Wyprawy

CHORWACJA – Z Warszawy przez Beskid Niski na Węgry – 2015

 

Warszawa – Beskid Niski – Słowacja (Koszyce) – Węgry (niedaleko Egeru)
Dwa tygodnie chłopcy spędzili na obozie w Domu na Łąkach w Beskidzie Niskim. Zdobyli Lackową, mieli szkołę przeżycia i robili wiele ciekawych rzeczy o których mamy nadzieję kiedyś nam opowiedzą. My w tym czasie ciężko pracowaliśmy walcząc z szarą rzeczywistością czyli czasem między podróżami wypełnionym głównie spędzaniem setek godzin przy komputerach. Nawet nie udało nam się wcześnie wyjechać i w Beskidzie zameldowaliśmy się kwadrans po północy.


Beskidzki krajobraz.
Chłopcy nam na obozie zmężnieli i wyrośli, ale trudno by nie. Andrzej, Agnieszka i reszta ekipy prowadzącej obozy mają duże doświadczenie no i najlepiej o obozach świadczy fakt, że dzieci są zapisywane na następny w momencie kiedy się obóz kończy! Rano ruszamy dalej. Cel Koszyce na Słowacji. Jedziemy korzystając z dawnych austro-węgierskich zwyczajów, że w weekendy się odpoczywa w domu i własnym mieście/wiosce, a nie plącze po drogach. Puste drogi więc jedziemy idealnie płynnie i szybko na tyle na ile pozwalają przepisy. Ostrzegam „kozaków” przed łamaniem ograniczeń szybkości! Policja słowacka ma fantastyczne radary namierzające z kilometra lub dalej i spodziewajcie się, że jak Słowacy jadą powoli to lepiej sie dostosować… długa pusta prosta z ograniczeniem do 70 km/h najczęściej oznacza radar na jej końcu, który jest tak ustawiony, że nawet „sokolim wzrokiem” go nie wypatrzysz. Ale w sumie jedzie się szybko bo droga pusta aż się człowiek dziwnie czuje…


Słowacja wita.

Dlaczego Koszyce? Hmmmm… po prostu piękne miasto. Duże, żyjące intensywnie, ale na ludzką miarę. Polecamy na sobotę lub niedzielę. Wszędzie można zaparkować, nam się udało raptem 100 metrów od katedry i nie był to jakiś wyczyn, ale po prostu wiele wolnych miejsc parkingowych. Aby poznać i zachwycić się Koszycami wystarczy się przejść główną ulicą. Ktoś kto jest tu po raz pierwszy warto by spacer zaczął ulicą Hlavną od np. skrzyżowania z Tovarną. Wtedy będzie narastać piękno otaczających tę szeroką ulicę kamienic i kulminacja nastąpi wokół katedry. Co ciekawe środkiem ulicy na długim odcinku płynie… strumień. Ginie w czeluściach miejskich bebechów przed pierwszą fontanną i Kolumną Maryjną. W tym miejscu ulica się rozdwaja by dać miejsce rzeczonej kolumnie maryjnej, fontannie ze znakami zodiaku i miejskiemu divadlu.


Katedra i Kpl. Św. Michała.


ul. Hlavna


Hotel Slavia.

Divadlo to po prostu teatr, a od katedry oddziela go piękny zielony zakątek. Otoczona drzewami jest bardzo skomplikowana fontanna. Dlaczego? No bo ma wieczorne kolorowe podświetlenie, a w dzień gra muzyka i strzelające do muzyki wodotryski robią nie tylko miłe estetyczne wrażenie, ale też dają dużo ochłody przy ponad 30 stopiach jakie właśnie mamy. Jest też tam rzecz absolutnie genialna… małe wodotryski dla dzieci do ochłody! Pamiętajcie by na zwiedzanie takiego miasta (i Egeru – tu wybiegam w przyszłość) mieć dla dzieci zapasowe ubranie lub… pozwalać im wyschnąć. Przy pogodzie i 30 stopniach nie ma problemu.




Co do wyżywienia w Koszycach to nie ma problemu… jak dojedziecie na róg Kasarenske Namestie i Hlavnej to zaparkujcie przed Hlavną i macie dwie pizzerie. Jak dojdziecie do Hlavnej i skręcicie w lewo jest najpierw lada z lodami i następna to lada z pizzą na kawałki. Jest gotowa i nie musicie czekać. Jak chcecie mieć większy wybór to na wprost Kasarenske Namestie macie Pizza Borsalino – też mają na kawałki… Oczywiście polecamy mieć więcej czasu i wypatrzenie jakiejś lokalnej knajpki by pobiesiadować.

Katedra koszycka to coś absolutnie magicznego. Piszę coś ponieważ to obiekt kultu, magia architektury, obiekt pożądania nowożeńców (ślub co godzina w weekendy letnie) itd… Nie będę cytował Wikipedystów bo nie ma to sensu ale polecam Wam obejście katedry z zadartą głową. Ilość genialnych detali architektonicznych jest obłędna. Wnętrze jest fantastyczne. Jasne, ale jak już skupicie wzrok na ambonie lub bocznym ołtarzu to można stać i podziwiać… długo… No może nie bardzo długo… polecam moment między ślubami. Nie ma wtedy wielu zwiedzających katedra jest prawie pusta i macie 10 minut dla siebie. Szybko zobaczcie ołtarz główny, ambonę i w momencie kiedy zaczną wchodzić uczestnicy kolejnego ślubu i zajmować nawę główną będziecie mieć czas by zobaczyć nawę boczną.


Zaułki.


Wnętrze katedry.


W Koszycach jest oczywiście też wiele mniej oczywistych dla turysty miejsc. Jeżeli jesteście w weekend to możecie spokojnie objeżdżać okolice starówki. Znajdziecie wiele ciekawych miejsc.. most zakochanych z setkami kłódek, kamienice z płaskorzeźbami, które powinny być na głównej ulicy, a są na uboczu… Takie odkrywanie miasta bardzo lubimy i zawsze jakieć ciekawe miejsca znajdujemy.

Zwyczaje monarchii austro-węgierskiej powinniśmy szanować. One dają nam pełną swobodę w mieście oraz na… drogach! Ruch w weekend, a szczególnie po południu jest… nie… nie ma go… pusta szosa. Pusta autostrada… Bajka! Tylko pamiętajcie… Nie przekraczamy szybkości dozwolonej bo się zdziwicie. Nasi Policjanci powinni się uczyć od słowackich ukrywania i mieć taki sprzęt jak oni… Wtedy tylko nadzieja w Yanosiku. Nie zobaczycie radaru, ale radar zobaczy Was… kilometr… no problem… No problem dla lasera… Więc… noga z gazu i dajcie sobie na wstrzymanie. To DOBRA RADA!


Pusta autostrada za Koszycami…


…i już Węgry przed nami!


Myto, czyli winiety.

Przejście graniczne z Węgrami bardzo proste ale ze słowackimi policjantami… ograniczenie do 40 km/h już z kilometr od linii granicznej i mamy hiper radar na statywie marzący o tym by macnąć Was jadących marne 60 km na godzinę… Tam gdzie jest 40 km… Ups… Droga może być pamiątka ze Słowacji…

Sklep z winietami (nie jedźcie bez winiety !) jest w kontenerze z bezwstydnym napisem…. MYTO. U nas to owijają w bawełnę… opłaty takie i śmakie… a tu jest prosto… MYTO! Myto jest ciekawe ponieważ nie ma żadnych naklejek ale jak idziecie kupić winietę to musicie mieć DOWÓD REJESTRACYJNY. Dostajecie zwykły kwit z kasy fiskalnej i wydruk z systemu. KONIECZNIE sprawdzajcie nr rejestracyjny na nim… Jak OK! to jedziecie dalej… Kamery i systemy rozpoznawania tablic rejestracyjnych Was będą trzymać przez np… tydzień (minimalka).


Kupujemy owoce.


Makao i…


…magnetyczne gry podróżne Granna – czas szybko mija.

Jedziemy dalej już przez Węgry. Droga jak na Słowacji pusta ale naznaczona radarami. Zawsze warto patrzeć jak jadą miejscowi. Nawet z przepisową prędkością droga mija błyskawicznie i za chwilę skręcamy ku naszej bazie w okolicy Egeru i Gór Bukk.

Ale… ale… Kiedy wjedziecie do miejscowości Forro i zobaczycie stragany z owocami to koniecznie się zatrzymajcie! To świetne miejsce na zakup tanich owoców i warzyw na dalszą trasę i biwak. Polecamy arbuzy, morele i białą paprykę – to nasz zestaw podstawowy. Dodatkowo nektarynki itd… Szikszo to z kolei miejscowość gdzie jest supermarket. Tam możecie kupić wszelkie dodatki typu H2O, i co tam uważacie… Jak jesteście późno to macie tam też lokalne wina… 🙂 Zakupy zrobione i jedziemy dalej…

Miejscowość Bogacś będzie naszą bazą. To wzór miejscowości gdzie odkryto wody termalne i na ich bazie zrobiono kąpielisko. Kąpielisko jest podzielone na przynajmniej dwie części. Baseny rekreacyjne i uzdrowiskowe. Różni nas tylko kolor opaski na ręku: my pomarańczowi to rekreacyjni, różowi to dla zdrowia – mają do dyspozycji baseny najcieplejsze i… najbardziej śmierdzące zgniłym jajem… Wody siarczkowe i solanki o dużym stężeniu ot wypływają z ziemi i są zbawieniem dla chorych lub po prostu tych co chcą się zresetować i wrócić do pracy w pełni sił.

Jesteśmy na campingu „termalnym” czyli mijacie termy i parkingi przy termach i jedziecie dalej i… JEST! Niepozorna brama to wjazd! Camp zapchany na maksa , ale udaje nam się znaleźć miejsce na namiot (cudem) i zostajemy… Co ma dobrego ten camping? Pomarańczowe opaski na ręku czyli dostęp nieograniczony do basenów rekreacyjnych. Mamy wiele basenów podzielonych na różne aktywności. Jest wieża z rozprowadzeniem na kilka zjazdów. Jest nawet WC czyli zjazd kończący się wirem jak w toalecie, jest UP and DOWN czyli zjeżdzamy i lecimy w górę i dół i w górę i w dół i… Mamy też prostą rozrywkę czyli zjazd z „pieca na łeb”… Generalnie nasi chłopcy nie lubią stać w kolejce więc wolą grać w piłkę na basenie płytkim z wulkanem na który można po linie wejść i zjechać – woda od 31 stopni… bajka…


Pierwszy arbuz na wyjeździe.

 

No ale po wymoczeniu i odpoczęciu idziemy na… boisko. Uni boisko z siatką rozciągniętą do tenisa… Ja z jednej strony, chłopcy z drugiej i gramy w tenisa nożnego… baja… Ale się naganiałem! Dziękuję, że jestem asystentem na treningach i wiem jak trafić w piłkę… 🙂 Ale po godzinie grania jestem mokry jak foka. Daję radę jeszcze pół i wracamy do namiotu. Jak na pierwszy dzień wynik znakomity…

Co robimy jutro i w kolejne dni… W planach EGER i Góry Bukk!

.:. strona główna wyprawy .:. NASTĘPNY DZIEŃ (Eger) .:.

Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.


(c) Portal Małego Podróżnika

 

Share