SINGAPUR w drodze na Bali – część 1
SINGAPUR w drodze na Bali – część 1
SINGAAAAAAAAPUUUUUUUURRRRR!!!!
Lot był rewelacyjnie spokojny. Airbus’em A400-600 naprawdę świetnie się podróżuje. Chłopcy mieli swoje monitory z kreskówkami, ja Discovery a Ania znalazła jakiś film. Staś nie doczekał obiadu, który na takiej trasie wypada o północy. Poranek wita nas zapachem śniadania i zapaleniem się świateł. Dopiero po chwili wnętrze samolotu przeszywają ostre promienie słońca. Wszyscy zapomnieli odsłonić iluminatory i przez chwilę było abstrakcyjnie – śniadanie w nocy…;-) Na lotnisku super bo przylecieliśmy raptem ze trzysta metrów od immigration. Odprawa w trzy minuty i nasze bagaże już czekają. Wrzucamy je na wózki i człapiemy do informacji i kantoru. W informacji planów i folderów mnóstwo i aby nie tracić czasu posortowane wszystko tematycznie. Całkiem szybko taksówka dowozi nas pod Mustafa Center – qltowe miejsce handlu w Little India. Zatrzymujemy się przed naszym hotelem, który położony jest raptem 50m od skrzyżowania Syed Alvi i Verdun. Kręci się w głowie od orientalnych zapachów, upału i jazgotu ulicy. Jest pięknie! Zakwaterowanie, przebieramy się i na spacer. Little India to takie właśnie małe Indie. Nazwa może nie oryginalna ale dokładnie przekazuje co tu jest. Wokół pną się ku niebu singapurskie wieżowce ale wszędzie między nimi domy jeszcze z pocz. XX wieku gdzie parterze są niezliczone sklepy, knajpki, punkty usługowe,… a na piętrze mieszka właściciel ale są też i pokoje do wynajęcia… Chłopcy dostali głupawki i szaleją ale nic dziwnego, bo po zamknięciu na wiele godzin w samolocie muszą się wyszaleć. Dobrze, że podcieliśmy im włosy (nienawidzą tego) bo po bieganinie wyglądają jakby głowy włożyli pod prysznic. Mamy ze 30 stopni i tą cudowną wilgotność powodującą, że po trzech krokach z klimatyzowanego terminala lotniska do taksówki pierwsza kropla potu spływa nam po czole i zasila spragnioną ziemię…. no dobra spada na asfalt obok taksówki… (ech… poeta…) Punktualnie o 19.00 zapalają się festiwalowe światła. Bajka! Niebieskie, zmierzchowe niebo i mrowie kolorowych lampek tworzą wspaniałą scenografię. A jeszcze bogato oświetlone wystawy sklepów i knajpek oraz fala wspaniałego zapachu indyjskiej kuchni zalewająca ulice. Wszystkie garkuchnie i garkuchenki pracują na pełnych obrotach. Odwiedzamy indyjski fastfood i po sutej kolacji wracamy zakosami do hotelu. Nasz plan na jutro: brak planu! No i to było na tyle – zdjęcia… |
Singapur – Changi Airport – pierwsze kroki. Pierwsze spotkanie z tropikalną roślinnością jeszcze na lotnisku. Cudowne „bieżnie” do szaleństw.
|
..::: Singapur w drodze na BALI część 2 :::..
(c) Portal Małego Podróżnika