Wyprawy

INDONEZJA – wyspy BALI i GILI, SINGAPUR – 14 XI, BALI, Ubud

MP_BALI_baner250

INDONEZJA – wyspy BALI i GILI, SINGAPUR
14 XI,  BALI, Ubud

 

 

Aleśmy se w d… dali… W Ubud miało być ciężko i jest ciężko. Rano na śniadanie. Bardzo miło. Ale później… Siedzimy sobie w pokuju i słyszmy Hey! Mister! Your car…

Cholera! Trzeba się zbierać. Samochód mamy szybciej niż się spodziewaliśmy, ale powiedzieli, że abyśmy mieli najlepsze miejsca chcą nas zabrać wcześniej. Miło! Jedziemy do Batubulan na taniec Barong. Piękna scena, super stroje i taniec. Świetna orkiestra i gra aktorska. Bajka! Chłopcy zachwyceni jak mityczne zwierze zwane w uproszczeniu smokiem szaleje na scenie. No i jest małpa i są tacy straszni ludzie kojarzący im się z piratami…

Wracamy do hotelu przez fabrykę batiku mającą również część edukacyjną gdzie mozna zobaczyc jak batik powstaje – narodowa sztuka Indonezji. Na dole kilkaset m2 ubrań z batiku i nie tylko a na górze ogromna galeria malowanego batiku. Tylko jakoś nic nam się akurat tu nie podoba. Jak jest coś w żywszych barwach kreślone ładną mocną kreską to taka tandeta dla turystów (m.in. widoczki z Chin czy znad Mekongu jako pamiątka z Bali… 😉 ) Inne obrazy są zagmatwanymi pastelami jak te testy kolorystyczne dla kierowców. Nic nie kupujemy i wracamy do hotelu.

Basen a później obiad w Art Kafe Bar. Świetne miejsce. Niedrogo, pysznie. Ostrzegamy przed różnymi knajpami na kilometr zalatującymi dizajnem pod turystów. Drogo straszliwie, jedzenia mało i takie bezbarwne. Po cholerę ludzie jeżdżą do takiej Indonezji by jeść lasagne lub kotlety???!!! Dla mnie to zwykła głupota. Jak knajpa się reklamuje z „juropijan fud” to znaczy nie idź tam choćby darmo dawali. My kupujemy od czasu do czasu pizze ale tylko dla chłopców. Ja jeszcze nie zjadłem żadnego dania z poza działu potraw indonezyjskich. W Art Kafe mnie zaskoczyli bo dostałem Kwetiau – szeroki makaron zasmażany w woku z warzywami, kurczakiem w pysznym sosie z chipsami krewetkowymi (zabrane natychmiast przez chłopców) i miseczką sosu sojowego z cieniuteńko krojoną super ostrą papryczką chili. Zanim zacząłem jeść sprawdziłem czy mam pod ręką litr piwa Bintang. Pycha!!! A zanim dostaliśmy jedzenie chłopcy mieli super zabawę bo chodzili z pustymi klatkami na ptaki i wkładali tam liscie znalezione w kawiarnianym ogrodzie. Później dobrali się do stosiku resztek bambusa i z różnych jego kawałków zaczęli robić dziwne konstrukcje. Wracając odwiedzamy kilka sklepów z rękodziełem. Robimy rozpoznanie.

Po obiedzie liczyliśmy, że chłopcy pójdą spać ale widok basenu działa na nich tak pobudzająco… kolejna kąpiel… Ale kiedy nadszedł wieczór hotelowy samochód zabiera nas na chyba najbardziej znany tutejszy taniec. Kechak & Fire Dance to coś takiego co trzeba zobaczyć. I nie ma tam gadania, że nie ma się czasu pieniędzy itd… itp… Jak się kecaka nie widziało to cały pobyt na Bali jest bezsensowny. No dobrze! Chłopcom jako małym piromanom się podobało do czasu. Pilnie patrzyli na wielki świecznik stojący na środku. Kiedy go użyją do podpalenia czegoś. Nie użyli. Jak łatwo się domyśleć każdy z tutejszych tańców to zwykle ok. 1.5 godziny i kilka aktów różniących się dynamiką. W kecak dance nie ma orkiestry. Wszystkie dźwięki są wyłącznie wydawane przez męski lub męski i żeński chór (mieszany w tańcu Sanghyang Dedari Dance tańczonym przez dwie dziewczynki).

Kecak chłopaki przyjeli z zainteresowaniem później się jednak zmęczyli aż wreszcie dla nich nadeszła największa atrakcja i tajemnica Sanghyang Jaran Dance. Młody mężczyzna tańczy na koniu (jaran). Na środku płonie stos połupanych kokosów. Jaran szaleje wokół ogniska aż nagle… iskry strzelają na dwa metry wysoko. Tancerz wpada w sam środek ogniska i rozrzuca je stopami szeroko. Kiedy on w transie tańczy dalej z ciemności wyskakują pomocnicy z czymś w rodzaju grabi i rozrzucony obień zbierają w ognisko… Kiedy znów płonie a tancerz ma coraz szybsze, transowe ruchy wpada w ogień rozrzucając go wszędzie. Biega po płonących łupinach nie zważając na żar, ogień, ból…. Powtarza się to kilka razy. Ten taniec kończy pokaz. Kiedy wszyscy aktorzy opuszczają sceną ostatni tancerz siedzi oszołomiony prezentując swoje czarne opalone stopy.

Dla chłopców był to wielce ekscytujący pokaz. Chcą się zapisać do Wujka Ediego na warsztaty chodzenia po ogniu. Na dogasających skorupach kokosów rozpalili jeszcze własne małe ogniska ze znalezionych suchych liści palmowych.

Wymęczeni ale pełni wrażeń wracamy do hotelu. Dzień kolejny minął… ale nie dla mnie. Toczę walkę o aktualizację blogu. Komputery tu są tak zainfekowane wirusami, że jak już mi się wydawało, że jest OK! to właśnie wrąbało nam wirusa i zablokowało serwis. Niestety to jest cena za prowadzenie blogu on line z różnych dziwnych miejsc. Niestety nasz hotel nie ma WiFi, ale trzy komputery z taką ilością śmiecia wirusowego, że zdumienie ogarnia! Ledwie wszystko działa. Po trzech godzinach walki wyleczyłem jeden komputer na tyle, że udało się dla odmiany wyleczyć pliki na naszym blogu! Dobrze, że w Polsce działają antywirusy i od razu dostaliśmy maile, że coś się dzieje złego. Oczywiście wszystko tutaj działało OK! bo wirus blokował oprogramowanie antywirusowe tutejsze a na pytanie w googlach o tego wirusa… wyłączał przeglądarkę. Będę biegał gdzieś do WiFi, chociaż to WiFi działa tu oczywiście wolno + wolne łącze podstawowe. Chyba nie mamy wyjścia, będziemy rzadziej aktualizować blog ale z pewniejszego miejsca.

Zdjątka:

 Przed i pomiędzy tańcami…

 

Miało nie być zdjęć podwodnych
ale zobaczcie co wyprawia Michałek.


Nurkuje tylko w masce!


Staś nabiera śmiałości…


…po drabince schodzi na 2 metry głębokości i sam wypływa!
Tak go to bawi, że robi to raz, za razem po kilka razy…


Pływanie braterskie.


W fabryce batiku.


Najpierw część edukacyjna.




Krosna tkackie to my znamy – byliśmy przecież
w Muzeum Włokiennictwa w Manufakturze w Łodzi.


Później galeria.


W oczekiwaniu na obiad w Art Kafe.


Stasio jest sobą…


Oglądamy pamiątki.

Barong Dance.

Orkiestra zaczyna grać, napięcie rośnie,…


…no i zaczęło się!





Dziewczyna na głowie nie ma czepca ze sztucznych chińskich kwiatów
tylko upięte we włosach na patyczkach świeże kwiaty!





Scena i otoczenie przepiękne.

Kecak & Fire Dance.

Ogień płonie, scena czeka….


Cisza i skupienie przez chwilę a później….


…keca-keca-keca-keca-keca….


…keca-keca-keca-keca-keca….


I znowu – keca-keca-keca-keca-keca…


…keca-keca-keca-keca-keca…


Są też nastrojowe i niewątpliwie…


…piękne chwile…


…i pozornie straszne – Garuda jest dobra!


Płonie stos kokosów.


Jaran dance…


…bez taryfy ulgowej!

 

 


…:: kolejny dzień :::: strona główna :::: poprzedni dzień 13 XI ::…

(c) Portal Małego Podróżnika

Share