczął się kręcić umięśniony facet, znaczy artysta, a na scenie wysypano na płótnie kilka kilo tłuczonego szkła. Pojawiły się też łoża fakira, miecze i takie tam różne co to krzywdę mogą zrobić. No i właśnie tenże umięśniony artysta usiłował sobie krzywdę zrobić. Najpierw leżał na potłuczonych butelkach, a jakby było mało to asystent wybierał turystki by w te szkła wdeptywały.

Jeszcze potem leżał na gwoździach, gwoździami przykryty z turystką stojącą na górze. Dziewczyny nie ważyły więcej niż 45 kg ale co bardziej bojaźliwi i mniej obeznani z fizyką zasłaniali sobie oczy. Kiedy skończyły mu się pomysły na samookaleczenie ustąpił miejsca derwiszowi, który trzeba przyznać pokazał występ na wysokim poziomie. Był urozmaicony, trudny i wykonany bezbłędnie. A później jeszcze z 10 minut na zdjęcia wśród turystów. Pierwszego artystę można by z programu wyciąć bez szkody, ale derwisz był super.

No, a jak już atmosfera się zrobiła radosna pojawiła się piękna pani z apetycznymi krągłościami. Zawsze się zastanawiam, czy one muszą kupować sobie stanik o 4 numery za mały. To musi być strasznie niewygodne mieć tak biust ściśnięty... Acha! Ale nie biust tu ważny ale krągłości niżej bo to taniec brzucha oczywiście. Na koniec na scenę zostali zaproszeni turyści. Weszli ci co mieli ochotę i nie oddychali akurat przez sziszę.

Później muzyka ścichła i nastąpiły podziękowania przybyłym. Prawie 21:00 więc jest szansa na kolację w hotelu. Wsiadamy do samochodów i pędzimy przez pustynię najpierw całkiem po ciemku później też po ciemku ale widząc światełka Hurgady. Najjaśniej świeci Senzo Mall. Mamy szczęście bo postanawiają zacząć rozwożenie od najdalszego hotelu czyli naszego. Na kolację zdążyliśmy bo przecież trudno odmówić sobie miseczki granatów z melonem na dobry sen... Dobranoc!



ZDJĘCIA!


Biuro Dagmy - Spider Safari.


Ruszamy po przygodę!


Pierwsza atrakcja - to baza quadów.


I jazdaaaaaa!!!!


Ania ze Stasiem...


...i ja z Michasiem!


Michał odkrył demona szybkości... w sobie...


Grupa wraca - jedziemy do bazy...


Teraz na Landcruisery i naprzód do Beduinów!


Po drodze postój i...


...wspinaczka na...


...bardzo piękne...


...widokowo...


...wzgórze!


Tam są chyba....


....nasze samochody!


Gotowi do zbiegania? TAK!


Urrrraaaaaaaa.....


A chłopcy siła spokoju lub raczej turlania...


Wysypywanie piasku? Ależ skąd! Nabieramy na pamiątkę!


Jedziemy dalej...


...wioska musi być juz blisko!


Od razu pierwsza atrakcja - camel ride...


...


Jak się odejdzie na bok i popatrzy pod innym kątem
to sceny jak biblijne!


No ale wielbłąd też musi sobie odpocząć.


Teraz warsztaty z przygotowywania tradycyjnego chlebka...


...w formie wielkich naleśników...


....pieczonych na blasze.


Michał w namiocie osobliwości - wśród minerałów czaszka - wielbłąd?


Teraz zwiedzamy terrarium - tu był ładny okaz...


...i ten jaszczur też.


Tu mamy pracownię buteleczek z kolorowym piaskiem.


Wreszcie wiemy jak powstaje wielbłąd w butelce!


Wraca grupa na spider buggy.


...


Czas na naszą kolej.


Staś gotowy.


Jedziemy ku zachodzącemu słońcu.


...


Połowa trasy - chłocy się zamieniają miejscami.


Staś za kierownicą uosabia pełnię szczęścia.


Michał bardziej zacięty bo...


...cały czas deptał stopę mamy by był gaz do dechy!


Scena - pan od samookaleczeń (leży na szkle pod stojącą na nim turystką).


Tu aż nas zatchnęło...


Pani chciała podskoczyć... ;-)


A wspaniały występ derwisza...


...najlepiej ogląda się przy sziszy.


Naprawdę robił wrażenie!


I 10 minut wśród publiczności.


I specjalnie dla Przyjaciół Małego Podróżnika - pani...


...od tańca brzucha w widoku na 360 stopni.


Nocna pogoń terenówką po pustyni by zdążyć na kolację...


...a po kolacji jeszcze... lekcje! Dobranoc!

Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof;
poprawia: Ania; inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.







13 I 2013



.:. FOTOBLOG menu .:.





Naszym partnerem na wyprawie jest TUI









Strona główna wyprawy