Wyprawy

HOLANDIA – Tulipany i czarownice – dzień V

MP_HOLANDIA_baner250
HOLANDIA (+ Niemcy) – Tulipany i czarownice…
kwiecień 2010 – dzień V

 

Zaanse Schans czyli dzień wiatraka

Niedziela, czas trochę odetchnąć. Robimy jak Holendrzy, uciekamy z miast na wieś! A dokładnie to do wioski Zaanse Schans. Niezwykłe miejsce nad rzeką Zaan gdzie zgromadzono budowle charakterystyczne dla regionu Zaanstreek. Część domów jest zamieszkała, część przekształcono w żywe muzea. Możemy zobaczyć np. działającą farmę serową. Za szybą zabezpieczającą proces produkcyjny przed setkami turystów, wytwarzane są sery, które można kupić w sklepie. Świetnie prezentuje się wytwórnia drewnianych sabotów (ew. chodaków, klumpów,…). W jej jednej części zgromadzono maszyny do wytwarzania tych butów i co pół godziny lub jak się zbierze większa grupa mamy prezentację jak z kawałka drewna uzyskiwano chodak. Oczywiście robiono to kiedyś ręcznym narzędziami ale z czasem zatrudniono do tego… maszyny kopiujące. W jedno jarzmo mocowano kawał drewna a w drugie obrobiony wcześniej chodak i się zaczynały obracać. Po chodaku ślizgał się „czujnik kształtu” stopniowo się przesuwając a nad kawałkiem drewna zgodnie z ruchami przekazywanymi przez czujnik podnosiła i opadała piła tarczowa. Kiedy proces się zakończył z kopiarki otrzymywało się wstępnie wycięty kształ sabota. Obok w hali wielka wystawa historyczna m.in. podobne obuwie z całego świata. Jeden z najciekawszych eksponatów to chodaki kościelne z…. XVII wieku!!!

Z kolejnych ciekawych miejsc w wiosce warto wymienić pierwszy „supermarket” Alberta Hejna z 1887 roku. Starano się oddać wiernie sposób sprzedawania i produkty jakie tu oferowano. Jest również muzeum pierkanictwa, wytwórnia musztardy, sklep z antykami itd…. oraz przy parkingu ogromny budynek Zaans Muzeum ze zbiorami regionalnymi.

Ale! Najciekawszy jest spacer brzegiem rzeki od wiatraka do wiatraka. A wiatraki są ogromne. Typowe „holendry”. Co ciekawe każdy z wiatraków ma inny profil produkcji i konstrukcję wewnętrzną. Mamy wiatrak-tartak produkujący deski i belki. Kolejny „De Zoeker” jest olejarnią. Zamiast mleć zboże wyciskał olej z fistaszków, których w skrzyni było z pół tony. Aby było śmieszniej były ze trzy tabliczki – NIEJADALNE! NIE JEŚĆ! MOŻE ZASZKODZIĆ ZDROWIU! Inaczej przez taką niedzieję znikałoby pewnie ze 100kg orzeszków w brzuchach turystów. Jak był wietrzny dzień wiatrak potrafił wyprodukować nawet 100l oleju. Wykorzystywano nasiona lnu, sezamu, rzepaku i innych roślin oleistych.

Kolejny wiatrak mielił…. skały! To słynny młyn „Kot”. Kot siedzi przy kasie i jak płacicie to możecie go podrapać za uszkiem lub pogłaskać. Zgodnie z zamówieniami młyn mielił co kto chciał. Od takich „zwykłych skał” po np. malachit ale również… egzotyczne drzewa z którego to proszku robiono wywary do barwienia tkanin! Co ciekawe wiatrak napędzał kilka urządzeń. Duże kawały skał trafiały najpierw do kruszarki gdzie coś w rodzaju wielkich dłut rozłupywały kamienie na małe. Te trafiały pod toczące się po okrągłym stole kamienie młyńskie o wadze, bagatela, 5 do 7 ton! Ten młyn działa i jest jedynym na świecie zdolnym wytwarzać składniki farb identycznie jak w wieku XVII!

Kiedy wieje wiatr śmigła wiatraków się obracają. Nie poruszają co prawda wewnętrznych urządzeń bo turyści wychodziliby cali zapyleni ale są też robione pokazy całego procesu produkcyjnego. Kiedyś nad brzegiem rzeki pracowało ok. 1000 wiatraków. Do dziś pozostało 13 z czego jest tu siedem jeden obok drugiego. Są również mniejsze wiatraki, które jak wieki temu przepompowują nadmiar wody, bo cały teren jest położony ok. metra poniżej poziomu morza.

Chłopcy zachwyceni! Zresztą trudno się dziwić! Tyle miejsc do wspinania, sieć kanałków do rzucania kamykami, mostki do biegania i wnętrza wiatraków pełne tajemnych mechanizmów… To rozpala ich emocje, burzy krew… Szaleją! Ich zachwyt wzbudziły również niektóre alejki, które grubo wysypane są nie żwirem lecz…. muszlami!!! Zrobiliśmy po tej plątaninie domów, kanałów, mostków z kilka kilometrów a chłopcy nawet nie zamarudzili, że ich nogi bolą. Oznacza to, że miejsce z ich punktu widzenia było znakomite.

Ciekawy jest system zwiedzania. Otóż wszystkie obiekty i pokazy są dostępne bezpłatnie jak i cała wioska. Płacimy tylko za wnętrza wiatraków (każdy 3 Euro, oraz muzeum też kilka Euro – można taniej kupując kartę zwiedzania) ale… parking 7 EUR i zwyczajnie nie ma tam gdzie zaparkować poza nim. Wszyscy się z tego śmieją, że wioska gratis poza „drobną” opłatą za parking, ale uważamy że to bardzo OK! Znamy wiele miejsc, gdzie rąbią turystów na parkingu i na każdej wątpliwej atrakcji, a tu inwestycja w parking jest najlepszą inwestycją w miejsce parkingowe w Holandii!!! 😉

Spędzamy tu na luzie tyle czasu ile mamy ochotę, czyli długo… Wracamy przez pobliskie Zaandam. Chcemy zobaczyć dom, w którym mieszkał car Piotr Wielki, kiedy przyjeżdżał tu uczyć się sztuki budowania statków od miejscowych szkutników i cieśli. Jeżeli spodziewacie się, że był to pałac to się mylicie! Car Piotr był zafascynowany umiejętnościami miejscowych artystów ciesiołki i bardzo ich szanował. Zamieszkał dwa razy w małym, krzywym domu Gerrita Kista, robotnika, którego poznał w Petersburgu. Jak na tak wielką postać jaką był Car Piotr było to absolutnie niezwykłe.

No i wracamy na camping. Szczęśliwie mamy kierunek przeciwny do rzeki samochodów jaka wlewa się do Amsterdamu. Widać, że kończy się weekend!

ZDJĘCIA:

 
CAMPING – Dałbym głowę, że wczoraj ich nie było…
CAMPING – Dziś odkryliśmy, że są przy recepcji kozy.
ZAANSE SCHANS – Hej! Ho! Do wiatraków by się szło!
Na zdjęciu nieruchome, ale chłopcy patrzą na szybko obracające się śmigi.
Ech! Ci Japończycy, wszędzie się fotografują….
….nawet na naszej sciance tj. belce wspinaczkowej.


Wiatraki są QL!


Wiatrak tartak.


Ups! Nie ma przejścia – to wejście na przystań.


Ścieżka z muszli.


Co za widoki!


Łukowate mostki – ideał mostku do biegania.


Domki w wiosce…


..jak z obrazka o Holandii sielskiej-wiejskiej.


Kaczki jak u nas!


Pojawił się IDOL! Pan na gąsiennicowym traktorku
budował ścieżki z muszli!


Trochę za duże ale niech będą….


….jakby co to będziemy mieć kajaki!


Ale pochodzić w tych butach to się za bardzo nie da…


Wytwórnia chodaków – pokaz produkcji.


Na gotowych produktach….


….kwintesencja Holandii.


Sklep jest bogato zaopatrzony.


Anatomia wiatraka.


Po kaczkach w kanale chłopcy znaleźli
kury pod wiatrakiem do dokarmienia.


I do kolejnego wiatraka….


We wnętrzu wiatraka-olejarni.


Strome drabiny wewnątrz to ulubione miejsce wspinaczki.


Ale tu pięknie!


Zejście jest zawsze trudniejsze.


Te wielkie żarna produją miazgę z roślin oleistych,
która po podgrzaniu jest wyciskana.


I wnętrze wiatraka „Kot” produkującego kolorowe pigmenty.


Jak widać koła się kręcą i wszystko działa.


Farma serowarska.


Wnętrze sklepu Alberta Hejna z 1887 roku.


Szczytowe ściany z cegły, a boki z drewna.
Domy w całości murowane zapadałyby się
w miękkim podmokłym terenie.


Ul. Kacza?


Nie mogliśmy się powstrzymać! Kupiliśmy rodzinny chodak!
Czas pożegnać się z ZAANSE SCHANS.


ZAANDAM – płaskorzeźba cara Piotra Wielkiego.


Dom, w którym mieszkał jest schowany w murowanym domu.


….ubogie wnętrze.


I na dobranoc nasze pola tulipanowe niedaleko campingu.

 

.:. POPRZEDNI DZIEŃ .:. STRONA GŁÓWNA .:. NASTĘPNY DZIEŃ .:.
Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.

 


(c) Portal Małego Podróżnika


Share