ŚWIATWyprawy

SZWECJA – Świat Nilsa czyli Szwecja w miniaturze – dzień piąty

SZWECJA – Świat Nilsa czyli Szwecja w miniaturze

Znowu wracamy tam, gdzie dzieci podczas poprzedniej wyprawy czuły się wspaniale. Świat Nilsa Holgerssonsa jest często nazywany „Szwecją w miniaturze”. Mamy tam dla milusińskich kilka aktywności. Pierwsza to zwiedzenie parku miniatur. Na obszarze podobnym kształtem do Szwecji postawiono najbardziej charakterystyczne dla regionów przykłady budowli. Od zabudowań dawnej kopalni przez kościół będący perełką architektury drewnianej, wszelakie domy mieszkalne na wiosce rybackiej kończąc. Zwiedzać można ten obszar na gokartach na pedały co zwiększa atrakcyjność tego miejsca dla dzieci wielokrotnie…

Kolejne miejsce to mały park linowy z trasami dla początkujących i zaawansowanych. Obie kończą się zjazdem na tyrolce! Po drugiej stronie mamy wielką hopsalnię jakby ktoś sterowiec zakopał do połowy w piasku. Dodatkowo hala ze strzelankami komputerowymi no i plaża dla maluchów oraz przystań rowerów wodnych. Przybyła jeszcze atrakcja w postaci zorbingu na wodzie dla dzieci. Wchodzimy do plastikowej kuli, pan ją pompuje i robimy trzy kroki po lądzie przetaczając kulę na staw. Kiedy kula jest już na wodzie następuję spektakularny upadek, a każda próba stanięcia i zrobienia kroków jak na lądzie kończy się wywinięciem kolejnego „orzełka” tak, że nogi są często wyżej niż głowa. Po 5 minutach pan obsługujący ściąga linką delikwenta na ląd.

Chłopcy początkowo chcieli bardzo spróbować, ale kolejka była na 25 minut więc jak się napatrzyli na upadki innych to im przeszło. Kajetan bardzo chciał spróbować sił w parku linowym więc idziemy cała ekipą im kibicować. Chłopcy nie mają ochoty na liny, ale obok jest garaż gokartów i rozbudowany tor do jazdy. Tor częściowo asfaltowy, częściowo terenowy. Można się sprawdzić. Michał i Staś szaleją od czasu do czasu wypadając z trasy. Ja sobie drepczę tu i ówdzie nie będąc po zatruciu pewny zwieracza staram się mieć toaletę w zasięgu wzroku… 😉

Generalnie spędzamy duuuuuużooooo czasu tutaj i dopiero wieczorne chmurki mobilizują nas do szukania biwaku. Miejsce wypatrzyliśmy ciekawe. Bez plaży, ale z pomostem. Są też kamule stanowiące świetną bazę dla chłopców i jagody! Ponieważ chmury trochę się rozwiały i jest słoneczko zostaję z chłopcami, a Ania z Jamkosiami jedzie odwiedzić Katthult i Byllerbyn aby Marzenka miała stamtąd zdjęcia.

Na koniec dnia mamy kolorowy zachód słońca, który zmobilizował mnie do wyciągnięcia LEDów i zrobienia kilku zdjęć ze starą łodzią na pierwszym planie…


Dziś spotkamy ludzi, trzeba wyglądać….


Zaczynamy tak – kroczek jeden, dwa, no może trzy…


…a tak kończymy.


Tak Marcinie… zakładanie uprzęży to rzecz nie łatwa…


…dobrze mieć pomocnika, który wytłumaczy do czego są te sznurki… 😉


Kajetan na trasie…


…daje sobie znakomicie radę…


…ale tata to chyba ma lęk wysokości. 🙂


Michał się siłuje na linach treningowych.


Kiedy Staś przyjechał….


Michał porzucił liny na rzecz…


Jazdy na czterech kółkach.


Po rajdowym szaleństwie poszliśmy zobaczyć…


…jakie nowe obiekty przybyły w miniaturowym skansenie.





Można zwiedzać również z wody.








No i czas na hopsalnię…


…i podziwianie Szwecji w miniaturze z pająka.


Na koniec zaglądamy do salki muzealnej gdzie są m.in. różne wydania „Cudownej Podróży”.


Kolejny biwak gdzie światło i kolory…


….zmieniały się zaskakująco!


A może ją zwodować?


Eeee…. lepiej popatrzmy na jezioro…


Dobranoc!

Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.

(c) Planeta Kobusów

Share