ŚWIATWyprawy

SZWECJA – Malilla AlgPark czyli łośki nasze kochane! – dzień ósmy

SZWECJA – Malilla AlgPark czyli łośki nasze kochane!

Dzień zaczął się jak w szwedzkim kryminale… szary, ponury, siąpiący deszcz. Może to zemsta za wzgardzenie najdoskonalszym tradycyjnym kulinarnym hitem Szwedów czyli tym zgniłym surströmmingiem. Z drugiej strony mamy okazję po męczącym wczorajszym dniu się wyspać. No, a poza tym jesteśmy (prawie) pewni, że już ok. 11.00 będzie się przejaśniać, wtedy zwiniemy biwak i pojedziemy do… łosi.

Dziś w planach mamy któryś z wielu parków z łosiami. Na naszej trasie mamy co najmniej trzy. Wybór padł na „Malilla AlgPark”. Z materiałów jakie mamy wygląda na najbardziej przyjazny turystom i… łosiom. Nie podoba nam się park gdzie turyści są wsadzani do „pociągu” i jadą do zwierząt. Tu mamy kilka wybiegów, ładny krajobraz jak chcemy mieć łosie „w naturze”, a jak chcemy je pogłaskać to są karmniki, gdzie łosie przychodzą.

Ponieważ mamy trochę czasu do najbliższego karmienia idziemy na szybki obchód wzdłuż ogrodzeń. Dziś łosie podobno są rozleniwione przez poranną pogodę, ale i tak udaje się zrobić ładne zdjęcia. Zdjęcia urozmaicone czyli nie tylko łeb łosia ale i mamy z małymi leżące w złotych trawach i panów dostojnie się przechadzających. Kiedy zbliża się godzina karmienia widać poruszenie wśród łosi. Coraz więcej się podnosi z traw i niespiesznie idzie ku karmnikom.

Przyjeżdża quadem opiekun i wiaderkach same smakołyki: ziemniaczki, otręby. My dostaliśmy gałęzie młodych brzóz, których listki są jak pyszny deserek dla łosi. Kiedy łosie wyjadają przysmaki można je głaskać i niekiedy liczyć nawet na polizanie. Dzieci super zadowolone bo mieć na wyciągnięcie ręki takie zwierzę to naprawdę fajny moment w trakcie wyprawy.

Kiedy przedstawiliśmy się w recepcji Algparku jako dziennikarze i fotografowie zostaliśmy przyjęci z dużym zainteresowaniem. Widząc nasze zaangażowanie by zrobić jak najlepsze zdjęcia zaproszono nas na specjalne safari. Dzieci zostały w okolicy recepcji gdzie oczywiście miały łosie ale bardziej je zainteresowało obejście z… królikami. My w czwórkę z przewodnikiem weszliśmy do jednego z większych ogrodzonych terenów gdzie była łosia rodzina.

Przy okazji szkolenia z BHP na safari dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy o łosiach. Np. łoś (przynajmniej ten w szwedzkim krajobrazie) musi mieć na terenie górkę. Kiedy coś go zaniepokoi wbiega na nią i wypatruje zagrożenia. Kiedy takiej górki nie ma podobno wpada w depresję i bardzo źle się w takim miejscu hoduje. Również by odpocząć często wchodzi na taką górkę i tam zalega w trawie. Jeżeli myślicie, że kazano nam być absolutnie cicho i skradać się do łosi to… mylicie się! Mieliśmy iść powoli i spokojnie ale rozmawiając cały czas. Wtedy zwierzęta się nie niepokoją ponieważ cały czas wiedzą gdzie jesteśmy. To że jesteśmy na ich terenie, a nie poza wybiegiem nie jest tak bardzo ważne.

Na początku zobaczyliśmy mamę z dwoma łoszakami. Stali na góreczce patrząc na nas. Powoli obeszliśmy ich tak, by mieć dobre tło do zdjęć i kiedy przewodnik spokojnie rozmawiał z Anią i Marcinem ja z Marzenką robiliśmy zdjęcia. Brakowało tylko nam do kompletu tatusia, który podobno miał wspaniałe łopaty, na którego widok naprawdę można było zadrżeć z emocji.

Nasz przewodnik stwierdził, że skoro nie ma go na tej górce to widocznie jest na drugiej. Powoli zeszliśmy w dolinkę i przez mokre trawy posuwamy się pilnie patrząc czy coś się nie rusza między drzewami. Jest! Ale wielki! Niestety chyba pojawiliśmy się mu zbyt znienacka bo poderwał się i tyle go widzieliśmy… tylko trzask łamanych gałęzi słyszeliśmy.

Przez chyba 10 minut kręciliśmy się między kamieniami, wzgórkami, rozpadlinami mając oczy dookoła głowy… nie ma… zniknął… Wracamy duuuużym łukiem pod pierwszą górkę, widzimy łoszą z łoszaki i… za nimi wielkie rogi! Mamy go! Swoimi ścieżkami przemknął się okrążając nas tak, że nawet go nie zauważyliśmy i gotowy jest bronić rodziny! Szczęśliwie kiedy byk mógł być razem z resztą rodziny uspokoił się i tylko pilnie nas obserwował. Marzenka i ja okrążaliśmy górkę szukając najlepszych ujęć, a przewodnik z Anią i Marcinem rozmawiali odwracając uwagę łosi. Oczywiście staraliśmy się nie otaczać łosi tylko być w miarę zwartą grupą. Kiedy widzą, że nic nie blokuje im drogi odwrotu są spokojne.

Mokrzy do pasa ale pełni wrażeń i zdjęć na kartach aparatów kończymy safari pozostawiając łosią rodzinkę na górce. Dziękujemy naszemu przewodnikowi. To były fantastyczne chwile. Marzena jest w siódmym niebie bo kocha fotografować przyrodę i tu Szwecja chyba mile ją zaskoczyła. Dziś już nic nas nie interesuje poza znalezieniem miejsca na biwak.

Po dwóch czy trzech podejściach znajdujemy miejsce gdzie mamy jezioro dla siebie, chłopcy genialną „bazę alfa” i super miejsce na ognisko na małym cypelku wśród starych sosen. Bajka! Dobranoc!

PS. Wiecie gdzie mieszkają łosie?

Na łosiedlu oczywiście!


Kajetan z Michałem zastanawiają się co tu robić w deszczowy poranek.

Nie ma jak to bagażniki otwierane w górę i od góry + brezent = jadalnia.


Malilla AlgPark – w taki dzień tylko ziewać…


Karmienie…


….i głaskanie!



Łoszak jestem…




Czy te oczy mogą kłamać?


Cały jestem włochaty – nawet rogi mam futrzane…


Aby zrobić dobre zdjęcia warto zaprzyjaźnić się ze zwierzęciem.
Np. wspólny posiłek…


Mniam! Pyszotka!


Pozujemy? Proszę bardzo!


Prawy profil mam lepszy…


Ruszamy na łosiowe safari.


Na górce jest mama z dwoma łoszakami.


Kiedy szukając byka wróciliśmy pod ww. górkę zobaczyliśmy w tle…


…tatusia!


Czujny, zwarty,…


…i gotowy do obrony…


… rodziny!


Na koniec warto odwiedzić świetnie zaopatrzony sklep z pamiątkami.


Wszystko w łosie – nawet nóż do sera!


Jak widzicie w Szwecji znak Uwaga Łosie! – nie lekceważcie go!
Zderzenie z łosiem to chyba najczęściej występujący rodzaj wypadku w Szwecji!


Nasz kolejny biwak.


Chłopcy w „Bazie Alfa”.


Staś rozpala ognisko…


…potrzebne do upieczenia pianek!


Dobranoc!

Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.

(c) Planeta Kobusów

Share