Wyprawy

KUBA – dzień 28 (Hawana)

MP_KUBA_baner250
KUBA. Muzeum Niespełnionych Marzeń
dzień 28

Hawana – na starych śmieciach
Nic nas nie goni!!! Żadna godzina, rezerwacja, termin,… Śpimy tak długo jak… dzieci pozwolą ale nawet one dały pospać. Leniwe śniadanie w Casa Orlando. Żadnego pośpiechu. Ale… mamy oczywiście program minimum. Przede wszystkim szukamy Ernesta Hemingwaya. Nie żyje?! To plotki! Podobno był widziany niedaleko hotelu Ambos Mundos. No ale jest problem. Hieny, eeee…. tzn paparazzi czyhający na okazję zarobienia kilku dolarów no trzeba się ukrywać. ale mamy nadzieję, że jednak się uda spotkać. Drugi punkt dnia to Havana Club. Nie żeby pić rum w zaciszu casa (chociaż to miłe) ale tym razem chodzi o Muzeum Rumu w Hawanie pod egidą marki Havana Club. A co ponadto? Nie wiemy. Tyle ciekawych zaułków i uliczek.

Po konsumpcji i tak prozaicznych czynnościach jak mycie zębów po śniadaniu wychodzimy na naszą gwarną o tej porze Calle Neptuno. Łapiemy coco-taxi i jedziemy do centrum. Dostaliśmy cynk, że Ernest H. jest i możemy się spotkać. Pod hotelem Ambos Mundos czujne spojrzenia w lewo-prawo nie ma… jeden zaułek nie ma, drugi… JEST! daje autografy i robi sobie zdjęcie z dwiema turystkami. Haj! Mister Ernesto najs to mit ju… no i takie tam bla, bla…. i nagle pękają bariery i padamy sobie w ramiona, a jak już się oderwaliśmy to Ania zrobiła nam fotę… Niestety Ertest H. musiał salwować się ucieczką bo pojawiła się jakaś wycieczka i rzuciła na nas (za nim) ale co tu dużo mówić. Wyjazd na Kubę kosztował {xxyyzz} za co zapłacilismy kartą {zzyyxx}, a zdjęcie z E.H. BEZCENNE!!!

Pełni wrażeń idziemy jeszcze zobaczyć dawny apartament Ernesta H. w hotelu. Do windy tłok więc pędzimy na wyścigi z chłopcami na V piętro co w Hawanie i w tej temperaturze jest wyczynem. Pokój zaskakuje skromnością. Jest trochę pamiątek po pisarzu ale bez przesady. Raczej jest to miejsce symboliczne zamykające klamrą wszystkie te miejsca, które odwiedziliśmy wędrując trochę mimochodem śladami Hemingwaya. Mamy też polonica, ksiażkę „Zielone wzgórza Afryki” – miło…

Pełni wrażeń poetycko-prozatorskich postanawiamy trafić do muzeum, które opowiada o historii tego co generalnie człeka rozwesela i w tropikach trzyma przy zdrowiu i kondycji. Trafiamy do Muzeum Rumu pod egidą naszej ulubionej marki Havana Club. Muzeum pięknie położone bo vis-a-vis dawnego kapitanatu portu. Niepozorna fasada skrywa piękny dziedziniec, na którym będziemy czekać na przewodnika w lengłidżu jaki znamy najlepiej. Teraz wchodzi grupa z… węgierskim więc odpuszczamy tym bardziej, że Havana Club proponuje coś super extra. Robią nowego drinka, którego tu przygotowują nie nalewając coś z puszki/butelki ale… z naturalnych składników. Pan miota między wyciskarka do cytrusów, która pozbawia soku pomarańcze, a prasą do trzciny cukrowej która daje równie pyszny sok. Te dwa soki zmieszane w odpowiednich proporcjach plus lód plus rum dają….. mniam… mniam…

No ale nie ma co się roztkliwiać bo po 10 minutach jest nasza przewodniczka. Zanim wejdziemy na schody prowadzące na ostatnie piętro wybija żeglarskie szklanki na dzwonie okrętowym i… idziemy. Muzeum ciekawe bo pokazuje nam wszystkie fazy i technologiczne i historyczne produkcji rumu. Zaczynamy od… trzciny cukrowej. Jak rośnie ile ma w sobie cukru itd… Pierwsze drewniane prasy już z XVII wieku, wielkie gary pod którymi palono ogień by zagęścić słodki sok przez odparowanie. No i era przemysłowa czyli jak była zorganizowana cała cukrownia od pola poczynając przez kolejki parowe po destylarnię. Koniec zwiedzania to miejsce degustacji… 😉 Co ciekawe do spożycia NIE w drinkach jest polecany rum 7-letni i starszy. Wszystkie młode rumy pijemy tylko z dodatkiem czegoś… np. nasz właściciel Casa Orlando pił biały rum z sokiem pomidoworowym i dużą ilością lodu… ciekawostka…

Oba najważniejsze punkty programu mamy załatwione więc co by tu dalej… Jechać nie honornie więc idziemy sobie leniwie zaułkami Hawany. Wzrok nam się już tak wyostrzył i przyzwyczaił do tutejszego tła, że możemy wyławiać detale i smaczki. To jest zawsze problem, kiedy nie ma się dużo czasu w danym miejscu. Powstaje takie tunelowe widzenie. Coś się zauważa, ale traci kontekst całości, albo widzi się tylko szerokie plany i to bardziej kolorowe, a umyka to co na drugim planie, trochę w cieniu ale jest znacznie ciekawsze niż ten jaskrawy, głośny pierwszy plan.

Widzimy coraz wiecej detali architektury „wzbogaconej” o współczesne przeróbki takie jak dodanie stropu by wewnątrz wysokich pokojów parteru lub pierwszego piętra powstała wielka antresola do spania. Znajdujemy domy „wydmuszki” z których pozostały tylko ściany zewnętrzne albo dla odmiany szkielet. Obserwujemy życie ludzi. Na przekąskę wokół obiadową trafiamy na Plaza Vieja. Akurat przyszła kolorowa grupa artystów – mimowie, wielkoludy na szczudłach, piękne jak tropikalne motyle dziewczęta. Na chwilę na placu zrobiło się kolorowo i szara jego płyta z nieciekawą fontanną dorównała kolorami odnowionym fasadom kamienic.

Nawet nie pamiętam jak trafiliśmy z powrotem do naszej Casa. Ale w sumie jesteśmy tak blisko centrum, że przy naszym stopniu znajomości tej części miasta nie ma znaczenia czy nagle wyszliśmy na Callle Neptuno obok naszej cas’y czy jak chłopcy się zmęczyli to złapaliśmy kokosa i nim podjechaliśmy. W każdym razie popołudnie spędziliśmy na odpoczynku w casa by o zmierzchu wyruszyć na Malecon. Od nas na Malecon to coś chyba ze 300 metrów i może ze cztery przecznice. A ile się dzieje na tym odcinku! Wieczorem miasto żyje i to żyje tym dobrym życiem. Na ulicy się gada, bawi, gra w piłkę, podrywa dziewczyny,… Wszędzie słychać nie nachalną muzykę. Słabe oświetlenie maskuje odrapane fasady z odpadającym tynkiem wprowadzając dużo tajemniczości i nastroju romantycznego w te zaniedbane ulice. Bo jesteśmy w prawdziwej nie polukrowanej na potrzeby turystów z biur podróży Hawanie. Tu jest prawdziwe życie. Tu nie ma urzędowych gmachów ale jest (powtarzam) prawdziwe życie…

Powoli wędrujemy na Malecon. Kupiliśmy chłopakom bułki w panaderji i idą sobie podziwiając domowych graczy w bejsbola. W dzień było zawsze trochę ludzi na ulicy ale teraz jest nawet tłok. Wygląda na to, że większość osób nie chce się zamykać w mieszkaniach ale wychodzi na ulicę by spotkać się z sąsiadami, znajomymi, przyjaciółmi. Działają lokalne sklepiki, piekarnie, mini knajpki.

No i dotarliśmy na Malecon. Dla przypomnienia to plaża biedaków, miejsce z wodą jedną z najbardziej zanieczyszczonych na świecie i nadmorska najsłynniejsza promenada Hawany. W nocy rozświetlania właściwie tylko reflektorami samochodów. Latarnie pojawią się dopiero gdzieś tam pod hotelem Nacional. W naszej części jest ciemno i nastrojowo. Wiele młodych ludzi spotyka się tu na randki. Siedząc na murku można się przytulić i patrzeć na stada samochodów rozświetlających mrok.

Wieczór jest magiczny. Maskuje wszystkie niedoskonałości tak boleśnie widoczne w dzień pozostawiając same dobre wrażenia. Na koniec zabieramy chłopców do lokalnej knajpki na soczki. Przy stolikach głównie sympatyczne pary chłopak i dziewczyna, zapatrzone w siebie, szczęśliwe i dalekie od codziennych problemów kubańskich… Napojeni powoli wróciliśmy co naszej Casa.

I… spać… Dobranoc!


W tych rożkach panie sprzedają prażone orzeszki.
Za 1 CUCa powinniście dostać 6-8 rożków ale i… tylko jednego
jak się kanciarz trafi…
Z orzeszkami w coco-taxi jedziemy do centrum.


Spotkaliśmy Ernesta H.!!!!
Właśnie przypłynął swoim Pilarem do Hawany!


Zdjęcie z Hemingway’em – to jest pamiątka!


Odwiedzmy jego pokój hotelowy w Ambos Mundos.


Stary człowiek i może. Sea=future.
Jest nadzieja na przyszłość!


Gdyby to łóżko potrafiło mówić.




Chłopców najbardziej fascynują wędki z wielkimi kołowrotkami
i maszyna do pisania.



Polski akcent.


E.H. z trofeami myśliwskimi (tego akurat nie popieram.
Nawet nasz prezydent zmądrzał i rzucił strzelbę w kąt po wyborach.


Pismo dość staranne i czytelne.
Ciekawe czy przed czy po mojito?


A ten rękopis to był od tego fundamentalnego pytania:
Być albo nie być oto jest pytanie… A nie to ten Szarkspir…
Tu powinno być: Komu bije dzwon…


Za tymi kratami jest pustka chociaż to miejsce szczególne…


…pierwsza fabryka w Hawanie i na Kubie.
Z sarkazmem zacytuję ze ściany: Witat Fidel!


Artyści idą!!!



Wie Pani… mój tata też był wysoki…


Odpocznę sobie.


No i takie tam nasze hawańskie perygrynacje…





Ciekawy pomysł. Z pisma Granma modele statku Granma.


El Ron znaczy RUM!


Facet! Nienastrojona!


Muzeum Rumu – Havana Club!
Dwie wyciskarki do pomarańczy i trzciny cukrowej…


…dają w efekcie coś pysznego!


To jest budowanie nastroju w oczekiwaniu na przewodnika.


Przepiękny dziedziniec.


Zaczynamy zwiedzanie od historii trzciny cukrowej.


Tak zagęszczano sok.


Z lewej kolejka do zwozu plonów. U nas na Ponidziu zwoziła
taka kolejka buraki cukrowe. Z prawej najstarsza prasa.


Makieta kolejowa czy też model cukrowni zafascynował chłopców.



Tu coś bulga a dalej…


Cyt, cyt – cichuteńko gaz mi syczy.
Cyt, cyt – slychać wody jęk w chłodnicy.
Bul, bul – mówi rurka do wężyka.
Jaka piękna to muzyka.


No i efekt końcowy do leżakowania marsz.


Smutny bo praca w takim miejscu a pić nie można.


Cyt, cyt, bul, bul, ….


A tu możemy degustować…


…lub chociaż przytulić się!
Było miło!


Najlepiej utrzymany kościół w Hawanie i może na Kubie.
Też jedyny na budowę którego wydano zgodę za komuny – cerkiew!


Dawny kapitanat portu.


Okolice naszej casy.


Panaderija = piekarnia.


A tu Stasio w innej piekarni.


Przykład dzielenia wysokiego mieszkania na dwie części
górna do spania, dolna do życia w dzień.


Plaza Vieja.


Muzyka musi być zawsze.


Jeden z hoteli.



Od niedawna pieczołowicie chroni się dawne szyldy.



Skwerek Szymka Boliwarka.


Czyżby sugestia, że Fidel lubi to miejsce.


Polakito padł.


A ten działa!


Wyrzuciliście gramofon?… Tak?…


No to plujcie sobie w brodę! Jakie tu są winyle!!!


Na parterze jednej z kamienic jest…


…targ owocowo-…


-warzywny.



Ceny genialnie niskie! (w kubanach)


Obok stoisko mięsne.


A co to się tak bieli w oddali?


Acha! Będzie „piętnastka” – najważniejszy moment w życiu każdej kobiety na Kubie!


To właśnie efekt obniżania się Hawany.
Pozostawiono detale konstrukcji parteru kamienicy.


Była kamienica jest rewolucja.


Wieczorem ruszamy…


…naszymi zaułkami…


…w kierunku Malecon.



ten „wieżowiec” jest już na Malecon nad brzegiem morza.


Panorama „Miami” – z dwiema wieżyczkami jak dzwonnice Hotel Nacional.


Malecon…


…nocą.


Zakochane pary.


I powoli wracamy…


…w kierunku naszej Calle Neptuno.

Mam zdjęcie z Ernestem H.!

E.H. to ten z prawej jakby ktoś nie wiedział. W sumie jesteśmy do siebie podobni…

dv17_16

.:. DZIEŃ 27  .:.  MENU WYPRAWY  .:.  DZIEŃ 29.:.

Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.


(c) Portal Małego Podróżnika

Share