INDONEZJA – wyspy BALI i GILI, SINGAPUR – 18 XI, BALI, Kuta i okolice
INDONEZJA – wyspy BALI i GILI, SINGAPUR
18 XI, BALI, Kuta i okolice
Rano idziemy zobaczyć słynne fale dla surferów co tak nas straszono, że wielkie takowe… Żenada! Jak to są wielkie fale to chyba fal co_po_nie_któ_rzy nie widzieli!
Ot takie tam metrowe wałki, na których poślizgać się można raptem po kilkadziesiąt metrów. Takie falki są dobre albo dla tych co mają naprawdę dobrą technikę albo dla żółtodziobów. Oczywiście nie było sztormu tylko zwykła pogoda. Może jak przyjdą sztormowe fale jest lepiej, ale ciekawe czy surferzy dadzą wtedy radę. Chłopców fale bawią znakomicie. Można budować zamki, fosy i walczyć z żywiołem rozmywającym budowle. Plaże w Kucie są faktycznie ładne. Szeeeeerokie… ale w wielu miejscach… zarezerwowane dla surferów czyli ze znakami zakaz normalnego pływania. Wracamy do hotelu tuż przed przyjazdem Putu więc nawet nie mamy czasu zjeść śniadania. Trudno – opędzimy się owocami i piwem. Dziś przez pół dnia chcemy zwiedzić getto dla turystów czyli Nusa Dua Penisula. Straszne miejsce. Wjazd przez bramę z ochroną z wykrywaczami metalu itd… jak na lotnisku. Później wszystko wypielęgnowane do wyrzygu bo aż takie nieprawdziwe. Nie ma normalnego życia tylko poszczególne resorty i spa gdzie jak ma wjechać taxi to jest sprawdzana lustrami od spodu i co ma w bagażniku. Normalne więzienie dla głupków, którzy jadą z jednego strzeżonego osiedla na drugi koniec świata do kolejnego strzeżonego osiedla. Normalny świat dla nich nie istnieje ani nie interesuje. Miejscowa ludność pełni tylko serwis. Może zbierać wodorosty z plaży jak osiągną stan powyżej 0.0001% w stosunku do piasku, zamiatać i strzyc trawniki. Naprawdę miejsce straszne i straszni ludzie muszą tam przebywać. No ale z dziennikarskiego obowiązku odwiedziliśmy to cudactwo chociażby dlatego, że jest tam najdalej na południe wysunięty kawałek Bali, a i plaża na której już ostatni raz chłopcy mogli się pobawić. Chociaż tak naprawdę to Stasio większość czasu spał w samochodzie bo tak go poranne zajęcia zmęczyły. Zupelnie inne uczucia ma się zwiedzając port rybacki w Jimbaran. Dopiero jak wyszliśmy na plaże zastawioną gęsto łodziami i popatrzyliśmy w prawo to zobaczyliśmy wychodzący z 500m w morze nasyp pasa startowego lotniska w Denpasar. Wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy jak blisko jest port i targ rybacji i lotnisko na którym lądowaliśmy. Port genialny bo ciągle się coś w nim dzieje. Tu nie ma tak, że wszyscy płyną na nocny połów i rano wracają, ryby sprzadają i później nic się nie dzieje. Tu co chwila któś przypływa z rybami, krabami, małżami,… a inni wypływają mając na łodziach belki lodowe do przesypywania tłuczonym lodem złowionych ryb. Jeszcze inni klarują i naprawiają sieci, grzebią w silnikach łodzi,… dzieje się… A za plażą niska hala targu rybnego. Aby do niej wejść trzeba na chwilę wstrzymać oddech. Zapach świerzej ryby może zabić! No ale jak się przyzwyczaimy to dopiero widać jak bogate są tutejsze wody. Dla smakoszy ryb i stworów morskich możliwości niesamowite! Napatrzyłem się co niemiara tylko potem Ania się pytała czy mogę zmienić koszulkę. Na koniec dnia kolejna mekka turystów – świątynia Ulu Watu. Sama w sobie nie ma nic ciekawego poza… położeniem! Klif o wysokości 90m robi wrażenie. Świątynia znana jako miejsce kecak dance i faktu opanowania przez najbardziej bezczelne małpy na Bali. No faktycznie widoki są niezłe ale najlepiej trafić tu w jakiejś porze bez tłumu turystów (rano) bo wręcz trudno się poruszać po chodnikach na skraju klifu o przejściach w samej świątyni nie wspomnę. Jest miło a to dla nas ważne bo to już ostatnia atrakcja na naszym objeździe Bali. Jutro o 5.oo czeka na nas lotnisko i lot do Singapuru. Kończy się nasza indonezyjska przygoda… Zdjątka: |
Kuta – główna ulica to same hotele, sklepy i knajpy… …ale i tu trafiają się małe świątynie.
|
…:: kolejny dzień :::: strona główna :::: poprzedni dzień 17 XI ::…
(c) Portal Małego Podróżnika