NAMIBIA. 10 lat później… – Z Epupa Falls do Etosha National Park
NAMIBIA. 10 lat później…
Z Epupa Falls przez Kunene River Lodge do Etosha NP
Epupa Falls
Pobyt w Epupa Falls to zawsze jest na wyprawie do Namibii coś jakby chwila oddechu. Dla jednych oddech po gwarnym Opuwo, a dla nas powrót do cywilizacji kiedy zjechaliśmy tu z Kaokolandu.
Na campingu jesteśmy… sami. To już kolejny raz ten cudowny stan bycia poza sezonem. Chłopcy idą poskakać na trampolinie, my idziemy do baru m.in. by dać znać, że szukamy Johna. To miejscowy przewodnik, z którym najlepiej pojechać do wioski Himba. To planujemy na jutro, ale dziś musimy się spotkać, przekazać pieniądze na zakupy potrzebnych rzeczy dla wioski. John zjawia się w ciągu pół godzimy. Po uściskach i radości ze spotkania ustalamy konkrety na jutro. Noc już więc ładujemy najważniejsze akumulatory, korzystając z akumulatora samochodu i spać.
NAMIBIA – Epupa Falls
Dzień zaczynamy od…. lotu nad wodospadem. Widok z góry robi wrażenie. Wodospad ten zawsze mi się podobał z racji swojej niezwykłości. Niby są narzekania, że mało wody, ale jak jest jej dużo to nie widać tej wspaniałej wąskiej gardzieli.
https://youtu.be/KvqBPGUDmbc
Rzeka ma tu ponad 200 metrów szerokości, a sam wodospad składa się w sumie z dwóch części, które dzielą rzekę na dwa koryta. Patrząc w górę rzeki, część lewa to takie klasyczne kaskady. Ale z prawej strony jest główna część w postaci głębokiej na 40 metrów gardzieli, wąskiej i ustawionej… wzdłuż nurtu!
Woda do tej gardzieli spada z przodu i z boków. Widok niesamowity, który możemy zobaczyć z półek skalnych w dole rzeki. Oczywiście trzeba bardzo uważać bo wiele skał jest w chwiejnej równowadze i mogą być śliskie. Niestety nie da się skorzystać z plaży, a i siedzenia na brzegu i moczenie nóg jest niemożliwe z racji krokodyli, których jest sporo. Woda mętna i łatwo przeoczyć gada.
Wioska Himba
John zrobił zaopatrzenie więc możemy jechać. Jeszcze tylko zostawiamy oponę do załatania. Nie ma tu stacji, ale jest magik od opon i obiecuje zrobić co się da. Ruszamy do Himba.
Dwieście metrów za wioską zadymiło sprzęgło! Prosta, równa i płaska droga… ki diabeł?! W Kaokolandzie na najtrudniejszych drogach nic, a tu na „autostradzie” taka skucha… Włączamy napęd tylko na przód i jedziemy… działa. Coś musiało się oderwać z okładziny sprzęgła i wlazło gdzie nie trzeba. Tak czy inaczej dalsza droga przez Namibię to kaszka z mleczkiem więc nie będziemy sprzęgła za bardzo eksploatować. Byle by wytrzymało do końca.
Wioska jest kilka kilometrów od Epupa Falls. Okazuje się, że to wioska Marii, która sprawuje rządy kiedy wszyscy starsi mężczyźni są ze stadem w terenie, a ją zna Ania z ostatniego pobytu. Jak w domu!
O tym jak wygląda wioska Himba opisaliśmy w oddzielnym artykule – zapraszamy do lektury.
Z Epupa Falls do Kunene River Lodge
Odbieramy koło prowizorycznie zalepione, ale magik smutny bo mówi, że pomimo, szybkiego zatrzymania się opona wewnątrz mocno ucierpiała. No ale lepiej mieć półtora zapasu niż tylko jeden. Robimy jeszcze zakupy w sklepie, żegnamy się z Johnem i ruszamy w górę rzeki.
Jazda wzdłuż Kunene River kiedyś to była jedna wielka adventure. Rzeka lubiła zabierać kawały drogi, o zalewaniu nie wspomnę. Teraz droga „autostradowa” ale jednak zdradliwa. Po deszczach w Angoli nieprzejezdna (np. kwiecień/maj 2018) ale może być też pułapką na słabsze samochody. Kiedy jest wysoki stan wody to w dopływach (zwykle suchych) może być cofka z Kunene i z metr głębokości o błocie i grząskim piasku nie wspomnę.
Nawet mając dobrze wyposażony samochód nie da się jechać gdy odcinki zaleje woda, ponieważ z powodu jej mętności nie widać po czym się jedzie i czy nie ma wymytej dziury, gdzie nam się samochód utopi. Dziś mamy warunki luksusowe. Po wczorajszych ulewach woda spadła o pół metra. Wystają skałki z wody na bystrzach i rzeka wygląda malowniczo.
Przed zjazdem do Kunene River Lodge odwiedzamy DORSLAND MEMORIAL. To pomnik i cmentarz osadników, którzy tu w XIX wieku przekraczali Kunene River. Ci, którzy tworzyli tę falę osadniczą to byli Burowie (dziś nazywani Afrykanerami) wywodzący się pierwotnie z Holandii. Byli kalwinistami, ale osiedlali się też z nimi niemieccy luteranie i hugenoci. Ruszyli z RPA zmęczeni rządami Brytyjczyków, szukając miejsca do lepszego
NAMIBIA – Kunene River Lodgeżycia i niezależności. Byli farmerami więc szukali dobrych warunków do hodowli i rolnictwa. Kierowali się z Transwalu (dziś RPA) ku Angoli. Natrafiali na sporą rzekę Kunene, którą właśnie tu przekraczali. Wielu z nich zginęło stąd też cmentarz i pomnik ich upamiętniający ten Wielki Trek.
Czas zjeżdżać w kierunku lodgy. Okazuje się, że po raz kolejny jesteśmy… sami! Basen nasz, można poszaleć i nikt nie będzie mieć pretensji, że chlapiemy!
Wieczorem cudowna burza nad Angolą. Robimy zdjęcia pijąc piwko w barze. Ale burza ma też swoje wymagania. Jak tu jest burza to oznacza to „no power”. No power z zewnątrz bo generator działa do 22:00 i mamy czerdżing tajm. Co się nie naładuje dziś to naładuje się jutro.
W nocy popadało troszkę, akurat tyle by alejki pokryły się jednolitą mozaiką śladów kropli. Rano będzie widoczny każdy ślad! Rano mamy wieści, że do generatora wpełzł zebra snake. Nie jest to stworzenie, które trzeba lekceważyć i na alejkach widzimy jego ślady. Jest nawet taki trop, że wpełzł do klombu i nie widać by wypełzł. Niestety próby znalezienia go nie zostały uwieńczone sukcesem, ale patrzeć, szczególnie na trawniku pod nogi trzeba. Pewnie jednak wlazł w jakąś norę i będzie czekał na noc.
Dzień za to jest najlepszym momentem dla… małpiszonów! To Vervet monkey czyli koczkodany. Sprytne, szybkie, nie do upilnowania. Kanapka lub marchewka wprowadza je w bojowy nastrój.
Kiedy są to trzeba pamiętać by WSZYSTKO było przywiązane, lub zamknięte. ale na zamek, bo jak jest coś nakryte tylko klapą to otworzą w sekundę!
Stado oczywiście jest niechcianymi gośćmi na campingu. Czas więc na bitwę. Z jednej strony mamy koczkodany, a z drogiej właściciela lodgy i jego syna. Oczywiście ludzie nie nadążą za małpami ale… kule paintball’a tak! I to jest właśnie genialny pomysł! Karabiny paintballowe z kulkami oczywiście nie kolorowymi jako odstraszacz małp. Wiem jak to boli bo kiedyś dla synków robiłem za żywy cel i nie doceniłem tego jak znakomicie strzelają. Siniaki miałem przez miesiąc.
No więc koczkodany dostały wycisk. Ja też się przyczyniłem do ich wystraszenia bo jak wziąłem teleobiektyw i starałem się zrobić im zdjęcie to one myślały, że mam paintballa i spylały jak szalone. O skuteczności mogliśmy się przekonać kiedy koczkodan zabrał nam ze stołu kanapkę skacząc z 4 metrów i ocierając się o Anię! Czas ruszać ku Etosha NP.
Do wodospadów Ruacana
Jedziemy chociaż Kunene River Lodge jest tak urocza, że spędziłbym tam ze trzy dni. Droga od czasu do czasu odchodzi od rzeki i pozwala po kilku zakrętach spoglądać na nią z góry. Zbliżamy się do Ruacany. Przed miejscowością mamy atrakcję w postaci wodospadu Ruacana.
Właściwie to go prawie nie ma ponieważ cała (prawie) woda przepływa przez elektrownię i wypływa poza wodospadem stąd paradoks, że mamy sporą rzekę niżej, ale wodospadu nie ma. No to oczywiście się zmienia ponieważ w kwietniu 2018 wodospad wyglądał jak Wodospady Wiktorii w największej wodzie. Teraz mamy skałę i symboliczną strużkę jak z konewki.
No dobrze, ale zobaczyć do kompletu z Epupą trzeba. Sama Ruacana jest jak nasza wieś typu okolnica. Można się zapętlić. Szukaliśmy jakiegoś sklepu i ze dwa razy objechaliśmy dziwiąc się że…. nic nie ma. Najważniejsza jest stacja paliw Puma. Duża i mająca paliwo. Tu tankujemy i jedziemy do prawdziwego centrum handlowego mającego również niezwykłą atrakcję.
Outapi
Outapi to prawdziwe centrum handlu i usług wszelakich. Jeżeli chcecie zrobić zakupy nie szukajcie niczego wcześniej tylko pędźcie tu właśnie. Nas akurat zakupy nie ciągnęły poza próbą lepszego naprawienia opony ale największy BAOBAB.
Oczywiście to „dziedzictwo narodowe” itd… Drzewo jest chronione i co ciekawe na Google Maps znajdziecie je jako Ombalantu Post Office. Jest oczywiście kasa, sklep z pamiątkami i oczywiście drzewo.
Po obejrzeniu baobabu z zewnątrz wchodzimy do… środka! Drzewo jest w środku puste i tak duże, że urządzono w nim… kościół! Genialne miejsce, koniecznie trzeba je odwiedzić i uważam je za najważniejsze w tym regionie!
C46
Jedziemy na wschód drogą C46. Koszmarna z wielu powodów. Po pierwsze ruch samochodowy o wielkim natężeniu jak na Namibię. Po drugie stada bydła i innej żywizny plątającej się/wypasanej na poboczu.
Jest to najbardziej wypadkowa jeżeli chodzi o zderzenia ze zwierzakami domowymi droga w Namibii! Nawet policja ostatnio stwierdziła, że będzie robić tu regularne akcje karania tych, którzy wypasają przy niej zwierzęta. Niby świetny asfalt, ale nie da się pojechać szybciej bez poważnego ryzyka. No i często są mniejsze/większe miejscowości.
Teren rolniczy, zaludnienie jedno z największych w Namibii. Chcieliśmy uciec z C46 no ale jest strasznie późno, a my dziś teoretycznie mamy nocować w Etoshy. Nie jedziemy więc bocznymi drogami (może błąd) tylko ile się da jedziemy „hajłejem”.
Etosha National Park dziś nie dla nas
Wreszcie z ulgą skręcamy do drogi doprowadzającej do bramy parku. Jeszcze 17 km. Płasko upiornie, pasą się gnu, na horyzoncie cienka linia z czymś bielejącym… brama…
No ale słońce dotyka horyzontu. Kiedy jesteśmy na brami i niby mamy 20 minut czasu okazuje się, że już nie wjedziemy do Etoshy ponieważ nie dojedziemy o żadnej sensownej godzinie na camping. Musielibyśmy jechać po nocy co jest absolutnie zabronione.
No to mamy nocleg na dziko przed bramą. Trochę czujemy grozę, ponieważ dookoła walą pioruny i szaleją lokalne burze. My jednak jesteśmy na tak płaskim terenie, że te burze nie mają się o co zaczepić u nas. Nawet nie ma krzaków, sama trawa i gnu.
Mamy więc cudowny burzowy teatr. Oczywiście z czasem wszystko się rozmywa i gaśnie kiedy aktywność słońca zmalała do zera. Po pewnym żalu z całej sytuacji bawimy się znakomicie i uprzedzając fakty to, że nie wpuścili nas po nocy to bardzo dobrze.
Następnego dnia wjechaliśmy jak tylko otworzyli bramę i byliśmy znowu JEDYNYM samochodem na ogromnej przestrzeni. Co to oznacza? Mieliśmy np. nosorożca, który dał się nam obejrzeć po czym zniknął w buszu i już go pewnie tego dnia nikt więcej nie zobaczył. Widzieliśmy wiele ptaków, jeszcze nie do końca przebudzonych i nie spłoszonych… bajka!
Kaokoland (Purros> Orupembe> Van Zyl’s Camp> Epupa Falls) – strona główna
Zapraszamy na prowadzony przez nas portal o Namibii!
Nasza NOWA książka o Namibii: NAMIBIA. Przez pustynię i busz – więcej o niej na portalu, a jeżeli chcesz ją kupić to zapraszamy do naszego sklepu internetowego: Namib.pl!
(c) Portal Małego Podróżnika