AUSTRIA, Karyntia – narciarski raj dla dzieci – dzień 5
AUSTRIA, Karyntia – narciarski raj dla dzieci
dzień 5
Palmy, włosy Mozarta i zemsta Karyntii
Po dwóch bardzo intensywnych dniach gdzie chłopcy byli non-stop w ruchu: narty, basen, sala piracka, sanki,… postanowiliśmy pojechać do Salzburga – miejsca urodzin i życia Mozarta. No i wyjaśnijmy zemstę Karyntii na początku… Dojazd do Salzburga banalnie prosty. Trzeba wyjechać na autostradę i czekać na tablicę Salzburg wita. A po drodze dwa najdłuższe na naszej trasie tunele. Jeden ma 5.9 km a drugi 6.4 km! W jednym z tuneli oznaczona granica ziemi salzburskiej a więc opuściliśmy Karyntię. I to był błąd… nad Karyntią świeciło słońce, mieliśmy błękitne niebo a po drugiej stronie tunelu…. deszcz, chmury w dolinach niżej poziomu autostrady… nie jest dobrze! Po drodze zjeżdżamy do jednego z małych miasteczek, konkretnie Puch aby zobaczyć jak wygląda tam Niedziela Palmowa. Niestety efekt psuje nam kropiący deszczyk, za to palmy okazują się przyozdobionymi gałązkami wierzb z baziami – niekiedy wysokimi na ponad metr! Jeszcze kilkanaście kilometrów i Salzburg. Pogoda niestety nieciekawa i największy problem zabytkowych starych miast: brak miejsc do parkowania. Całe stare miasto jest zamknięte dla ruchu a na dodatek zewnętrznych parkingów prawie nie ma. Te najbliższe są pełne i wreszcie znajdujemy jeden wolny za zamkiem. Oczywiście jest jeszcze kilka parkingów pod dachem ale dla naszego wysokiego na ponad 2 m samochodu niedostępne. OK! Będziemy mieć spacer. Starówka Salzburga ciekawa ale w kapuśniaczku zszarzała nam niestety. Zygzakiem po zabytkowych uliczkach dochodzimy do miejsca, którego nie można pominąć. Tłum fotografujący fasadę kamienicy może oznaczać jedno: jesteśmy pod domem rodzinnym Mozarta. Tu się urodził i spędził pierwsze lata życia. Obecnie jest tu muzeum ale…. puste. Salzburg pochował Mozarta jako bezimiennego co kłóci się z współczesnym wszechobecnym wykorzystywaniem jego wizerunku. Najbardziej wqrzyło nas jeszcze to, że w tych pustych salach nie można robić zdjęć!!! Oczywiście je zrobiliśmy ale naprawdę to już przesada. Ja rozumiem zakaz błyskania w obrazy wielkich mistrzów ale puste sale najwyżej z makietami dekoracji z oper i współcześnie odmalowane???!!! Nawet nuty to xero a nie oryginały… Piszę, że muzeum jest puste bo niewiele pamiątek zachowało sie po Mozarcie. Tu dochodzimy do tytułowych włosów. Jest pukiel włosów i pierścień z kosmykiem zwiniętym w pustym w środku krysztale. Traktowane jak relikwie przez miłośników talentu Wolfganga. Dla chłopców najciekawsza była sala „Upside-Down” gdzie ryciny powieszono do góry nogami w podłodze były świecące dziury jako gwiazdy, a na suficie…. makieta starego miasta! Niestety muzeum zupełnie jest niedostosowane do zwiedzania go z dziećmi a powinno być jak najbardziej! Jak inaczej u maluchów wpajać zainteresowanie muzyką inną niż „kaczuchy”?! Jak w Salzburgu masz sklep ogrodniczy to pewnie też wpadniesz na pomysł gdzie na wystawie umieścić podobiznę Mistrza. O! Kwitną forsycje – wstawmy je w wazon i obok niego dajmy portret kompozytora! 😉 Wędrujemy dalej ale robi się coraz zimniej i wreszcie na ulice spada ulewa zimna, marcowa… Nie jest łatwo. Karyntio już do Ciebie wracamy!!! Jak podjęliśmy decyzję powrotu to pogoda się poprawiła ale tylko na czas spaceru do samochodu. Po drodze chłopcy mogli jeszcze pobawić się na dwóch placach zabaw ale aby nas utwierdzić w decyzji powrotu tuż przed parkingiem znowu zaczyna kropić. Pewnie tu wrócimy w bardziej sprzyjającej pogodzie to i wrażenia będziemy mieć lepsze. Wracamy przez te same tunele ale tym razem wjeżdżamy w nie w deszczu a po drugiej stronie mamy piękne słońce! Witaj Karyntio! Chłopcy się odespali w aucie podczas jazdy, więc czas na aktywność na hotelowym placu zabaw. Ale to pokażemy Wam na zdjęciach za to warto jeszcze opisać jedzenie w hotelu. Tu na pewno nie można schudnąć! Jest tak pysznie! Po pierwsze jest bardzo bogaty bufet, który na śniadania służy do wybierania tego co chcemy. Między 12.00 a 13.00 jest czas na obiad w formie dań zamawianych z karty. Jeżeli nie będziesz na obiedzie to od 16.00 funkcjonuje bufet i możesz sobie sam skomponować posiłki. Najważniejsza jest kolacja. Poprzedniego dnia zawsze czeka na stoliku menu na dzień następny. Zaznaczamy co chcemy zjeść mając do wyboru 2-3 zupy i dania główne. Oczywiście funkcjonuje też bufet, gdzie można sobie nałożyc jakieś startery lub skomponować surówki, sałaty i dodatki takie jak oliwki, papryka itd…. Do dyspozycji przez cały czas są w bufecie owoce, automat do kawy, czekolady i dystrybutor do kilku rodzajów napojów i wody. Są również karafki gdzie z dystrybutorka na wieczór do pokoju możemy wziąć np. soczek jabłkowy. Dla chłopców wielką atrakcją i motywacją do jedzenia jest lodówka z… lodami. Mini lodziarnia to domena taty. Po kolacji idziemy do niej i realizuję zamówienia łasuchów… No dobra czas na zdjęcia, najpierw Salzburg… |
Rozszalały koń poczuł wiosnę?
|
..:: dzień poprzedni ..::.. strona główna ..::.. dzień następny ::..
(c) Portal Małego Podróżnika