Wyprawy

AUSTRIA, Karyntia – narciarski raj dla dzieci – dzień 3

MP_AUSTIA_Karyntia_250
AUSTRIA, Karyntia – narciarski raj dla dzieci
dzień 3

 

PIERWSZE ZJAZDY

Zanim trafimy na stok narciarski trzeba rozwiązać problem zimy. Otóż śnieg obok hotelu jeszcze jest w miejscu gdzie pracowały armatki i robiły górkę do zjeżdżania na sankach i nartkach. Ale wokół zaczęła się piękna wiosna. Cieplutko tak, że nawet wieczorem chłopcy chodzili tylko w koszulach na zewnątrz podczas przechodzenia np. z samochodu do hotelu. Poranek tego wrażenia nie zepsuł. Ciepło i wiosennie. Ale gdzie w takim razie jeździć na nartach skoro dookoła zaczyna zielenić się trawa?

Tym miejscem jest Innerkrems – mały ośrodek narciarski, bardzo kameralny, ale dzięki temu uroczy na pierwszy rzut oka. Sami nie lubimy miejsc gdzie kłębią się tłumy więc tu od razu się nam spodobało. Jest tu cała akademia nauki jazdy dla dzieci. Ruchomy chodnik, orczyk mini jeden, orczyk mini drugi i „ośle łączki” osłonięte od wiatru sprzyjają nauce najmłodszych adeptów narciarstwa. Dojazd z hotelu raptem 25 minut lokalną drogą nad potokiem przez dwie urocze wioski z wypieszczonymi domami. Można wybrac dojazd własnym samochodem lub pod hotel podjeżdża autobus, który ma wykaz kogo zabiera i kogo ma przywieżć z powrotem, więc ewentualne spóźnienie nie grozi wracaniem taksówką.

Na punkcie narciarstwa zjazdowego rodzice naszych bohaterów Stasia i Michasia są niestety upośledzeni tj. nie zjazdowi. Nie chcielibyśmy aby chłopaki przez nas nie poznali uroków narciarstwa zjazdowego (zwłaszcza, że ponoć dzieci to lubią) więc spróbujemy z fachową pomocą miejscowych instruktorów pokazać chłopcom, że te narty to nie taka straszna rzecz. Za dobry przykład służą miejscowe cztero- i pięciolatki, które śmigają tak, że mnie zazdrość zżera.

Najpierw o wypożyczalni. Nie mamy dla chłopaków sprzętu więc trzeba skorzystać z miejscowej wypożyczalni. Sprzętu co niemiara. przesuwne regały magazynowe z setkami butów narciarskich, nartki, kaski. Robi wrażenie. Dobranie sprzętu trwa chwilę. Oczywiście ważenie dzieci i dobieranie siły wypięcia wiązań obowiązkowe. Nawet takie rzeczy jak regulacja pasków kasku jest robiona przez fachowców. Czytnik kodów paskowych rejestruje co pożyczamy i możemy iść na stok.

Naszą instruktorką jest Anne Marie. Podczas mierzenia sprzętu chłopcy byli dumni i szczęśliwi ale jak zobaczyli stoczek to im mina zrzedła i się zaparli. NIE i JUŻ! Przecież to nie są herosi a nowe poważne doświadczenie z jazdy na nartach to naprawdę mocne przeżycie. Pierwsze zjazdy więc były na sygnale. Szczęśliwie Anne Marie się nie przejmuje i wjeżdża i zjeżdża to z jednym to z drugim. Pierwszy przełamał się Michał i pojawił się dumny uśmiech na buzi zamiast łez.

Po zjazdach dla odstresowania robimy zjazdy na podpupnikach. Tu to jesteśmy w domu – podoba się! Po wielu zjazdach idziemy jeszcze tam gdzie chłopcy jako miłośnicy techniki chcieli koniecznie – na ruchomy chodnik! Chodnik sobie leży z boku trasy zjazdowej i jak już się zjedzie na dół to ruchomy chodnik wwozi maluchy w górę. To się chłopcom bardzo spodobało. Jeżdzilismy na tym stoczku do końca szkoły. Michał dwa razy zjechał sam a Stasio również zaczął przekonywać się do nart. Kiedy zjechał prawie sam ostatni raz przed obiadkiem powiedział: „Czułem się jak narciarz!” Będzie dobrze!

Na 13.00 zjechaliśmy na obiad do hotelu i obiecaliśmy chłopcom kolejną atrakcję. Tym razem basen! A nawet trzy! Jeden to brodzik, ale nie taki zwykły dołek z wodą ale super kolorowy ze zjeżdżalnią i różnymi zwierzakami plującymi wodą jak się popompuje dźwignią z tyłu. Drugi basen głębszy ze zjeżdżalnią „Słoń”. Tu można popływać i pograć w piłkę wodną a trzeci… Trzeci jest mały raptem 3×2 metry… ale tyle to jest pod dachem bo tak naprawdę cały basen jest na zewnątrz! Bardzo ciepła woda a wokół (zimą) padający śnieg! Bajka! Jest też zjeżdżalnia wąż. Trochę trudno jest wyjść z basenu dobiec do niej i zjechać ale po takim wyczynie woda wydaje się super ciepła.

No i jeszcze jedna atrakcja. Chłopców jeszcze tam nie wpuścimy ale my się wymykamy od czasu do czasu… rura do zjazdów 100m długa, kręta, prowadzi z ostatniego piętra na dół. Pierwszy raz nawet się zatrzymałem w niej badając teren, ale drugi raz zjechałem chyba w 3 sekundy… szaleństwo! Zastanawiałem się czy wyhamuje mnie woda na dole – udało się…

Kiedy nastąpiło zmęczenie basenem suszymy chłopców i chwila zajęć w podgrupach. Ja stukam w klawisze i wybieram zdjęcia do naszego bloga karyntologa a Ania z chłopcami idzie do znanego z wczoraj miejsca.

Gospodarzem jest tam kapitan piratów Hubsi Hu’s a miejsce to Piratenland czyli sala piratów. Stasio jeździ na baby quadzie grając nim w piłkę, która ma ponad metr srednicy. Później zakopujemy się w piłeczkach i karmimy nimi fontannę aż ta… raz się zatyka…

Czas na kolację więc niechętnie opuszczamy pirackie włości chociaż kolacja również może być piracka….


Rano możemy zobaczyć jak wygląda nasz hotel z zewnątrz.
Kiedy Ania idzie z chłopcami do samochodu po drodze zdobywającymi różne szczyty…


…ja idę zrobić zdjęcie od tej folderowej strony hotelu.


Widok, który cieszy oczy dorosłych a co dopiero dzieci…
Widzicie tę pomarańczową rurę? Oj będzie się działo….


Jesteśmy w Innerkrems. Wypożyczalnia przy szkółce narciarskiej.
Patrzcie na te regały magazynowe jakich by i IPN pozazdrościł
przechowują setki dziecięcych butów narciarskich. Dobrać można dla każdego.


Ubrany prawie jak na stok Michałek na wadze.
Wiedząc ile waży będzie można dobrać siłę wypięcia wiązania nart.


A teraz tak naprawdę najważniejsze – kaski! Staś jest dumny i przejęty!


Żadne dziecko nie zostanie wpuszczona na stok bez kasku.


Paski wyregulowane – jest OK! Ruszajcie na stok…


Zbierają się adepci szkółki i…


Mamo! Ratunku! Ja nie chcę!!!! Bu…..


Zaraz moja kolej – może od razu zacznę płakać?


Ja… JADĘ!!! Jeszcze wysztywniony kolana zablokowane…


Pojawia się ugięcie kolanek i już lepiej…


Strażnik stoku i wspomagacz zbolałych duszyczek dziecięcych (niektórych)…


Grupa zaawansowana. Nie wiekowo ale umiejętnościami.


Nartki niewiele większe od wiązań.


Przerwa na oddech – to znamy i kochamy – zjazdy na ślizgach…


Staś woli z mamą…


Idziemy trenować technikę i po kolejnym zjeździe…


…Michałek zjeżdża sam i się nie wywraca!


Instruktor teraz to tylko tak dla otuchy…


Bardzo pomaga ruchomy chodnik, który jest znacznie większą atrakcją niż orczyk.
Ten uśmiech jest dla Babć!


Ruchomy chodniczek to nasza miłość!


I na górze!


Zaczyna mi się…


..narciarstwo zjazdowe podobać!


Czas brać narty na ramię i na dziś koniec. Pora na obiad.


Anne Marie przygotowała jeszcze niespodziankę. Piękne znaczki klubu małego narciarza.


Wracamy do hotelu, obiad i… stroje wskazują, że idziemy…


…na basen! Brodzik. To z rozdziawionym dziobem miało pompkę
i można było ostrzeliwać wodą zjeżdżalnię co też robiłem
ku zmartwieniu dzieci… 😉


Na prawdziwe pływanie idziemy na basen.


Nazywamy go „ze słoniem”…


I kolejny basen mający jakąś taką ciekawą zasłonę za którą…


…wypływamy na zewnątrz. W tle jeszcze góra śniegu i bałwan, pruszy śnieżek…


…ale woda ciepła i nam tu DOBRZE!
Ratownik przecież czuwa!


Gejzerek na zewnątrz. Można mieć krio- i hadwao- terapię w jednym.

Później szaleliśmy u piratów rozgrywając szalone mecze piłkarskie ale to już: CDN…

 


..:: dzień poprzedni ..::.. strona główna ..::.. dzień następny ::..

(c) Portal Małego Podróżnika

.

Share