Uwaga! Strona jeszcze przed konwersją na nowy serwer!
menu: ŚWIAT
Wyprawy Małego Podróżnika: TURCJA - jesień 2012
Dzień 17 - Harran
Nie ma dla nas litości budzik. Oszczędzamy chłopców i sami idziemy na śniadanie. Dośpią i przekąszą coś w samochodzie. Dzisiaj jedziemy do Harranu tuż przy granicy syryjskiej. Nasze "gwiazdy dziennikarstwa niusrumowego" rozpisywały się o pograniczu w ogniu i prawie wojnie z Syrią. Ciekawe jak będzie i ile w tym prawdy. W krajobrazie widzianym z samochodu dominują pola bawełny, sady pistacjowe, pomarańcze,... Płaska równina wykorzystywana przez rolników na 100%. Z głównej drogi skręt i po kilkunastu kilometrach jesteśmy w Harran. Jakoś wojny ani widu, ani słychu. Nawet policjanta nie widzieliśmy. Współczujemy tym, którzy po rozdmuchanych wiadomościach w naszych mediach zrezygnowali z wycieczki do Harranu...
Jedziemy przez nowy Harran i mam lekki szok. Harran to taka większa wieś, a wzdłuż ulicy, którą jedziemy mamy oświetlenie... LED'owe! Jestem w szoku! Ile lat za nimi jesteśmy w rachowaniu kosztów to nie wiem, ale dużo. Oświetlenie LEDowe tu to jest już coś normalnego. Po co płacić za prąd, za wymienianie żarówek skoro można nie płacić. Oczywiście mogą się dziwić czytający czym się zachwycam bo przecież te LED'y z naszych supermarketów to taka, żenada, że próba oświetlenia domu nimi może skończyć się ślepotą. No właśnie! Tylko, że tam te LEDy świecą jasno bo w handlu są nowoczesne diody nowej generacji, a nie żenujące produkty firm, z którymi nasze sklepy akurat mają podpisane umowy. Są oczywiście i w Polsce firmy mające świetne produkty, ale aby je kupić trzeba wiedzieć co bo na 100% w supermarkecie budowlanym ich nie zobaczycie.
Minęliśmy nowy Harran i po chwili jesteśmy w starym. Mamy pierwsze domy-ule. To one nas tu przyciągnęły. Architektura niezwykła. Wyobraźcie sobie dom z wieloma pokojami i każdy pokój nakryty stożkiem z "wywietrznikiem" na szczycie. Taka architektura w najbardziej upalne dni wymuszała ruch powietrza co pewnie schładzało wnętrze. Niektóre domy są jeszcze zamieszkałe, inne są atrakcją turystystyczną, a jeszcze inne właśnie... powstają.
Zaczynamy od obejrzenia starego domu w przekroju. Jego połowa się zawaliła i widać całą konstrukcję. Później dla kontrastu oglądamy domy, które właśnie powstają i będzie tam centrum turystyczne. Później sporo czasu spędzamy w domu-skansenie, gdzie mamy herbaciarnie i sklep z pamiątkami. Chłopcy chodzą między stożkami dachów na poziomie +1. Innym miejscem do zabawy jest piętrowe łóżko i wymiarach 3 x 2 m. Takie łóżka/antresole po prostu stoją obok domów. W obrębie domu zgromadzono wiele sprzętów codziennego użytku. Najciekawszy jest bukłak ze skóry kozy - brak tylko głowy i kopytek. Niepotrzebne otwory są zaszyte lub zawiązane. Czekamy aż wycieczka Niemców wyjedzie i robimy więcej zdjęć oraz zaprzyjaźniamy się z gospodarzami.
Spędzamy sporo czasu w tym domu, wypijamy herbatkę kupujemy szal pięknie wykonany przez miejscowe kobiety. Harran to nie tylko domy-ule. W centrum między tymi domami wznosi się wielka warownia. Trwa restauracja i za rok będzie to kolejna atrakcja. Wewnątrz potężnych murów jest ciekawa kaplica. Zamek jednak w rusztowaniach więc go pozostawiamy konserwatorom i jedziemy na wzgórze. Widać stąd całą okolicę. Z jednej strony Nowy Harran, z drugiej Stary.
Na samym szczycie wzgórza liczne murki to ślady jeszcze starszego Harranu. Tu podziwiać można wielkie żarna oraz widok na drugi pod względem popularności na pocztówkach obiekt: uniwersytet. Mnóstwo ułomków kolumn i kamieni, jeden łuk i wieża obserwacyjna mająca podobno kiedyś znacznie więcej metrów, a obecne ponad 30. Ciekawe miejsce. Warto wśród głazów odnaleźć kamienie bogato zdobione. Wieża zamknięta i lepiej obchodzić z daleka bo cegły na górze grożą oberwaniem się.
Uniwersytet fotografuję tylko z Orhanem, naszym przewodnikiem. Ania dostała zadanie zapoznania się z wielbłądami, które wypatrzyliśmy u stóp wzgórza z punku widokowego. A obok kolejny wielki dom-ul z mnóstwem stożkowatych dachów. Właścicielem jest Pan Halil. Jak się za chwilę okaże przesympatyczny. Oczywiście zwiedzamy wnętrza, które są tutaj bardziej autentyczne. Jest pokój kobiecy, sypialnia małżeńska, składziki narzędzi rolniczych. Widać więcej autentyzmu, a mniej ekspozycji sklepowej. Pan Halil znany jest również z domowych wyrobów. Dotyczy to mieszanek przypraw - głównie pieprz i papryka oraz syrop z granatów używany do sałatek.
Jeżeli zastanawialiście się co to za ciemny sos w sałatce jaką podano Wam w Turcji - taki ciemny, ciągliwy i niezwykłym słodko kwaskowatym smaku - to właśnie koncentrat z granatów. Z 18kg granatów otrzymuje się 1 litr syropu wg. domowej receptury! Oczywiście na bazarach są też i syropy robione przemysłowo ale mają się one tak do produktu Pana Halila jak szarlotka z supermarketu do babcinej... Taki syrop najlepiej sprawdzić odwracając butelkę. Kiedy natychmiast spłynie ku zakrętce to jest to zwykły produkt wart 5 TL za flaszę. Ten Halillowy spływał ku zakrętce jak gęsty miód! Wart był swojej ceny bo właśnie przyjechali po niego Turcy, którzy mimo targowania się i udawadniania, że nie są to rzeczy bardzo dobre bez szemrania płacili poczwórną cenę i nie było widać by tego żałowali.
Oczywiście herbatka i koniecznie zdjęcie z gospodarzem. Ale nie możemy tak sobie pstryknąć fotkę - do takiego "rodzinnego" zdjęcia trzeba wyglądać! Więc z przepastnych komnat wyniesiono stroje i przebraliśmy się by godnie wyglądać. Właściwie atmosfera była tak rewelecyjna, że chętnie byśmy w Harran zostali bo już prawie zeszła dyskusja na temat kupna domu tutaj ale nasz przewodnik przypomniał, że mamy przecież jeszcze w planach Hioba, meczet i bazar w Sanli Urfa. Była to iście hiobowa wiadomość, że trzeba opuścić Harran i wracać. Naprawdę polecamy to miejsce ale i nie spieszenie się - pozostańcie tu co najmniej kilka godzin. Na herbatkę i pogaduszki to koniecznie do Pana Halila - pierwszy dom-ul jak schodzi się od uniwersytetu ku Staremu Harranowi.
No i na koniec jeszcze może trochę faktów o samym Harranie. Skąd tu na takim pustkowiu takie ruiny? Jak w wielu takich przypadkach zadecydowało położenie na skrzyżowaniu szlaków handlowych. Ruiny uniwersytetu to dawniej bardzo ważne miejsce kultu gdzie między 6 a 3 wiekiem p.n.e była świątynia kultu księżyca. Było to bardzo ważne miasto dla wielu kultur na przestrzeni wieków. Od 640 roku n.e. Harran znalazł się pod wpływem Islamu aż po rok 1260 kiedy to najazd Mongołów zburzył go i przerwał erę świetności. Miasto miało mury obronne 4 km długości, a zamek (Inner Castle) był ich integralną częścią. To co nazywa się dziś Uniwersytetem było też kiedyś Wielkim Meczetem. A uniwersytet w Harranie (pierwszy w Islamie) był jedną z najważniejszych nie tylko uczelni ale centrów naukowych stanowiących rolę bufora między zasobami wiedzy klasycznej, a światem arabskim. W wiekach VIII i IX tłumaczono tu dzieła z zakresu astronomii, filozofii, madycyny, nauk biologicznych i matematyki na język arabski. Stąd pochodziło wielu uznanych naukowców tamtych czasów. Śmiało można powiedzieć, że Harran to jedno z miejsc na ziemi najdłużej bez przerw zamieszkanych przez ludzi.
Wracając do Sanli Urfa zatrzymujemy się najpierw u Hioba. Dla jednych człek poddany próbie wiary dla innych prorok więc razem z Abraha- (Ibrahi-) mem dali Urfie nazwę "Miasto Proroków". W każdym razie jak na proroka przystało ma też swoją grotę. Mniej oblegana niż Abrahama i praktycznie nie ma tam turystów. Jest też i słynna studnia, gdzie po obmyciu wodą z niej Hiob trądu i nieszczęść się pozbył, gdy Bóg się nad biedakiem wreszcie ulitował. Co prawda Kaczmarski nie napisałby swojego "Źródła" gdyby to miejsce odwiedził lub nie użył by słów "Ale źródło wciąż bije" bo hiobowa wiadomość brzmi: studnia jest, wody nie ma. Co prawda w kantorku są dwulitrowe firmowe kanisterki z wodą ale czy tak naprawdę jest to TA woda? Samo wejście do groty jest w pawilonie przypominającym altanę na terenie meczetu. Warto znaleźć chwilę, kiedy nie ma za dużo pielgrzymów bo miejsca w środku bardzo mało.
Dalej jedziemy na znajomy parking przy parku ze świętymi karpiami. Karmimy rybki ale szybko tym razem, bo trzeba coś zjeść w restauracyjce. Po obiedzie idziemy dalej mijając meczet z grotą Abrahama w kierunku wejścia na bazar. Bazar fantastyczny, bardzo stylowy i orientalny. Praktycznie nie ma wewnątrz sklepów dla turystów. Te znajdują się przy głównej ulicy wzdłuż bazaru chociaż i tak nie są prawie widoczne. Bazar podzielony na sektory. Spożywczy, szkło, złotnicy, materiały, akcesoria ślubne, rzeźnicy,... Chodzimy zakosami, targujemy suknie dla Ani i stylowy metalowy dzbanek do herbaty. Nie ma żadnej nachalności i ciągania do sklepów. Można powiedzieć, że pełna kultura handlu. Pełni wrażeń kończymy wizytę w Sanli Urfa. Jutro trzeba wcześnie wstać bo droga ma być długa i kręta. Dobranoc!
ZDJĘCIA:
Harran - zamek, widać dawny kościół...
...potężne baszty.
Pierwsze spojrzenie na domy-ule.
I bieganie przez... i wokół nich.
Tak to wygląda od wewnątrz.
...
Brama, a za bramą....
Łał!
Robią wrażenie, a ile zabawek na podwórku!
Chodzenie po dachach tak się chłopcom spodobało, że ulubione miejsca...
....musieli pokazać mamie.
Komnata wejściowa z siodłem i rogami kozła.
Pokój młodych z lewej suknia ślubna.
Komnata i łoże właścicieli.
Turyści niemieccy na zakupach.
To nie wypchana koza tylko bukłak.
Pan Halil targuje się... skutecznie... kupili i zapłacili...
Pan Halil ze swoim zdjęciem jako młodzieniec.
- Wiesz Krzysztof... bylibyśmy fajnymi sąsiadami...
Nawet podobni jesteśmy do siebie...
Piętrowe łóżka - antresole.
Chłopcy polubili herbatę turecką... bardzo....
Kiedy skupieni byli nad kolejną szklaneczką...
....ktoś ich strasznie zaskoczył...
W jednej z komnat odkryli prawdziwe skarby.
Piękne wnętrze, czeka jakby na zewnątrz skwar byłby za duży.
Przymierzamy się do kupienia domu tutaj...
....tak byśmy się prezentowali jako gospodarze.
Fiolet to kolor regionu.
Widok jak sprzed setek lat gdy pędziły tędy karawany.
Tylko uniwersytet nie był w ruinie.
Na szczycie wzgórza z punktem widokowym ruiny antycznego miasta.
Z zachowanymi żarnami.
Uniwersytet...
....a raczej to co z niego...
....pozostało.
Stawek, w którym podobno dawniej prowadzono obserwacje astronomiczne
patrząc na odbicie księżyca i gwiazd w wodzie.
Wyciąć ze zdjęcia druty i będzie jak 800 lat temu.
Wracamy do Sanli Urfa by odwiedzić miejsce gdzie żył Hiob.
Aby tam trafić trzeba dotrzeć do tego meczetu.
Niedaleko bramy meczetu jest niewielki, altanowy pawilonik
skrywający wejście do groty...
....w której żył Hiob.
Słynna studnia z której zaczerpnął Hiob wody
i zmył z siebie chorobę i nieszczęścia.
Zajrzałem do meczetu, który okazał się ciekawy architektonicznie...
...oraz z racji zdobień z kafelków ceramicznych.
Kiedy ja buszowałem u Hioba, Ania miała takie widoki.
Park jest miejscem piknikowym znakomicie wykorzystywanym
przez rodziny i grupy znajomych.
Dzisiejszy obiadek.
Nie możemy chłopcom odmówić przyjemności karmienia świętych ryb.
Czas pójść na bazar.
Pokazał 4 razy po 10 i jeszcze 5.
Tu lepiej nie kichać chociaż kręci w nosie.
...
...
Art. Ślubne - Wielki Wybór.
...
Jedna z wystaw w kwartale złotników.
Tu Ania postanawia potargować...
...suknię...
Ładnie prawda?!
Jak ktoś zgłodniał - kebabik.
Mała palarnia kawy ale aromatu dostarczała na 1/4 bazaru.
Syn właściciela palarni już świetnie wdrożył się do rodzinnego biznesu.
Ania po Efezie kota znajdzie wszędzie.
Stasio jak sroczka przeszukuje błyskotki kiedy...
....ja prowadzę poważne negocjacje handlowe.
Sprzedawca salgamu - to tradycyjny napój ze sfermentowanego soku
czarnej marchwi. To ta właśnie marchew była przez wieki uprawiana u nas
dopóki Holendrzy nie pogmerali w genach i wyhodowali tej pomarańczowej.
Ale czarna jest znacznie bardziej bogata we wszystko co dla ludzi dobre.
Ktoś kupił nowe mebelki.
Po zachodzie słońca wystawia się na skraj chodnika stoliki
i sprzedawcy piją nezliczone ilości szklanek herbaty.
Bazar tysiąc razy bardziej jest atrakcyjniejszy od takich
współczenych handlowych ulic!
Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania; inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.