Wyprawy

PÓŁNOCNE WŁOCHY – dzień 3 (Lądek Zdr.)

MP_WLOCHY_PN_baner250PÓŁNOCNE WŁOCHY
dzień 3

DZIEŃ 3 – LĄDEK ZDRÓJ – 25 IX 2011
W sobotę „pokazowo” leniuchowaliśmy ale za to mieliśmy dużo spotkań i obejrzeliśmy wiele fajnych prezentacji. Chłopcy się zadomowili i wszystkie sale przeglądu, kawiarenki i okoliczne chaszcze nie są już dla nich tejemnicą. Z Bernasiem Kotełko stworzyli „bandę”, która była dosłownie wszędzie. Jak byli na scenie w muszli koncertowej to za chwilę już słyszeliśmy ich dyskusje zza żywopłotu kawiarenki, itd…itp…

No i nadeszła niedziela – ostatni dzień festiwalu. Mamy bardzo ważny pokaz dający mnóstwo satysfakcji. Wiemy na pewno, że publiczność nie będzie siedzieć cicho jak na mszy w kościele. Żywiołowość reakcji będzie większa niż jakbym pokazał film syćkim łojantom zgromadzonym, że na K2 wbiegłem w szortach i klapkach by wypić na szczycie drinka z palemką, a na kolację w Base Camp podano mi wieczorem homara…

Ta publicznośc to… dzieci w przeglądowym przedszkolu. Ileż emocji na widok żyrafek i lwa. Ileż natężonego liczenia kiedy Ania pyta ile jest na ekranie antylop! Namibia w wersji dla dzieci sprawdziła się!

Póżniej już na luzie bo wszystko się udało, sprzęt nie zawiódł, publiczność była wspaniała – możemy znowu oddać się temu co jest bardzo ważne, czyli spotkaniom z tymi, z którymi na codzień spotkać się nie sposób bo mieszkamy w różnych miastach, mijamy się w podróżach lub zwyczajnie brakuje czasu…

Ostatnim pokazem była opowieść Dawida Kaszlikowskiego i Elizy Kubarskiej o swoich australijsko-azjatyckich, podwodno-powietrznych, pustynno-tropicznych perygrynacjach. Z humorem i dystansem do tego co robią (a robią rzeczy wielkie) pokazali to co wielu filmowców górskich niestety skrzętnie omija czyli „zaplecze sceny”, spotkanych ludzi, krajobrazy, żart i anegdotę, a nie tylko 100% łojenia, krew, pot i łzy.

Tak nas naspidowali pokazem (naszych chłopców też), że po pożegnaniu wszystkich wyjeżdżających w niedzielę ruszyliśmy coś załoić w górach. Nasz Base Camp zrobiliśmy w najwyżej w Polsce położonym arboretum i po aklimatyzacji na jego ścieżkach chłopcy łoili wielką karpę korzeni po wywalonym przez wiatr świerku. Było cudnie. Oni się wspinali dokonując udanego ataku szczytowego, a my towarzyszyliśmy im z aparatami.

Wieczorem trening kulinarny przed coraz bliższymi Włochami – jemy pizze! No i to na razie tyle… Jutro przerzucamy się w okolice Mikulova pod granicą czesko-austriacką. Zaczniemy etap czeski. Dobranoc!


„Bałagan” czyli miejsce gdzie krzyżują się drogi między salami,
Base Campem (iglo z lewej), uzdrowiskiem,…
Można zjeść i wypić, dokupić sprzęt turystyczny,
spotkać znajomych, itd…
Jak nie ma koncertu muszlę we władanie biorą dzieci.
Na dowód, że byliśmy w Lądku…
Idziemy do arboretum.


Różanecznik? Azalia?


Dawidzie K. – zobacz jak się łoi!
Świerk zdrowy, dobra klama…


Na szczycie!


Wieczorem wracamy do Zdroju.

Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.


(c) Portal Małego Podróżnika

Share