Uwaga! Strona jeszcze przed konwersją na nowy serwer!
menu: ŚWIAT
Wyprawy Małego Podróżnika: TURCJA - jesień 2012
Dzień 13 - Pistacjowo-szopenowski treking
Dzieś mieliśmy latać balonem ale jest październik i warunki nie zawsze są odpowiednie. Właśnie przechodzi front atmosferyczny, wieje i są chmury, a nawet kropić ma deszczyk zatem zmieniliśmy datę lotu na jutro. Mamy luksus bycia w Kapadocji przez kilka dni, więc mamy pole manewru. Gorzej mają ci co przyjeżdżają na jedną noc.
Poranek zgodnie z prognozą pochmurny więc cieszymy się, że nie lecimy. Ale co w zamian? Treking oczywiście w kolejnej dolinie. Tym razem naszym celem będzie Ihlara. Spodziewacie się takiej doliny jak wczoraj? Kapadocja zaskoczy po raz kolejny...
Ihlara jest ok. 100 km od nas i po drodze wjeżdżamy na kalderą wulkanu by obejrzeć jezioro Goluve powstałe w dawnym kraterze po zapadnięciu się wulkanu. Kolejny postój na punkcie widokowym w górze naszej doliny. Łał! Ale ściany! Tym razem trafiamy do doliny o pionowych, twardych ścianach. W dole rosną drzewa soczyście zielone. Mamy zapowiedź ciekawej wędrówki.
Jeszcze chwila jazdy i parking. Stąd schodzimy do wejścia do doliny - kasa, sklepik, bufecik na krawędzi przepaści. Nawet z 10 metrów nie widać sposobu zejścia w dół. Dopiero jak stanie się na krawędzi widać schody zakosami sprowadzające na dno doliny.
Schodzimy przystając na punktach widokowych gdzie nasz przewodnik opowiada o historii tej doliny. W skałach widać wykute domy, kościoły. Mieszkało tu nawet 6000 osób. Pierwszy kościół (Agacalti) zwiedzamy od razu po osiągnięciu dna doliny, kolejny (Yilanli) trochę dalej. Roślinność inna niż wczoraj. Nie ma winorośli, są za to drzewa. Niektóre są jak nasze topole, a inne widzimy po raz pierwszy z bliska w takiej ilości. To pistacje! Dojście do kolejnego kościoła całe wręcz obsadzone nimi. Jesteśmy też w dobrym momencie bo pistacje właśnie dojrzewają. Nie zrywamy ich bo lepią się ale jak ktoś lubi pistacje prosto z drzewa, a nie te suszone to polecamy jeden z setek straganików w okolicznych wsiach i miastach gdzie są sprzedawane jako sezonowy rarytas.
W 2/3 doliny dochodzimy do jej rozszerzenia. Jest nawet małe poletko i... osiołek, którego wypatrzyłem wcześniej i by się wkupić w jego łaski (pozowanie) przyniosłem gałąź dzikiej winorośli. Zjadł ze smakiem i pozował. Ale nie osioł tu jest najciekawszy ale.... bar na rzece! Klasyczne siedziska na dywanach przy stolikach są porozrzucane na platformach na środku rzeki. Piękny pomysł i wykonanie! No i stado kaczek do karmienia! Baja! Pijemy po dwie herbatki by chłopcy mieli więcej czasu do zabawy.
Wreszcie ruszamy dalej i wkrótce idziemy wśród szpenowskich wierzb jakby w otoczeniu Kampinosu i Żelazowej Woli. Wyjaśniła się szopenowska część naszego trekkingu. Dolina na koniec się zwęża, a ściany skalne pną się do góry w swoim wnętrzu chowając kolejny kościół i domy.
Ponieważ mży nie jemy obiadu na platformach na rzece, ale w lepiej zadaszonej części na brzegu i jedziemy dalej. Już wczoraj nas fascynował widok jednej z gór podziurawionej jak dobry ser i skrywającej w sobie skalną katedrę i klasztor... Góra nazywa się Selime i nie możemy oprzeć się pokusie jej załojenia i zwiedzenia katedry, która jest jednym z największych kościołów skalnych.
Deszcz zacina więc wspinamy się szybko by schować się pod okapami i w tunelach. Kolejne pomieszczenia coraz bogatsze, aż wreszcie wchodzimy do katedry. To już taka europejska architektura. Kolumnady dzielą nawę główną od wąskich bocznych. Chłopcy dostali głupawki i włażą co chwila w kadr, więc sadzamy ich w apsydzie nawy bocznej i dostają smartfony by sobie pograli. Ciekawie musieli reagować turyści znajdując ich w zakątku skupionych nad ekranem rozświetlającym buzie.
Widać, że deszcz zmienił plany kilku wycieczek, chroniących się w skalnych korytarzach. Zdjęcia robimy więc z przerwami, ale i z sukcesem. Po złożeniu sprzętu odrywamy chłopców od grania i schodzimy do samochodu jako jedni z ostatnich na górze. Wracamy wcześniej do hotelu by zgrać zdjęcia, napisać bloga ale i przede wszystkim wyspać się przed jutrzejszym porannym wstawaniam. Czeka nas pobudka o 4.00 rano. A dlaczego? A to w jutrzejszej relacji...
ZDJĘCIA:
Pierwszy stop - jezioro Goluve w kraterze wulkanu.
...
Górna część doliny Ihlara - trzeba będzie zejść na dno.
Orhan robi briefing przed trekingiem.
Zaraz ruszamy...
...ale najpierw trochę trzeba pobiegać między znakami.
Schodzimy na dno doliny Ihlara.
Schodzimy, schodzimy, schodzimy,...
Tiaaaa... ta przeprawa to chyba nie najlepszy pomysł.
Lepiej skorzystać z mostu.
Podejście między pistacjami do kościoła Yilanli.
Kościół Yilanli - fasada.
Michał zaczyna eksplorację.
...
Prezbiterium kościoła.
Jedna z bocznych kaplic.
Czas na dalszą wędrówkę - towarzyszy nam potok
więc okazji do zabawy bardzo dużo.
Acha! Pistacjowy trekking to właśnie od drzewek pistacji...
...gęsto porastających dolinę.
Niekiedy ścieżka przemyka między wielkimi blokami skalnymi.
Stasiu zobacz - kawa, herbata i inne przysmaki - tylko 200 metrów.
Osiołka nakarmiliśmy dziką winoroślą.
Zaraz dostaniemy herbatkę.
Restauracja jest na platformach stojących na rzece.
Chłopcy ściągneli do siebie lub raczej swoich kanapek stado kaczek...
....i karmili je - obie strony były bardzo zadowolone... :-)
Dzień bez trekingu dniem straconym.
Hej! Ho! Hej! Ho!...
Wśród wierzb by się szło!
Czyż to nie mazowiecki, szopenowski krajobraz?
Turcja potrafi zaskakiwać!
Znowu zwężenie doliny ale jesteśmy blisko jej końca...
...bo widać kolejne skupisko skalnych domów i towarzyszących im "gołębników"...
Nasz kolejny cel - klasztor i katedra w Selime.
Okolice klasztoru to miasto w stożkowatych domach.
Wspinamy się do klasztoru w Selime.
Czyżby Michał chciał nastraszyć japońską wycieczkę?
Wnętrza klasztoru...
...i widoki z niego na okolice.
Ciągle się wspinamy wyżej i odkrywamy...
...kolejne pomieszczenia i...
...labirynty korytarzy.
A widoki z półek skalnych!
Wnętrze klasztoru.
Jeden z kościołów.
Teraz wejdziemy do wnętrza....
...katedry.
Wszystko wykute we wnętrzu góry jako monolit.
Chłopcy najbardziej zadowoleni z możliwości wspinaczki.
...
Musimy ich tylko pilnować...
...by się za bardzo nie rozszalali i trzymali z dala
od krawędzi półek skalnych.
Uff! Koniec na dziś!
Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania; inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.