NAMIBIA 9000. km afrykańskiej przygody – BLOG cz. 2 odcinek 3
NAMIBIA 9000 km afrykańskiej przygody
BLOG część 2 – odcinek 3
X-XI 2008
5 XI – Powrót do Opuwo…
|
---|
Rano przychodzi nasz przewodnik. Jak to się mówi „odpicowany” Kapelusz tak, ale koniecznie jasny z dobrego materiału nie jakiś afrykanerski, jasny strój, bogato rzeźbiona laska… Jak z obrazka pt. afrykański dyktator robi wrażenie nawet na nas. Wioska jest raptem 7 km od campu. Za nami jadą jeszcze dwa samochody. Umawiamy się, że będziemy w wiosce do ok. 10 rano. Później musimy wracać do Opuwo i dalej jechać w kierunku Etoszy.
*** Dojeżdżamy do wioski. Tradycyjnie zatrzymujemy się i czekamy na zaproszenie. Jest to tradycyjna wioska chociaż dobrze znana turystom. W odróżnieniu od tej pod Purros rodzina Himba tu faktycznie mieszka, hoduje krowy i poza drobnymi elementami jak metalowy kubek nie mają wielu rzeczy przeniesionych z naszej cywilizacji. Oczywiście wprawne oko dostrzega po pewnym czasie komórkę u pasa wodza… 😉 Generalnie Himba są tu bardzo sympatyczni i naturalni. Szybko tracą zainteresowanie turystami i zajmują się sobą. Z nami są jeszcze Niemcy i Francuzi. Nawet dobrze, że nie jesteśmy sami bo zainteresowanie dzieli się na wszystkich i rzadko kiedy wzrok ich skupia się na naszych obiektywach. Z każdą chwilą czujemy, że dzięki temu, że z każdym się witamy i traktujemy z należnym szacunkiem zdobywamy ich sympatię. *** Chłopcy szaleją z dziećmi Himba. Najlepsze miejsca to spichlerz i mały coral. Zabawy to wiszenie na drągu. Ganianie dookoła chaty. Ujeżdżanie beczki, itp…. Wielkim zainteresowaniem cieszył się malutki szczeniaczek do momentu kiedy go tak zmęczyli, że piszcząc wezwał na pomoc mamę. Suka widząc, że nie da się inaczej uspokoić zbójów złapała Michałka za spodenki i pupę. Michaś tak się przeraził, że pieski omijał szerokim łukiem. Ujęło nas zainteresowanie starszyzny, która sprawdzała czy wszystko jest w porządku i czy nie został przypadkiem ugryziony. Suka potraktowała go jak nieznośnego szczeniaka. W wiosce był też kot popisujący się wspinaczką na spichlerz. *** Odwiedzamy wszystkie chaty. Na koniec przeglądamy jakie mają pamiątki na sprzedaż. Kupujemy biżuterię Himba w ludzkiej cenie w odróżnieniu od cen nieludzkich jakie były w Purros. Żegnamy się serdecznie z wodzem i jego żoną i z tymi, u których w chatach spędziliśmy więcej czasu. Jeszcze rodzinna fotografia z wodzem i czas wracać do Opuwo. *** Planowaliśmy spotkanie z Łucją i Ernestem (którzy wybrali naprawę lodówki i opony oraz wolność przy basenie zamiast jazdy do Epupy) w Hotelu Opuwo o 13.00 i wjechaliśmy na parking o 13.00. Jak na długą dość trasę z piknikiem pod baobabem niezła punktualność. Ernest z Łucją mają wreszcie działającą lodówkę i nową oponę i podobno naprawioną klapę tylną. Podobno bo nadal się otwiera więc ekspander konieczny nadal. Internet, szybkie zakupy i jedziemy. Czeka na nas Etosza, do której mamy jeszcze jeden nocleg i to ciekawy bo na fermie gepardów. Droga nas zaskakuje bo od Opuwo tniemy świetnym asfaltem ile się da wycisnąć z silnika. Chyba będę miał odgniot na stopie. Muszę poszukać jakiegoś kamienia, który będzie robił za tempomat 😉 *** Dojeżdżamy o zachodzie słońca już po karmieniu zwierząt, ale właściciel obiecał nam, że jutro pobawimy się z oswojonymi. Tradycyjna kolacyjka i grill. Dobranoc! *** Zdjęcia… |
Wioska Himba.
|
6 XI – Od gepardów przez trąbę powietrzną i burzę z piorunami…
|
Poranek na farmie spokojny. Nie spieszy nam się… chociaż… Podkręcamy tempo bo mamy przecież zobaczyć gepardy. Jesteśmy spakowani z campu jedziemy pod bramę z ostrzeżeniem by nie wchodzić tylko dzwonić. Jest syn właściciela i dostojnie przygodzi gepard i kundel, który uważa się za gwiazdę – gad jeden! Oczywiście chłopcy bardziej niż geparda boją się psa. Pies to pies. A gepard to kotek, a że duży,….
*** Wszystko było cudnie do momentu kiedy Michaś zamiast być obok nas odszedł w bok. W pewnym momencie….. wrzask straszliwy! Kiedy się odwrócił zobaczył biedak nad sobą pysk geparda patrzącego nań z zainteresowaniem. Przyszedł drugi i zaskoczył Michałka. No i niestety dla niego kontakt z gepardami się skończył. Poszedł bawić się obok samochodu. Stała tam piła i jakieś inne stare maszyny więc cieszył się bardzo! *** Fotografujemy i bawimy się z gepardami i nagle…. kolejny wrzask Misza! Trzeci gepard? Nie! Żyrafa. Tzn. żyrafka…. no taki osesek żyrafi ze 4.5 m wysokości. Przyszła zobaczyć co Michałek i Staś tam robią… Staś kocha żyrafki, ale Miszu po spotkaniu 3-go stopnia z gepardem ma dość zwierząt i chowa się do samochodu. *** Skoro pojawiła się żyrafa dostajemy instrukcję jej obsługi. Można np. dać jej jabłko. Ale aby za szybko z nim nie uciekła to my trzymamy je bardzo mocno a ona oszczypuje je przednimi ząbkami. Można dać żyrafie kciuk do ssania. Efekt taki jak włożenie do silnego odkurzacza tyle, że jesteśmy jeszcze nieźle obślinieni. No ale to przecież dzidziuś!!! Michałek się oswoił i nawet razem karmimy żyrafę jabłkami a Staś jak to Staś… Kocham żyrafki! *** Z farmy długa droga do Etoszy przed nami. Po drodze Outjo – zakupy, internet (a guzik, padł bo była burza… TelekoPromitacja też tu działa…), tankowanie i jazda dalej… *** Etosza przywitała nas niezwykle. Najpierw była trąba powietrzna niosąca tyle kurzu, że powietrze było białe jak mleko, później ulewa i burza z piorunami. Akurat cały spektakl spędziliśmy pod dachem restauracji patrząc tylko czy wyrwany z posad wielki parasol kryty trzciną nie potoczy się na nasze samochody. *** Mieliśmy trochę zamieszania przy wybieraniu miejsca na campie bo to „z rozdzielnika” nie podobało nam się. Przeszliśmy się z Ernestem notując nasze propozycje i panie w recepcji zmieniły nam alokację. Mamy super miejsce nr 25 tuż niedaleko oczka wodnego więc wieczorem mamy ułatwione zadanie dojścia na zdjęcia i ew. szybkiego powrotu jakby się chłopcy obudzili. A chłopcy byli na basenie ale wypędziła ich z niego…. burza z piorunami. Ale czad! Skomentował Michałek. O dziwo się wszystko powoli uspokoiło i wieczór był piękny. *** Ponieważ palemek zabrakło więc rezygnujemy z drinków z palemką na rzecz pysznego południowo afrykańskiego wina i zasiadamy na ławeczkach raptem o 100 m od oczka wodnego. Aparaty na statywach wszystko gotowe i… nic. Jeden, dwa szakale, młoda zebra bojąca się od godziny podejść do wody. Ale wreszcie nadchodzi właściwa godzina. Przychodzą żyrafy i dają balecik pod nazwą „Jęziorko Zwięrzęce – wodopój żyraf”. Ci co to widzieli nie mogli powstrzymać się ze śmiechu. Trzy żyrafy w rozpaczliwym rozkroku przednich nóg aby dosięgnąć pyszczkiem wody. Środkowa podnosi głowę w górę – dwie mają w dół. Środkowa opuszcza podnosi lewa i ona po chwili w dół a głowa prawej jak peryskop okrętu podwodnego lustruje okolicę. Napiły się i powoli nikną w ciemnościach. Jeszcze słychać stuk kopyt na kamieniach. Poruszenie wśród obserwujących. Cień materializuje się w postaci wielkiego nosorożca. Patrzymy jak pije i nagle spostrzegamy już blisko jeziorka jeszcze dwa nosorożce matkę w wyrośniętym dzieckiem. Rodzice „małego” chyba się nie lubią bo prawie dotknęli się rogami obfukali i poszli pić w dwa końce waterhola. Kiedy odeszły bardziej udało nam się wyostrzyć słuch i doszły nas porykiwania, które słychać było od dawna jak okrążały camp. Teraz czas było na występ gwiazdy. Pewny krokiem do oczka wodnego na samym jego środku zjawił się król zwierząt – lew. Pił bez pośpiechy a wszelkie inne zwierzęta stały z szacunkiem w oddali. Kiedy się nasycił bezszelestnie oddalił się w mrok. Jednak długo żadne zwierzę nie chciało podejść jakby wciąż widząc w jeziorku odbicie lwa w wodzie. Wreszcie czas na artystki w biało czarnych strojach – stado żyraf. Widzimy je podwójnie. Raz normalnie i dwa odwrotnie w wodzie. Spektakl przy jeziorku obserwowaliśmy do północy, ale jutro też dzień i trzeba wstać raniutko. *** Zdjęcia… |
Poranek na farmie. Dziś do Etoszy?!
|
7-9 XI – Etoszy dzien powszedni: rano wstać, w południe…
|
Tak to w Etoszy jest, że o wschodzie słońca powinno już być się w samochodzie. Później, kiedy słońce wystrzelone nad widnokrąg jak z procy jest już wysoko wraca się na camp. Chłopcy pławią się w basenie, ja zgrywam zdjęcia, Ania planuje kolejną trasę na popołudnie. Ok. 16.00 trzeba ruszać – popołudniowe słońce jest cudne i zwierzęta ciągną do „łoterholi”. Po powrocie na camp. kolacja i spektakl przy oświetlonym wodopoju. Oczywiście każdy camp ma swoje oświetlone jeziorko-wodopój. Wszyscy chodzą niewyspani, ale szczęśliwi jeżeli widzieli jakieś ciekawe zwierzaki.
*** Sytuacja w Etoszy dla nas jest trudna bo po deszczu jest pełno wody i zwierzęta nie korzystają z oczek wodnych, ale rozproszyły się po terenie parku. Z drugiej strony najwięcej wody jest na…. drogach. W utwardzonym dobrze gravelu woda stoi i paruje, a nie wsiąka jak w piaszczystą ziemię obok drogi. Na drodze plączą się więc żyrafy i zebry. Piją wodę ptaki. *** Poruszanie się po Etoszy jest ściśle określone.
*** Czy mieliśmy jakieś fajne sytuacje w Etoszy związane ze zwierzętami? Tak i to dwie.
*** Co więcej o Etoszy? Jest kilka miejsc, które nas urzekły. Oczywiście miejsce występowania zwierząt najbardziej ale jednocześnie… Sprokieswood… las drzew, które Bóg zasadził odwrotnie – korzeniami do góry… Roztargnienie?… 😉 *** Dla dzieci z jednej strony Etosza to nuda – cały czas w samochodzie, z drugiej oznacza wczesne powroty na camp i pławienie w basenie. Chyba są tu jednak szczęśliwe ale… Należy pamiętać o zakazie wychodzenia z samochodu. Gdyby ktoś na parkingu przy oczku wodnym chciał wysiąść z samochodu i zrobiś siusiu…. prosto na głowę lwa…. *** Oczywiście niewiele osób wytrzyma w Etoszy bez siku i miam mniam… Są liczne miejsca piknikowe otoczone wysoką siatką i bramą, którą należy bezwzględnie zamykać. Stoły, toalety do dyspozycji…. *** Zdjęcia to trochę przypadkowy misz masz z racji ogromnej ich ilości i braku czasu na wybieranie… CDN… *** Zdjęcia… |
To i następne zdjęcie dobrze ilustruje specyfikę geograficzną Etoszy.
|
Zobacz: BLOG część 3 odcinek 1 lub strona główna, Blog cz. 2 odcinek 2
Zapraszamy na prowadzony przez nas portal o Namibii!
Nasza NOWA książka o Namibii: NAMIBIA. Przez pustynię i busz – więcej o niej na portalu, a jeżeli chcesz ją kupić to zapraszamy do naszego sklepu: Namib.pl!
(c) Portal Małego Podróżnika