Wędrówki po Polsce – Beskid Niski sercu bliski – dzień1 cz.1
WSTĘP
Beskid Niski był zawsze dla mnie (Krzysztof) bardzo ważny. To tu robiłem pierwsze uprawnienia turystyczne, tu regularnie wracamy do Domu na Łąkach prowadzonego przez naszych przyjaciół.
Nic więc dziwnego, że Beskid Niski wybraliśmy na pierwszą, prawdziwą górską wędrówkę z chłopcami. A oni dorastają! Można coraz więcej nowych aktywności wprowadzać. Dla nich to nowość, a dla nas to powrót do źródeł…
Widok na Izby, w tle G. Lackowa.
Dlaczego Beskid Niski? Bo to góry gdzie doliny są najpiękniejsze. Dzieciom pierwsze wędrówki górskie nie mogą kojarzyć się z hasłem „krew, pot i łzy”. Teren musi być bardzo urozmaicony. Dużo potoków, miejsc do zabawy i pretekstów do zatrzymywania się jak cerkiewki, kapliczki i… wiejskie sklepiki z lodami. Dlatego też pozostawiamy na później Bieszczady. Tam niestety zawsze jest najpierw piłowanie pod górę, później piłowanie po połoninie i zejście w dół. My się zachwycamy, ale dla dziecka to koszmarna nuda. No i kwestie pogodowe. W Beskidzie Niskim nie przeszkadza za bardzo nawet kiepska pogoda. Wędrując doliną lub przez bukowy las nie jesteśmy narażeni na smaganie deszczem i wiatrem.
Cmentarz z I wojny na Rotundzie w 1985 roku
Beskid Niski spełnił pokładane w nim nadzieje. Wędrówka nim była dla chłopców tak zajmująca, że nawet najdłuższy dzień (prawie 12 goddzin na nogach) okazał się sukcesem. Beskid Niski ma jeszcze jedną wielką zaletę: wspaniałe miejsca na biwaki! Nie ma problemu z rozbiciem namiotu nad potokiem. No i warto wspomnieć o wspaniałej lekcji przyrody. Rozpoznawianie drzew, obserwowanie motyli i salamander!
Opowieść o naszym pobycie w Beskidzie Niskim podzieliliśmy na trzy części. Część pierwsza to trzydniowa wędrówka z plecakami i namiotem, druga to zdobywanie Lackowej razem z uczestnikami projektu „Niepełnosprawni w górach – Razem na szczyty” – Fundacji Jaśka Meli „Poza Horyzonty” i trzecia opisuje coś dla absolutnie każdego czyli spacery po beskidzkich łąkach i zabawy nad potokami.
Ruszajmy więc na szlak!
Obładuj się plecakiem – ruszaj w świat szeroki!
Naszą bazą był Dom na Łąkach. Trasę tak zaplanowaliśmy aby nas Andrzej zawiózł w punkt startu, a my przez trzy dni będziemy wracać do Izb. Szlak musiał być ciekawy krajobrazowo, niezbyt trudny ale też bez taryfy ulgowej no i po drodze powinny być ciekawe obiekty takie jak cerkiewki czy cmentarze z I wojny światowej. Oczywiście po dwóch dniach przydałby się i sklep z chlebkiem, piwkiem i lodami. Cała trasa powinna przebiegać z dala od wsi tak, aby praktycznie nikogo na szlaku nie spotykać (co też się znakomicie udało). Zaczęliśmy więc na drodze Smerekowiec-Zdynia gdzie czerwony szlak wprowadza na stoki Rotundy. Z Rotundy bez szlaku do Regietowa Wyżnego i dalej do Blechnarki. Z Blechnarki skok do sklepu w Wysowej, który akurat jest w miejscu, gdzie odchodzi szlak na Świętą Górę Jawor. Stąd szlakiem granicznym przez Ostry Wierch na Przeł. Pułaskiego i Doliną Bielicznej do Izb i Domu na Łąkach.
Krótko o poszczególnych dniach:
- dzień 1 – ponieważ zaczynamy szlak ok. 12:00 w południe więc długość trasy to tylko 10 km. Na samym początku 300 m podejścia, później prawie tyle samo zejścia i na koniec 150 m podejścia ale na długim odcinku. Pięć i pół godziny z obiadem w Regietowie i długim postojem na Rotundzie.
- dzień 2 – najtrudniejszy. Już o 10.00 na szlaku i tak do 20.00 – dziesięć godzin, ponad 16 km i ponad 600 m podejść. Po południu sklep w Wysowej na uzupełnienie zaopatrzenia. Po ciemku i w chmurze oraz siąpawicy pokonujemy mordospad z Ostrego Wierchu na Przeł. Pułaskiego.
- dzień 3 – powolna wędrówka doliną Bielicznej, obiadek na kamiennej łasze, 6 km do Domu na Łąkach
Czas na zdjęcie przed wyruszeniem na…
…szlak… 😉
Coraz niżej zostaje wieś Zdynia – podejście pod Rotundę.
Początek wyprawy to 300 metrów podejścia na szczyt Rotundy. Szczęśliwie część podejścia jest po łąkach więc wysiłek nasz nagradzają widoki.
Pierwszy postój. Staś pokazuje, że sił ma aż nadto.
No i idziemy dalej, za chwilę wejdziemy…
…w ścianę lasu.
I od razu mamy lekcję przyrody jak skład lasu zmienia się z wysokością…
…tu jesteśmy już wyżej i dominują buki.
Huby.
Jeszcze trochę wysiłku i mamy nagrodę – zdobyty szczyt Rotundy (776mnpm)! Szczyt to niezwykły bo zwieńczony jednym z najpiękniejszych cmentarzy z I wojny światowej. Tam gdzie wtedy walczono pozostały takie właśnie cmentarze-pamiątki-zabytki.
Cmentarz na Rotundzie
Dwa odbudowane pylony.
W składzie armii austro-węgierskiej były specjalne służby cmentarne, które zajmowały się budową cmentarzy dla – co warte podkreślenia – wszystkich narodowości jakie brały udział w konflikcie. W składzie takiej służby cmentarnej znajdowali się inżynierowie, architekci, rzemieślnicy i artyści. Z tych co projektowali tu cmentarze najbardziej zapadli w pamięci dzięki swoim dziełom Dušan Jurkovič i Hans Mayr. Ten pierwszy kochał drewno i starał się wyczarowywać z niego najpiękniejsze formy architektoniczne od pylonów, kaplic po krzyże często inspirowane sztuką ludową. Mayer wolał kamień i żeliwo i monumentalne realizacje. Jak się popatrzy na cmentarz na Rotundzie nie trudno zgadnąć, że projektował go Jurković. Wszystkie cmentarze są skatalogowane i ten ma nr 51. Niestety Rotunda jest na uboczu i wysoko nad otaczającymi dolinami. Mało osób tu trafiało co spowodowało brak zainteresowania losem cmentarza i jego poważne zniszczenie.
Cmentarz na Rotundzie w 1985 roku…
…i obecnie!
Jeszcze pamiątkowe zdjęcie „Made by statyw” i zaraz ruszamy dalej…
Kiedyś szczyt Rotundy był łysy m.in. po to by pomnik upamiętniający poległych bohaterów był z daleka widoczny. Niestety bezmyślne zalesianie za komuny i jego kontynuacja do dziś spowodowały, że cmentarz zniknął w lesie. Od dawna SKPB Warszawa usiłuje odbudować cmentarz ale jakoś ciężko to idzie.
Rotunda jest wybitną górą, świadczy o tym krótki deszczyk jaki zrzuciła jedna z chmur co się czochrała o buki, a dookoła świeciło słońce. Nawet się ucieszyliśmy bo liczyliśmy na tęczę. Po zdobyciu Rotundy wiedzieliśmy już, że dalej będzie z górki…
Czytaj dalej: dzień 1 cz.2
Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof.
Czyta i byki poprawia: Ania.
Inspiracji jak zwykle dostarczają: Michał i Staś.
(c) Portal Małego Podróżnika