INDONEZJA – wyspy BALI i GILI, SINGAPUR – 7 XI, BALI Tirtangagga > Batur
INDONEZJA – wyspy BALI i GILI, SINGAPUR
7 XI, BALI Tirtangagga > Batur
Obudziliśmy się w ogrodzie botanicznym. Już o zmierzchu kiedy dojechaliśmy do naszych gościnnych pokoi ponad królewskim pałacem na wodzie oszałamiał zapach kwiatów. Teraz w promieniach słońca możemy w pełni docenić urok tego miejsca.
Ilość kwiatów i różnych roślin ozdobnych oszałąmia. Niektóre kwiaty są ogromne a inne małe ale tak skoplikowane, że przypominają najlepsze dzieła sztuki tutejszej, albo właśnie ta sztuka usiłuje je naśladować. Śniadanko ciekawe bo dostajemy kawę, jajecznicę i dwa talerze ananasa w plastrach i kawałki mango. Pierwszy raz jem mando z jajecznicą i nie jest wcale złe połączenie. Szkoda, że mango kupowane u nas smakuje zupełnie inaczej czyli gorzej. Różnica między owocem tutejszym prosto z drzewa a naszymi ze sklepu jest taka jak między sokiem pomarańczowym z proszku a wyciśniętym z owoców. Ruszamy!. Czas mamy świetny bo chłopcy wstali o… 6.30. Godzinka zabawy, śniadanie i jazda. Jedziemy odwiedzić Matkę Świątyń „Besakih”. Po drodze mamy piękne góry porośnięte gęstą roślinnością. Na tarasach rośnie ryż w różnych stadiach rozwoju. To jest niesamowite, ale ryż rośnie tutaj „na okrągło”. W nasłonecznionych szerokich dolinach trwają żniwa i mieliśmy okazję kibicować miejscowym żniwiarzom. A już za chwilę tarasy zalany wodą i ryż dopiero zaczyna swoją wegetację. Żniwa oczywiście w cołości ręcznie. Ścinamy ryż sierpami i robią to mężczyźni. Mają wagi w rękach spod których wychodzą idealnie równe pęczki dojrzałego ryżu. Za nimi ciągną się długie pasy pęczków ryżu. Zbierają je dzieci i kobiety i zanoszą do „młockarni”. Młockarnia składa się z plandeki z dwóch stron ograniczonej wysokimi na pół metra dechami. O te dechy tłucze się właśnie końce pęczków ryżu, tam, gdzie jest ziarno. Po odgłosie i wadze wiadomo, że całe ziarno spadło i słoma ryżowa jest wyrzucana na oddzielny stosik. Robiąc żniwiarzom zdjęcia wywołałem mnóstwo śmiechu a przede wszystkim zdziwienie, że pochodzę z takiego dziwnego kraju gdzie nie rośnie ryż… Besakih jest trudnym miejscem. Świątynia Matka na stoku świętej góry Agung (3142m) robi wrażenie swoim rozmachem. To nie jest jedna świątynia jako monolit ale zbiór 23 oddzielnych ale jednocześnie połączonych ze sobą świątyń. Trzeby być również nastawionym na to, że spotkacie tu najbardziej agresywne formy wyciągnięcia od was pieniędzy. Samozwańczy przewodnicy, strażnicy świątyń żądający kasy pomimo zapłaconego biletu, itd… itp… System przetrwania jest taki:
No i to tyle ze szkoły przetrwania. Jak się do ww. rad zastosujesie to będziecie mieć tak równie miłe wspomnienia jak my. Architektonicznie świątynie są podobne do innych ale cały urok tego miejsca polega na nagromadzeniu świątyń w jednym miejscu. Szukamy więc kadrów przez wiele stup piętrzących się ku niebu z panoramą doliny. Czekamy aż Święta Góra odsłoni swoje oblicze lub jakiś obłoczek zsunie się po stoku i zatrzyma na dachach świątyni. Piękne miejsce. Nasza dzisiejsza trasa dostarcza nam pięknych widoków. O żeńcach wspomniałem ale mamy jeszcze rewelacyjne widoki na tarasy ryżowe, piękną górską rzekę z trasą raftingową. Bajka! A na koniec dnia… wulkan Batur z jeziorem o tej samej nazwie. To nie przelewki! To czynny wulkan, którego zachodnie stoki pokrywa czarna lawa po ostatniej erupcji kilka lat temu. Piękny punkt widokowy przed Penelokan, ale trochę urok psują sprzedawcy pamiątek wyposzczeni brakiem turystów. Za chwilę zjazd i jesteśmy w Penelokan. Uciekamy przed naganiaczani zjeżdżając lokalną drogą w kierunku nowiutkiej pokrywy lawowej. Jeden z naganiaczy uprawia marketing ze skutera trajkocząc, że ma świetne pokoje. Na szczęście atakuje naszego kierowcę a nie nas więc mamy luzik. Zatrzymujemy się na zdjęcia przy polu lawowym obsadzonym lasem z tabliczkami fundatorów przy drzewach. Skręcamy do jeziora i widzimy dziwne niewykończone domki, dziesiątki ich! Okazuje się, że to camping gdzie na kikutach filarków mających trzymac dach, z wystającym zbrojeniem, wiesza się płachty i ma się dach. Stąd wyrusza się na szczyt wulkanu Batur. Wracamy do Penelokan i przez Batur jedziemy do Kintamani gdzie mamy najbliższy hotel świątyni w Batur. Chcemy pochodzić ale okazuje się, że to 2 km więc w sumie 4 i nie mamy czasu na spacery jak zależy nam na zdjęciach. A zależy nam bo świątynia jest oświetlona po południu. Po zakwaterowaniu wracamy więc pod świątynie i zwiedzamy dokładnie cały kompleks łącznie ze świątyniami po bokach by znaleźć najciekawsze ujęcia przez świątynie na wulkan Batur i na Górę Agung. Świątynia dość ciekawa natomiast do legend Lonely Planet należy włożyć opowieść o cudownym ocaleniu świątyni podczas ostatniej erupcji wulkanu. Dolina między świątynią a wulkanem jest tak szeroka i głęboka, a pole lawowe kończy się tak daleko, że o jakimkolwiek zagrożeniu mowy być nie mogło. Internet koszmarny więc jak na razie z relacji nici bo o przesłaniu czegokolwiek nie ma mowy. No i to by było na tyle. Zdjątka: |
|
…:: kolejny dzień :::: strona główna :::: poprzedni dzień 6 XI ::…
(c) Portal Małego Podróżnika