CHORWACJA (+ Słowenia + Czechy) – dzień 18
CHORWACJA (+ Słowenia + czeski Mikulov) – 2010
dzień 18
Wracamy na stały ląd!
Czas wracac na stały ląd. Naszym pierwotnym pomysłem było przepromowanie się bezpośrednio do Splitu ale… 2 – 3 godziny na promie w upale i tłumie i jeszcze szok wielkiego miasta… To zły pomysł. Jedziemy więc przez cały Hvar do Sućuraju. Po drodzie zwiedzamy Stari Grad, robimy zdjęcia w co ładniejszych miejscach. W Sucuraju zdziwienie… kolejka do promu… Patrzę na GPS i… hmmm… długa… Ania idzie na zwiad i kupić bilety. Wraca i … jesteśmy na ok. 80 miejscu. Oznacza to załapanie się na trzeci prom jak nie będzie samochodów z pierwszeństwem promowania. Szczęśliwie promy pływają „na okragło” bez zwracania uwagi na rozkład. Ja więc sącze Karlovacko i puszczam co ciekawszą muzykę etno z naszych zbiorów a Ania z chłopcami idzie na lody do miasta. Kolejka zresztą jest tu bardzo miła bo ciągnie się wzdłuż plaży i wiele osób wykorzystuje chwile między podjeżdżaniem na kąpiel i opalanie. Chłopcy wcinają lody i chłoną portowe życie, manewry promów. Jak wspomniałem wg. naszych obliczeń powinniśmy wjechać na trzeci prom no i jest… Jedziemy powoli i nagle kiedy już widzimy się na promie Szweda przed nami zatrzymują… koniec… Cholera!!! Ale jedna upychanie samochód trwa. Szweda wpuszczają, staje skosem. My teraz na najgorszej pozycji… Pierwsi co nie wjadą… ale upchali jeszcze trochę i machają by jechać! Stajemy skosem w drugą stronę !!! Hurrraaa!!! Płyniemy!!! Rejs miły bo to raptem niecałe pół godziny. Chłopcy pytają się o wszystkie elementy promu i niesamowicie są zainteresowani każdym detalem. To czekanie na prom a wcześniej zwiedzanie i fotografowanie powoduje, że czas na obiad. Kiedy dobijamy mamy pomysł aby zjeźć pizzę tam gdzie ją Ania kupiła na rejs na Hvar, ale rzuca nam się w oczy Kenoba „LEM” Hmmm… „Lem” brzmi znajomo, jest ładnie no i kelnerami są super sympatyczni i stylowi starsi panowie. Zasiadamy więc w „Lem’ie”. Zamawiamy zestaw tradycyjny, frytki, pizze, sałatkę, ja zupę i coś tam jeszcze… Pyszne! A obsługa! Rewelacja! Kiedy zorientowali się, że jesteśmy Polakami zostaliśmy powitani szeregiem polskich zwrotów oraz… Gadocha, Szarmach, Lato!!! Widać, że tę cudowną drużynę piłkarską Górskiego pamięta każdy starszy europejczyk w odróżnieniu od współczesnych beztalenci z łapanki tworzących naszą „narodową” reprezentację, których nazwisk się nie pamięta już po godzinie od meczu. Biesiadujemy i wreszcie nie mogąc wessać całej pizzy zamawiamy pudełko na wynos. Dostajemy je z napisem: {SMACKNEGO! „Lem”}. Polecamy gorąco to miejsce!!! Bez tłumu, z tak sympatyczną obsługą! Acha! W pewnej chwili pojawił się nobliwy pan z koszykiem, w którym miał pełno kieliszeczków i bukłaczek rakiji w ręku. Poczęstunek rakiją domowego wyrobu. Ja tylko maczam język a Ania wypija resztę. Pycha! Żal mi… Żałuję żonie! TAK! Żałuję tej nie wypitej rakiji i nie wstydzę się do tego przyznać! 😉 Jedziemy Masakrą… tj. Makarską. Nie jest już tak zatłoczona, ale ilość ludzi i tak wzbudza nasze zadziwienie. Mam chytry plan aby nie jechać cały czas nad morzem, ale część trasy pokonać górami doliną rzeki Cetina. Za Makarską wspinamy się drogą dojazdową do węzła autostrady Śiestanovac, która powinna nas doprowadzić do skętu w lewo w Zadvarie na finalnie Omiś… Skręt był, ale jakiś taki prosto w przepaść i nie wzbudzał zaufania więc go zignorowaliśmy. To jednak ten??? Ten! Dojeżdżamy na przełęcz gdzie jest możliwość zawrócenia. Nie programowałem wcześniej GPSa bo droga miała być prosta, a teraz patrzę i oczom nie wierzę! Droga tworzy drabinę ze skośnymi szczeblami – chyba z 12 serpentyn w pionowej ścianie skalnej. OK! Ruszamy, ale wieje grozą! Po co nam to było? Zjazd okazał się łatwiejszy niż myśleliśmy bo chyba trudno nas już tu czymś na drodze zaskoczyć. Lewo – prawo – lewo – prawo – lewo – prawo -… Wreszcie jesteśmy na dole pod wielkimi rurami doprowadzającymi wodę do elektrowni. Spadają w pionie ścianą, którą zjechaliśmy, ale widać ich tylko fragment. Dalej droga już trochę mniej kręta tj. tylko z osiem serpentyn i nie jedna po drugiej – taka typowa jazda doliną górskiej rzeki. W jej górnym biegu kilka stanowisk startowych raftingu, niżej kiedy woda się pogłębia i upokaja pływają stateczki wycieczkowe. Za to skały lecą niebotycznie do nieba. Dwa tunele i… Omiś! To miejsce już znamy z 4 lipca. Dojazd do Splitu nadmorską drogą gdzie mamy dokończyć zdjęcia, a chłopcy mają obiecane lody. SPLIT – wjazd na parking pod Pałacem Dioklecjana i odruchowo patrzę na Dom Europejski. Nie ma kolejki i nie powiewa polska flaga. Ania pędzi na zdjęcia (kolejna wieża) a ja z chłopcami obstawiam lody. Nie wiem kto ma lepiej bo Stać jedząc loda zamienia się w niego lub żywą reklamę lodów. Buzia, bluzka, spodenki, rączki, nogi,… są czekoladowe. Idziemy do samochodu się przebrać i oglądamy statki w porcie oraz manewry w terminalu promowym. W Splicie zachodzi słońce a my mamy jeszcze… ponad 400 km na planowany nocleg. Zmieniamy plany i postanawiamy nocleg zrobić na trasie w okolicy naszego dobrze znanego Murteru. Obstawiamy Pirovac, ale ilość ludzi nas odrzuca (akcja weekend). Jedziemy dalej. Na wysokości jeziora Vransko kusi nazwa Camping Romantica, skręcamy i okazuje się że tu są jeszcze dwa campingi sąsiadujące z nim jak obiecują tablice informacyjne. Jedziemy polną drogą i nagle pojawia się z prawej gaj oliwny i napis „MARIO – Camping 10 EUR”. To agrocamping działający jak u nas agroturystyka. Gaj oliwny i tylko trzy namioty, sporo wolnego miejsca. Jest super. Okazuje się, że to znany wśród Polaków camping „Mario”, gdzie właściciel nas lubi i niekiedy bierze rakije i idzie w obchód swoich drogich gości. Ma też parasole za darmo dla Polaków, ale kiedy Niemiec też chce parasol musi zapłacić… 😉 Oczywiście to camping bez żadnych wygód typu prąd czy internet, ale nam zależy tej nocy na cichym noclegu. Błyskawicznie rozkładamy namiot i… spać… |
STARI GRAD na Hvarze. Palmy jak w Splicie lub Trogirze. Pałac Petara Hektorović’a….
|
.:. POPRZEDNI DZIEŃ .:. strona główna .:. NASTĘPNY DZIEŃ .:. |
Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania; inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś. |
(c) Portal Małego Podróżnika