INDONEZJA – wyspy BALI i GILI, SINGAPUR – 3 XI, Gili Air
INDONEZJA – wyspy BALI i GILI, SINGAPUR
3 XI, na GILI Air
Dzień wstał piękny i nic nie zapowiadało nadchodzącej przygody! Jemy śniadanko i przyjechała bryczka… Jedziemy do Manta Dive ponurkować. Na miejscu chłopaki nie wiedzą co mają ze sobą robić plaża ich nie zadowala chcą na basen – desperacja… Przychodzą znajomi Francuzi z dwójką równolatków no i wreszcie trochę spokoju a ponadto tłumaczymy im, że musimy poczekać na lodziarza, który objeżdża wyspę na rowerze grając charakterystyczną melodyjkę.Woda po falach wczorajszego popołudnia i nocy zmętniona ale mamy super gości na rafie – przypłynęły żółwie. Z jednym przepłynąłem z 300 m i tu znowu błogosławieństwo posiadania pasa balastowego się odezwało. Mogłem nurkować i płynąć razem z nim metr nad dnem. Wracam bawić się z dziećmi a Ania przejmuje żółwie.Acha! Zapomniałem jeszcze o jednym! Jak tylko przyjechaliśmy i właśnie wypłynąłem ze 100 m od brzegu słyszę dziwną muzykę. Patrzę a do Manty powoli zbliża się wielki orszak ślubny. Wrzeszczę do Ani APPAAAARAAATTT!!! TAAAAM!!! Anię jakby poraziło prądem bo właśnie spakowała torbę foto by wiaterek nie sypał nam do niej piachu. Złapała aparat i pobiegła fotografować. Orszak liczył z 200 osób z dużą orkiestrą i pięknie poubieranymi rodzinami – super! Kiedy wybiło południe zerwał się wiatr. Niewiadomo skąd bo nie od Lomboku (wtedy mielibyśmy zacisznie) ale z pełnego oceanu. Po godzinie mieliśmy ogromne fale i… z 12 surferów. Miejscowi chłopcy tylko czekali na taką okazję. Wyciągneli deski i na fale! Michałek patrzył na ich wyczyny po czym zakomenderował, że również chce poszaleć na falach. Trochę się zdziwiliśmy ale OK! Założył samą maskę aby słona woda nie zalewała mu oczu, pływaczki i kiedy zrobiła się przerwa w większych falach przedarliśmy się przez rozbryzgujące się na plaży fale na jakieś 20 m od brzegu. Tam mieliśmy albu fale pagóry, gdzie nie było nic widać z doliny fali a dopiero jak wypłynęło się na jej grzbiet to było się wysoko, albo te, które się załamywały wcześniej niosąc grzywę białej piany. Takie oczywiście wzbudzały najwięcej radości. Tak bawiliśmy się do 14.oo kiedy przyjechał umówiony konik i wróciliśmy do hotelu na obiad. Po strasznie wietrznym obiedzie (wiatr usiłował mi zabrać jajo sadzone z nasi goreng) postanawiamy wybrać się na wędrówkę w głąb wyspy. Normalnie jest tam bezwietrznie i upalnie. Gale palmowe sutecznie akumulują ciepełko. Teraz kiedy silny i chłodniejszy wiatr wywiał ten upał będzie się szło dobrze. Cały dzien słyszymy plotki o ceremonii wypuszczania żółwi do morza. Nasz znajomy woźnica mówi, że w okolicach portu o zachodzie słońca – OK! zobaczymy. Wędrówka fajna przez środek wyspy bo droga biegnie zygzakami łącząc grupy chat. Widoki sielskie anielskie bardziej rolnicze niż jakieś inne. Pod palmami kokosowymi pasą się krowy skubiąc skąpą trawę. Spotyka się pierzaste bananowce, mango, papaye. Po drodzie gramy w piłkę kopaną suchymi kokosami (może to byłaby dobra metoda treningowa dla naszych piłkarzy… :-)). Wreszcie port i… nic się nie dzieje… nikt nic nie wie… Wcześniej się pytaliśmy i trzy razy padła nazwa GoGo baru na plaży. GoGo jest obok portu a że zachód słońca za pół godziny zostajemy na zdjęcia o dwa bary przed GoGo gdzie wali z głośników upma-umpa zapodawane przez miejscowego DJ. Dużo ludzi chyba się coś będzie działo?! No i trafiliśmy w dziesiątkę. Bar GoGo ma basen dla żółwi i robi to co staje się modne w większych knajpkach – bierze udział w ochronie żółwi. Gniazda żółwi, które byłyby niechybnie zniszczone przez ludzi lub zwierzęta chroni się i czeka na wyklucie małych żółwi, które przez ok 8 miesięcy są karmione aż będą tak duże, że po wypuszczeniu przeżyją ze znacznie większym prawdopodobienieństwem niż jest to normalnie (chyba coś z 10% naturalnie wyklutych przeżywa – sprawdzę…) Ilość żółwi w miejscowych wodach w pewnym momencie dramatycznie spadła. Teraz populacja powoli się odradza, dzięki czemu m.in. mogliśmy razem z nimi nurkować. Przenosimy się do GoGo i czekamy na rozpoczęcie ceremonii. Żółwie są już w kilkunastu pojemnikach gotowe do wypuszczenia. Kiedy słoneczko skryło się za horyzontem zaczyna się ich wypuszczanie. Kilkadzieciąt osób stoi półkolem, błyskają flesze, gra energetyczna muza a środku tego mały żółw na plaży zastanawia się co ma robić. Najczęściej pomaga mu jakaś większa fala, która dotyka go mokrym jęzorem i zachęca do podążenia do wody. Niektóre żółwie po wpłynięciu do wody są tak oszłomione wolnością, że aż nie wiedzą gdzie płynąć. Dwa metry od plaży pływają trochę w lewo, trochę w prawo, aż wreszcie biorą kurs w kierunku gdzie chlupnęło do oceanu słońce. I my mamy jednego żółwia własnoręcznie wypuszczonego! Płyń szczęśliwie! Żyj długo! Może kiedyś jak los nas zaniesie znowu na Gili spotkamy się i będziemy razem pływać jak teraz pływaliśmy być może z waszymi rodzicami…. Do GoGo trafili też wszyscy nasi poznani znajomi. Jest czwórka Polaków, są Fracuzi z córeczką i synkiem poznani w Mancie. Są znajomi z naszego hotelu na Trawanganie, którzy na Air przenieśli się dwa dni przed nami. Noc zapadła głucha, dzieci zasypiają, udaje nam się złapać w porcie ostatnią bryczkę i mamy nocną jazdę do hotelu. Tak zakończył się dzień, który miał być kolejnym leniwym dniem a okazał się być pełnym wrażeń! Fotosiki: |
Poranny odpływ. Wieżowiec. Jedziemy do Manta Dive.
|
…:: kolejny dzień :::: strona główna :::: poprzedni dzień 2 XI ::…
(c) Portal Małego Podróżnika