KUBA – dzień 6 (Playa Larga – pierwsze nury)
KUBA. Muzeum Niespełnionych Marzeń
dzień 6
Plaja Larga – pierwsze nurkowania, crab season |
||
---|---|---|
Po pysznym śniadanku pakujemy się do samochodów i podjeżdżamy do bazy nurkowej przy wiejskim porciku. Ładujemy 6 butli, balast, ABC dla reszty by mieli sprzęt jak chcą snorklować i jedziemy na plażę. Javier wprowadza nas na teren lokalnego ośrodla domków letniskowych. To tak jakby domki naszych działkowców ale nad morzem i bez ogródków. Około 300 domków skleconych ze wszystkiego z czego się da. Kiedy my jesteśmy są puste ani to weekend ani jeszcze nie wakacje. Jedziemy jak przez brazylijskie fawele, opad szczęki! I nagle wyjeżdżamy na ostatni zawijas drogi i widzimy plażę z obłędną szmaragdową wodą! Wyjaśniła się tajemnica dlaczego własnie tu. Otóż większość plaż jest skalista i ma głęboką wodę a tu… ponad 100 metrów i woda nadal po kolana. Sam piasek i błękitna woda mająca prawie 30 stopni ciepła! Niesamowite! Zostawiamy nakremikowanych grubo Stasia i Michałka pod opieką Łucji i urywamy się na nurkowanie.
Przed wyjazdem na Kubę Ania zrobiła kurs przypominający, a ja zrobiłem całą teorię i basenologię. Pozostały prawdziwe nurkowania, których u nas nawet nie było mowy by zrobić z racji skucia lodem wielu akwenów. Teraz pod kierunkiem Javiera skończę kurs. Składamy sprzęt i odprawa przed nurkowaniem. Omawiamy co i jak, a kiedy wszystko jasne to zakładamy ekwipunek, zamykamy samochód i ciężko człapiemy do zejścia do wody. Pierwsze spojrzenie pod wodę szokuje. Pod nami jeszcze nic nie ma ciekawego ale woda jest tak niesamowicie przejrzysta, że aż to szokuje. Widać hen, hen daleko, nie wiem nawet jak daleko ale z 20 metrów widać najdrobniejszy szczegół na dnie czy detal na koralach. Pierwsze nurkowanie to zapoznanie z miejscem i czysta przyjemność. Żadnego ćwiczenia. Powoli zbliżamy się do muru rafy opadającego w niesamowitą głębie. Niezwykła formacja bo rzadko zdarza się by ściana była bardzo długa i cały czas idealnie pionowa jakby odcięta piłą. Płyniemy na ok. 16 metrach głębokości na skraju muru aż pojawia się bardziej urozmaicona część rafy z wbitym w nią wrakiem kutra. Robi wrażenie! Dzięki fantastycznie czystej wodzie mamy go i siebie na jego tle jak na dłoni. Mija 40 minut nurkowania. Wracamy. W przerwie Javier pokazuje nam jaskinie. Stropu nie ma, jest ziejąca i wypełniona ciemno-zieloną wodą dziura w ziemi. Wzięliśmy maski więc skaczemy z progu w sam środek dziury. Wielki plusk, zakładamy maski i… niewiele widzimy. Wydaje się, ze mamy pląsawice oczu albo patrzymy przez kisiel z kryształkami cukru nie do końca rozpuszczonymi. To efekt niesamowitego stężenia soli. Jak wyszliśmy z wody to dowiedzieliśmy się że pływaliśmy nad głębią sięgającą 70 m w dół…. tiaaaa… Wracamy do samochodu. Zmieniamy butle i nurkujemy ponownie tym razem na całkiem poważnie z szykanami kursu nurkowego. Dużo się dzieje więc drugie nurkowanie mija jak z bicza strzelił… Wychodzimy z wody, składamy sprzęt i wracamy do reszty ekipy na plaży. Nie minęło wiele czasu jak nas nie było, a dzieci już zgrillowane. Oczywiście mieli ubiory pływackie zasłaniające ramiona z nogawkami po kolana ale… co odsłonięte to opalone. Żaden factor XX nie pomaga. Tylko kąpiel w gieźle lub całym ubraniu jak muzułmanie. ewentualnie pierwsza wizyta na plaży trwająca 15 minut ale takie rozwiązanie nie wchodzi w grę [ 😉 ]… Wracamy szybko do casa i dzieci są smarowane na okrągło Pantenolem i kremami. Chłopaki jakoś się uratowali ale dziewczynkom skóra będzie później schodzić… no cóż niekiedy za peeling się płaci tu słońce starą skórę wypala gratis… 😉 Po drodze zostawiamy koło do naprawy bo złapaliśmy gumę na… krabie. Kiedyś było po Bożemu. Był las mangrowy gdzie żyło tysiące, a może i miliony krabów i brzeg morza gdzie kraby chodziły składać jajeczka. Później ludzie boski porządek zakłócili i oddzielili las od brzegu szosą. Co to oznacza? Kiedy słyszysz tu „crab season starting” to nie oznacza, że na Discovery zobaczysz nowe odcinki „Poławiaczy Krabów” ale, że kraby ruszają masowo z lasu do morza. Po deszczach jest tak, że niekiedy nie widać szosy spod krabów. Jeżeli jakiś szaleniec musi wtedy jechać i ma „żelazne” opony to jedzie. Tak co roku giną tysiące krabów. My szczęśliwie byliśmy przed deszczem ale i tak omijanie pojedyńczych krabów lub większych oddziałów było trudne, a niekiedy niemożliwe. Dodatkowym niebezpieczeństwem były kraby rozjechane, a dokładnie ich szczypce twarde jak stal. No i taki szczypiec przebił nam oponę. Dla wyjaśnienia: niektóre kraby są jak dwie męskie dłonie obok siebie. Szybkie i silne. Jak przypominałem sobie jak taką bestię trzeba łapać to skończyło się moim „Auć, auć,..” i poszczypaniem do krwi. Kolacja, sączymy drinki i spać… |
||
TAK! TAK! TAK! Sprężarka, butle i inny szpej…
|
||
.:. DZIEŃ 5 .:. MENU WYPRAWY .:. DZIEŃ 7 .:. |
||
Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania; |