TURCJA, Dzień Dziecka w Istanbule – dzień 8
TURCJA, Dzień Dziecka w Istanbule
DZIEŃ 8
Sami w Topkapi, bryczką po wyspie i czy jaki lubią Raki… |
||
Dziś łączymy coś co normalnie jest trudne do połączenia jednego dnia. Zwiedzamy Topkapi Palace oraz płyniemy na Wyspy Książęce. Wieczorem poszukamy miejsca na nowe tematy zdjęć zmierzchowych.
Pałac Topkapi (Topkapi Palace) Pałac Topkapi jest jednym z najważniejszych i najbardziej obleganych zabytków w Istanbule. To taka bombonierka, skarbnica histroryczna i relikwiarz jednocześnie. Pałac powstawał od połowy XV wieku jako rezydencja sułtana, ale jednocześnie to tu mieściło się centrum administracyjne ery Ottomańskiej. Czterysta lat historii i 25 sułtanów wpłynęło na kształt tego miejsca. Ponieważ pałac musiał łączyć w sobie różne funkcje stąd też jego ciekawe rozplanowanie w formie budowli przy kolejnych dziedzińcach. Każdy na słowo pałac myśli o pojedynczej budowli najwyżej z dodatkowymi skrzydłami dla służby – np.: Dolmabahçe Palace. Topkapi wygląda zupełnie inaczej. Otoczony potężnymi murami składa się z kilku dziedzińców do których dostęp był coraz bardziej limitowany, a wstęp prowadził przez bramy. Przy dziedzińcach znajdują się parterowe pawilony. Na terenie mamy właściwie małe miasto od meczetu przez zbrojownie, sale audiencyjną, bibliotekę, harem, sypialnie, ogrody,… Pałac jest na tyłach Aghia Sophia ale zanim wejdziemy przez Bramę Imperialną warto pójść uliczką w lewo ok. 100 metrów by zobaczyć drewniane domy stojące między Hagia Sophia, a murem pałacu. Ciekawe architektonicznie, niektóre mają przy wejściach tabliczki opowiadające o zdarzeniach jakie mieły tu miejsce. To tu urodził się jeden z prezydentów Turcji, tu mieszkała hiszpańska królowa kiedy odwiedziła Istanbul. Miejsce często pomijane, a warte obejrzenia. Przed bramą wznosi się fontanna wybudowana przez Sułtana Ahmeta III (tego co spoczywa w Eyup) niekiedy trudno ją zauważyć zza autokarów. Dziś jednak plac jest pusty ponieważ jest wtorek i pałac jest zamknięty dla turystów. My jednak jesteśmy w pracy więc zamknięte drzwi otwierają się przed nami i… mamy Topkapi Palace tylko dla siebie! No jest jeszcze z nami trochę personelu, który wtorki wykorzystuje do wszelkich prac technicznych na terenie pałacu. Ale nam to nie przeszkadza w zdjęciach bo zdecydowanie gorzej pracuje się w tłumie gdzie co któraś osoba ma ambicję kopnąć w nasz statyw lub stanąć przed obiektywem. Dostajemy indywidualną ochronę i możemy zagłębić się w pałacowe wnętrza. Najpierw wchodzimy przez Bramę Imperialną skąd piękna aleja platanowa poprowadzi do kolejnej bramy. Pierwszy dziedziniec był dostępny dla wszystkich zwany Dziedzińcem Janczarów gdzie stacjonowała ochrona sułtana. Do dziś ten dziedziniec jest dostępny bez biletów. Kiedy pałac jest dostępny do zwiedzania jest stąd przejście do Muzeum Archeologicznego i parku poniżej. Na dziedzińcu zwraca uwagę kościół św. Ireny przypominający czasy Bizancjum. Warto przejść koło niego ponieważ w odkrywce archeologicznej widać jego mury i dużą ilość przebudowań na nich. Idąc platanową aleją słychać głośne krzyki ptaków. Kiedy stanie się na chwilę i wpatrzy w gałęzie ze zdumieniem można odkryć stado… papug. To podobno uciekinierzy z klatek, którzy skolonizowali te drzewa. Kolejna brama strzelista, z dwoma basztami to Brama Pozdrowień (Gate of Solutation, Bab-üs Selam). Prowadzi na drugi w kolejności dziedziniec Divan Meydani, na który wtęp mieli ci, którzy przychodzili w sprawach administracyjnych, a teraz można wejść mając zakupiony na pierwszym dziedzińcu bilet. Na prawo po wejściu znajdziemy makiety całego pałacu, warto podejść i odnaleźć się w otoczeniu i zobaczyć co nas czeka dalej. A dalej po prawej stronie jest ciąg dawnych kuchni. Obecnie to ekspozycje muzealne. Mamy tam kolekcje porcelany, uzbrojenia, fragmenty architektoniczne z piękną kaligrafią. Po drugiej stronie pod Wieżą Sprawiedliwości mieściła się ottomańska rada państwa czyli można powiedzieć, że było to centrum zarządzania imperium. Tam wezyr i urzędnicy podejmowali decyzje. Sułtan miał coś co dziś nazwalibyśmy monitoringiem czyli małe okienko za ozdobną kratą gdzie nie wchodząc na obrady rady i nie będąc dla nikogo widocznym mógł jak chciał przysłuchiwać się jak wypracowywane są decyzje mające wpływ na całe państwo. Tu też jest wejście do haremu – niestety kiedy my byliśmy był niedostępny tak jak np. biblioteka. Kolejna brama to Brama Szczęśliwości (Gate of Felicity, Baba-üs Saadet) z charakterystycznymi pejzażami. Tuż za nią mamy Salę Audiencyjną w oddzielnym pawilonie. Tu przyjmował sułtan gości z zagranicy. Aby nikt nie mógł podsłuchać o czym się mówi obok drzwi jest nisza z kranem z wodą. Kiedy rozpoczynała się audiencja odkręcano wodę i jej plusk skutecznie zagłuszał prowadzone cicho rozmowy. Za salą kolejny pawilon to będąca w renowacji biblioteka sułtana Ahmeta III i kiedy staniemy za nią to mamy do wyboru – pójść w lewo do miejsca świętego lub w prawo do skarbca. To dwa najważniejsze miejsca w całym pałacu. Zacznijmy od miejsca, gdzie przechowywane są relikwie związane z Prorokiem Mahometem. To miejsce mimo udostępnienia turystom jest wciąż żywe i święte dla Muzułmanów. Cały czas we wnętrzu są recytowane wersy Koranu – recytowane przez całą dobę, 7 dni w tygodniu! A możemy tu zobaczyć np. Płaszcz Szczęśliwości (Hirka-i Saadet) autorstwa żon Mahometa, od którego wzięto nazwę sanktuarium. Inne pamiątki po Proroku to odcisk stopy, włosy z brody, chorągiew i miecz. Pozostałe pamiątki wiążą się z Mekką i innymi prorokami. W przeciwnym narożniku znajduje się skarbiec sułtana. Tu zobaczymy ogromne diamenty i inne cenne kamienie albo szczodrze wypełniające szkatuły lub w formie jubilerskich precjozów. Duże wrażenie! Dalej mamy czwarty dziedziniec, do którego prowadzą przejścia pomiędzy sypialniami stanowiącymi zamknięcie i łącznik między miejscem trzymania relikwii i skarbcem. Czwarty dziedziniec to już mur obronny z widokiem na Złoty Róg i Bosfor oraz kilka pawilonów wykorzystywanych przez sułtanów głownie latem. Tu też jest najbardziej ukwiecona część pałacu. Mnóstwo tulipanów tak lubianych przez sułtana Ahmeta III. Tu zobaczymy też kamienny tron, na którym spoczywał sułtan kiedy chciał odpocząć od spraw państwowych i np. popatrzeć na walki zapaśników. Jeżeli jesteście skonani to możecie zajrzeć do kawiarni w jednym z pawilonów (jeden z najpóźniej wybudowanych) z widokiem na Bosfor. Ciekawsze są pawilony z widokiem na Złoty Róg. Tu jest ciekawa architektura, widoki i miejsce na słit focie czyli baldachim Iftariye gdzie sułtani jadali wieczorne kolacje w czasie Ramadanu. Pamiętajcie, że zwiedzając Topkapi nie możecie się nastawiać na pełne przepychu sale ale na wizytę w miejscu gdzie przez wieki biło serce i działał mózg imprerium. To taka wyprawa w historię okraszona wizytą w skarbcu i możliwością spojrzenia na pamiątki związane z Prorokiem Mahometem. |
||
Haghia Sophia 3/4 z tyłu. Jeden z drewnianych domów między Topkapi a Haghia – to chyba tu miło czas spędzała królowa hiszpańska. Fontanna sułtana Ahmeta III.
Wyspy Książęce na Morzu Marmara (Prens Adalari) Płynąc na wyspy chcemy odpocząć od miasta, architektury ale nie do końca to się udaje. Podczas rejsu, a także patrząc z największej wyspy Büyükada widzimy brzeg zabudowany ściśle domami Istanbulu. Z takiej perspektywy łatwiej wyobrazić sobie ogrom miasta. Wypływamy z Kabataş niedaleko Dolmahbahce Palace. Płynąc na wyspy prom płynie ku brzegowi azjatyckiemu – mija stocznie, dworzec kolejowy Haydarpaşa o pałacowej architekturze (patrząc z drugiej strony widzielibyśmy liczne tory kończące się wewnątrz dworca) i zatrzymuje się jeszcze na azjatyckim brzegu w Kadikoy. Warto być wcześniej przed odpłynięciem ponieważ niby nie ma jeszcze sezonu, a już prom pełny i wiele osób okupuje przejścia i schody. Żegluga jest ciekawa ponieważ płyniemy bardzo ruchliwym akwenem no i te widoki! Kiedy wypływamy mamy piękną panoramę miasta. Widać kontrasty architektoniczne bo w wielu miejscach nad pamiętającymi wieki zabudowaniami wznoszą się nowoczesne wieżowce ze stali i szkła. Zresztą Istanbul ma podobno ambicję mieć swój Manhattan – dzielnicę wieżowców. No ale wróćmy do żeglugi. Kiedy kończy się bliski widok na miasto atrakcją stają się statki kierujące się na szlak żeglowny przez Bosfor lub właśnie z niego wypływające. A jak już przez chwilę nic nie płynie to patrząc na rosnące przed dziobem wyspy można zabrać się za karmienie stada mew lecącego za promem. Wreszcie zbliżamy się do pierwszej z wysp mającej przystań promową. Wysp w archipelagu jest 9 z czego liczy się naprawdę pięć, cztery lub dwie. Pięć wysp jest zamieszkałych. Cztery wyspy mają większą zabudowę i transport promowy. Dla turystyki ważne są dwie: Heybeliada i największa Büyükada. Pierwszą łatwo poznać po charakterystycznym budynku szkoły marynarki wojennej obok przystani promowej oraz wielkim prawosławnym założeniu klasztornym na szczycie wzgórza. Podobno są tu też plaże ale jak ktoś myśli o plaży w naszym, polskim wydaniu to oczywiście się bardzo myli. Te spłachetki marnego piasku są dla Turków jak narkotyk, przyciągają ich całe mrowie w sezonie. Najciekawsza jest wyspa największa czyli Büyükada. Ładna architektura, zaułki wyspiarskiego miasteczka i bryczki dwukonne jako największa atrakcja + las sosnowy w najwyższym punkcie. Prom dobija i już na „dzień dobry” zwraca uwagę budynek przystani. Za nim kolejny tym razem drewniany. Od terminala promowego w górę wiedzie krótka i gwarna ulica gdzie nie turyści ale sprzedawcy bitych lodów robią najwięcej rabanu. Kiedy przed zegarem skręcimy w lewo dojdziemy do wężowo ustawionych barierek prowadzących do postaju bryczek. Załadowanie spragnionych jazdy turystów idzie bardzo szybko. Trasa, kasa i wskakuje się do bryczki. Wygodne i szybkie. Są niekiedy chwile emocjonujące kiedy woźnica chce pokazać szybkość pary koni i galopem wyprzedza inną bryczkę. Czołowe zderzenie z samochodem? Nie ma takiej możliwości. Na uliczkach gdzie jest ruch bryczek nawet zaopatrzenie jeździ poza godzinami wożenia turystów. Zresztą co ma jeździć – większość restauracji i sklepów jest przy porcie, można podjechać wózkiem. Po kilku uliczkach przez gęstą zabudowę miasteczka wyjeżdżamy na główną drogę, która wspina się na przełęcz na prawie najwyższy punkt miasta. Od czasu do czasu mijamy ładne domy i wreszcie dojeżdżamy do dolnej granicy sosnowego lasu. Sosny niskie, ale krępe z soczyście zielonymi igłami. Widać, że ten las to skarb wyspy. W Wielu miejscach pułapki feromonowe kontrolują poziom szkodników mających ochotę na zielone igiełki. Na przełęczy wielki postój bryczek. Chwila wytchnienia dla koni, możliwość znalezienia widoku między drzewami. Dla wytrwałych możliwość wejścia jeszcze wyżej do małego kościółka Św. Jerzego. Mamy niestety dość mało czasu więc po obejrzeniu widoków na dwie strony tj. w kierunku wysp i Istanbulu wsiadamy do bryczki i objeżdżamy drugą stronę wyspy. Przydaje się korbka, którą nasz woźnica zaciska hamulec na zjazdach. Inaczej konie nie dałyby rady wyhamować. Mijamy tych co zdecydowali się pożyczyć rower i chyba jak jest upał to nie jest to fajny pomysł. Niektórzy wyglądają jakby mieli zaraz umrzeć. No cóż mają przynajmniej satysfakcję ze zdobycia premii górskiej chociaż niech i prowadząc rower na piechotę. Wysiadamy w centrum miasteczka i klucząc dochodzimy do kawiarenki gdzie czeka na nas nasz przewodnik. On prowadzi nas na lewo od przestani gdzie jest cały waterfront z restauracjami kuszącymi witrynami z obsypanymi lodem rybami. Jeszcze ze dwa, trzy zaułki i wracamy do portu. Oczywiście teraz kupujemy lody dla chłopców i mamy czas na odnalezienie naszego promu i zajęcie miejsc. Nie jest to ostatni prom chociaż słońce już jest złote i szykuje się do skoku w głębię morza. Dzięki temu możemy popatrzeć na wyspy i kiedy zbliżamy się do przystani w Istanbule mamy Topkapi i meczety jako czarne sylwetki na złotej wodzie, a cały brzeg azjatycki jest pięknie oświetlony. Co ciekawe nie zawijamy do przystani na azjatyckim brzegu (Kadikoy) – prujemy prosto na przystań promową Kabataş. …..::::: PROM DO… :::::…..
…..::::: NA WYSPIE :::::…..
…..::::: PROM Z… :::::…..
Dzień się kończy – czas na Raki Dziś nie mieliśmy czasu na biesiadowanie tylko błyskawicznie zjedliśmy coś przed rejsem. Była to szybka przekąska ale pyszna bo chłopcy dostali pidę z serem na centymetr, który rozkosznie się ciągnął. Na wyspie nie było czasu na jedzenie tylko lody i picie więc teraz Hal zabiera nas na ostatnie piętro restauracji niedaleko mostu Galata. Atrakcją kulinarną będzie ryba seabass z dużego, podgrzewanego kociołka w pysznym sosie. Dla nas dodatkową atrakcją jest fantastyczny widok na most Galata i drugi brzeg Złotego Rogu z m.in. meczetem Sulejmana. Jak już jest taka biesiada i fantastyczne zakończenie dnia to koniecznie trzeba uczcić to szklaneczką raki. Raki to narodowy turecki alkohol na bazie anyżu. Bardzo ciekawy ponieważ podawany jest zawsze z wodą (bez niej picie raki to barbarzyństwo), która dodana do szklaneczki z samym alkoholem powoduje jego zmętnienie. Dlaczego? Przecież raki to też woda? No tak, ale jest jej na tyle mało, że nie wytrąca się anetol, nierozpuszczalny w wodzie związek chemiczny. Kiedy raki zostanie rozcieńczona to właśnie drobinki anetolu są odpowiedzialne za tą piękną opalizującą biel! Co ciekawe tworzy się trwała emulsja, która się nie rozwarstwia. Białe drobinki są mniejsze niż 3 mikrometry! Ważny jest sposób podawania. Najpierw do szklaneczki nalewamy raki, następnie dolewamy wodę i (!) możemy na koniec dodać kostkę lodu. Ale pamiętajcie nigdy nie wrzucajcie najpierw lodu! Zepsujecie drinka! Raki jest specyficznym alkoholem z jeszcze jednego względu – pije się go w gronie znajomych, przyjaciół – nigdy samemu. Ma też raki ciekawą i dumną nazwę: aslan sütü – lwie mleko. Fakt, po raki czuje człowiek przypływ sił i humoru do dalszego biesiadowania. Więc dziś kończę nie tradycyjnym „dobranoc”, ale „do jutra”! …..::::: OBIADEK :::::…..
…..::::: KOLACJA :::::…..
|
||
.:. poprzedni dzień .:. strona główna .:. DZIEŃ NASTĘPNY .:. |
||
Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania; inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś. |
(c) Portal Małego Podróżnika