DZIECI ŚWIATA – MADAGASKAR (galeria)
Szkoła Bananowa
Szukający swego miejsca na ziemi Włoch Stefano postanowił dzieciom na wyspie Nosy Komba zbudować szkołę.
W kraju, gdzie naturalną rolą dziecka jest pomoc rodzicom i przejmowanie wiedzy od nich, taka szkoła to rewolucja.
Początek nowego…
Czytaj więcej w reportażu: ..:: Szkoła Bananowa ::..
Dzieci Madagaskaru
Fascynująca jest etniczna różnorodność mieszkańców Madagaskaru. W piątym wieku na wyspę dotarli osadnicy z terenów dzisiejszej Indonezji. Trzysta lat później plemiona Bantu z Afryki, na tyle opanowały sztukę nawigacji by skolonizować część wyspy. W tym czasie zaczęli też swe wyprawy arabscy kupcy, którzy aż do XI wieku zakładali na północy kraju swe kolonie. Z tej mieszanki etnicznej wyłoniło się 18 plemion, z których najliczniejszy stał się lud Sakalawa osiadły na zachodzie wyspy, wschód zdominowali Betsimisaraka, zaś w pustynnym wnętrzu Madagaskaru rządzili Merina. W XVIII wieku na Madagaskar dotarł hrabia Maurycy Beniowski, zaś jego historia mogłaby śmiało posłużyć jako scenariusz filmowy. Pochodzący z Węgier polski szlachcic przypłynął tu statkiem, po spektakularnej ucieczce z Kamczatki. Przez kilka lat panował jako cesarz nad częścią wyspy, zaś zginął walcząc o niepodległość swej przybranej ojczyzny. Dziś o Beniowskim mało kto pamięta, jedynie turyści z egzotycznej Polski szukają tu ciemnoskórych dzieci o błękitnych oczach.
Rzecz o podarunkach
Na maleńkich wyspach mieszkają dumni i wolni morscy nomadzi Vezo. Pozornie nie zwracają uwagi na przybyłych.
Na plażę biegną jedynie dzieci tworząc powitalny orszak. Bywa, że przybysze przynoszą ze sobą dary. Wspaniałe i cenne. Plastikowe butelki. Podkoszulki. Długopisy. Słodycze. Wtedy nie da się już spokojnie usiedzieć w domu. Ku plaży biegnie tłum wyciągający ręce. I dumni Vezo zaczynają nie tylko prosić, lecz i oczekiwać. Uczą się nowych francuskich słów: daj, cukierki, prezent, papierosy.
Przybywający turyści chcą być dobrzy, lecz nie mają czasu, by poznać ludzi.
Aby ich dary stały się częścią wymiany, podziękowaniem za pomoc, walutą za muszle. Chcą jak najlepiej, ale nie znając zwyczajów i obowiązującej hierarchii, rozdają jak popadnie. Kto pierwszy – ten zgarnia całą pulę. Jawson – głowa klanu – czasem myśli, że przecież to on powinien te dary rozdzielać. Tak jak zawsze dzielili wszystko
sprawiedliwie: i głód, gdy zabrakło im ryb, i rum kupiony za złowionego razem rekina.
Vazah przypływają nie wiadomo skąd, po czym znikają za horyzontem, powoli zmieniając życie na maleńkich wyspach. W nomadach budzą się nowe potrzeby i oczekiwania. Podpływające jachty ukazują im inny świat, do którego bardzo trudno jest dopłynąć zwykłą pirogą.
Wieczorami, pod osłoną rozgwieżdżonego nieba, najstarsi w wiosce wciąż jeszcze opowiadają dzieciom angano. Zasłyszane od swych dziadków tradycyjne przypowieści, gdzie dobro i szlachetność zwyciężają wszystkie przeciwności. Siedzące wokół ogniska dzieci – jak niegdyś oni sami – słuchają z nabożeństwem. Przez wieki nomadzi Vezo dzięki angano nie mieli wątpliwości jak powinni żyć. Ich dzieci, zasłuchane w cichnące głosy starszyzny, są już na rozdrożu.
Czy będą umiały się odnaleźć w nowym świecie?
Zdjęcia: Anna Olej-Kobus/Krzysztof Kobus – TravelPhoto
(c) Portal Małego Podróżnika